Tl;dr - bo mi się nie podobało.
A oto dlaczego:
1. Główny bohater według scenariusza był miernym aktorem. Intuicja podpowiadałaby, że w sumie do tej roli można zatrudnić miernego aktora. Mierny aktor grający miernego aktora - to powinno się fajnie sumować, prawda?
No jednak się nie sumuje. O ile ten wybór pasował do scen, w których główny bohater miał pokazywać brak swojego aktorskiego kunsztu, to we wszystkich pozostałych był to wybór fatalny. Aktor grający aktora przejechał 90% filmu na raptem dwóch minach. Pierwsza: "maska na każdą okazję", cały czas ten sam lekko skupiony i zagubiony jednocześnie wyraz twarzy. Druga: "mam atak klaustrofobii" - rozdziawiamy buźkę i tężejemy. I to wszystko, co miał nam do zaoferowania. Osobowość mamałygi bez jakiejkolwiek barwy.
2. Reżyseria kluczowych scen to jakiś pieprzony żart. Zamierzony, niezamierzony? Nieśmieszny.
Scena stalkingu - no ja pierdzielę, brakowało tylko, by chwycił śledzoną za rączkę, aby jej nie zgubić. Idiotyzm tej sceny i następujących po niej (pościg na plaży, potem onirystyczno-onanistyczna scena miłosna między stalkerem i stalkowaną - BOGOWIE, DLACZEGO POZOWLILIŚCIE NA TAKI KICZ) wprowadza w stan ciężkiego "co do kurki, po co to oglądam?", który trwa już do samego końca.
Scena morderstwa - kurde, jak z Toma i Jerry'ego. Jakby reżyser powiedział: "Panowie, panie: wyłączamy logikę, zachowujcie się jak debile. Także zapomnijcie o jakimkolwiek aktorskim kunszcie, macie to zagrać tak, jakbyście grali jasełka. Rozumiemy się?". Aktorzy pokiwali głowami i co do joty spełnili jego polecenia. Napięcie: zerowe, dynamika: to już liczby ujemne. Do tego jeszcze wiertło do drewna do wiercenia w betonie czy metalu... powodzenia.
Scena finałowa - jakby to kręcił Walaszek. Aż się prosiło o jego dubbing.
3. Gołe baby(tm). Nie jestem pewien, czemu służyła golizna i mocny nacisk na sprawy okołoseksowe w tym filmie. W takim "8mm" z Mikołajem Klatką (z angielskiego "Nicolas Cage") podobna dosłowność pięknie wprowadzała w najmroczniejsze, najbardziej zwierzęce zakamarki ludzkiej natury. A tutaj? Nie wiem, miała podniecać, dodawać napięcia, dosłowności, nie wiem, naprawdę nie wiem jaki był jej cel, ale tego celu nie osiągnęła.
4. Tytuł. Tak, tytuł mi się nie podoba, zwłaszcza w polskim tłumaczeniu. Zdradza w zasadzie prawie cała fabułę: do morderstwa dochodzi jak mija raptem połowa filmu, a już po tytule wiemy, że babka zostanie zamordowana, no bo jak inaczej?
Ten film nie wiedział czym chce być. Thrillerem, komedią, kinem moralnego niepokoju, filmem sensacyjnym, wyszła breja. Nie sprawdza się w żadnej ze swoich funkcji. I nawet nie wyskakujcie mi tu z "ooo, jak ładnie przełamywał konwencje!". No fajnie, że przełamywał, jedzenie zupy widelcem też ją przełamuje, a jednak się tym nie zachwycamy.
Ten film nie jest "mocny", nie jest "mroczny", nie "operuje inteligentnie kiczem", nie ma w nim nic, co sprawiłoby, że ten film będę wspominał dobrze czy w ogóle.
Odradzam, stanowczo odradzam.
"Ten film nie wiedział czym chce być. Thrillerem, komedią, kinem moralnego niepokoju, filmem sensacyjnym, wyszła breja. Nie sprawdza się w żadnej ze swoich funkcji. I nawet nie wyskakujcie mi tu z "ooo, jak ładnie przełamywał konwencje!". No fajnie, że przełamywał, jedzenie zupy widelcem też ją przełamuje, a jednak się tym nie zachwycamy.
Ten film nie jest "mocny", nie jest "mroczny", nie "operuje inteligentnie kiczem", nie ma w nim nic, co sprawiłoby, że ten film będę wspominał dobrze czy w ogóle.
Odradzam, stanowczo odradzam."
Dokładnie tak.
Plusem dla kinomana może być to: odhaczony.