Tych trupów jest znacznie więcej, niż poprzednio. I film jest znacznie gorszy. O ile dobre wrażenie psuła trochę końcówka w oryginale, tak tutaj wszystko jest zepsute. Do wyboru, do koloru: schematyzmy, drętwe dialogi, wlecząca się akcja (oglądałem wersję o długości 139 minut). Mocno przewidywalny, a z żadnym z bohaterów nie można się utożsamić. Nikt do końca nie wzbudza sympatii, poza tym każdy jest jakoś słabo przedstawiony. Gdy zaś motocykliści wyskakują jak Filip z Konopii, to już zupełnie śmiać się chce. Żywe trupy łażą, a nasi bohaterowie strzelają to do nich, to do motocyklistów i nawzajem. Tom Savini zaś jest po prostu żałosny (dziwię się, że w ogóle się na niego patrzyłem. Charakteryzacja (zwłaszcza chodzących trupów) jest fatalna, wygląda o wiele gorzej, niz w oryginale. Przy okazji napiszę też, że nie rozumiem, po co Steven latał na okrągło helikopterem ponad dachem galerii. I dlaczego film ma taki tytuł, jaki ma, skoro akcja rozegrała się w ciągu kilku dni. Dziwię się, że takie coś nakręcił osobiście Romero.
Nie jest az tak zle .
Dla mnie jest to jeden z najlepszych horrorow jakie w zyciu widzialem .
Jak piszesz ze nie mozna utozsamnic - ja od poczatku trzymalem kciuki za ta blondyne w ciazy :) . Aktorzy moim zdaniem swietnie wczuli sie w swoje role
Zywe trupy - fakt nie najlepsze , charakteryzacja mogła byc lepsza i tez niedopracowane . Ale w remaku Snydlera mamy biegajace zombi - to juz mi sie nei podobalo wogule .
Motocyklisci - jak po raz pierwszy ogladalem ten film gdzies w polowie lat 90 ucieszylem sie , ze troche ozywi sie akcja . Troche niedosyt . Mogło to byc nakrecone zdecydowanie bardziej na serio , a nie ze motocyklisci obrzucaja zombi tortem i tak dalej .
Jednak mimo tego dla mnie jest to jeden z najwiekszych osiagniec w histori horroru .
Obejrzyj Ziemie zywych trupow - tam to sie dopiero zdziwisz ze film nakrecil Romero . Teraz czekam na Diary of the dead - moze cos ciekawego z tego bedzie .
Noc zywych trupow - 10/10 - zdecydowany nr.1 na mojej liscie horrorow wszechczasow .
Świt/Poranek zywych trupow - wersja rezyserska 7/10 , wersja normalna 8/10 - jeden z najlepszych horrorow jakie w zyciu widzialem
Dzien zywych trupow - 6/10 . Powiem jedno - niedosyt mimo swietnej koncowki .
Pozdro.
Tak, kobieta w ciąży to chyba jedyna postać, z która można się w tym filmie utożsamić, lub przynajmniej nie odrzuca ona tak, jak pozostali bohaterowie. Top zabieg, wg mnie, świadomie wykorzystany przez reżysera. Nie bez znaczenia jest tu chyba fakt, że to kobieta jest bohaterem pozytywnym, chociaż jej losy są ukazane wg mnie mniej dokładne niż mężczyzn, jej współtowarzyszy. Warto też też zauważyć, że bohaterka jest w pewien sposób "naznaczona" - jest w ciąży, co dodatkowo jakby czyni z niej postać "słabą" (czytaj - niezdolną do podjęcia walki, obrony). Podobny zabieg zastosowali bracia Coen w "Fargo", gdzie główna bohaterka, policjantka prowadząca śledztwo dotyczące brutalnego morderstwa, także jest w stanie błogosławionym, a poza tym prowadzi spokojne i nudne życie ze swoim mężem w małym miasteczku. U Coenów jest to jednak element gry z widzem, pewien sposób modyfikacji panujących konwencji. U Romero tego nie ma.
Co do motocyklistów - rzeczywiście wydają się oni jakby z innej bajki. Może twórcom zależało na tym, by ukazać nie tylko agresję na linii ludzie-zombie, ale także ludzie-ludzie? Zombie zabijający dla pożywienia w porównaniu z ludźmi zabijającymi dla dóbr materialnych?
W ogóle film ten doskonale sprawdza się, jeżeli chodzi krytykę społeczeństwa konsumpcyjnego. W "Nocy żywych trupów" natomiast położono raczej nacisk na rozpad więzi międzyludzkich, kruchość współnoty.
Co do latających tortów i elementów mniej poważnych... Zauważ, że nie tylko motocykliści wprowadzają jakąś komiczność. Przecież w hipermarkecie przez duże partie filmu słychać, dość ciekawie dobrane do rzezi w nim panujących, zabawne motywy muzyczne. Zdaje mi się, że Romero umyślnie odszedł dość mocno od całkowitej powagi...
PS. Nie jestem specjalistą od zombie, ale wydaje mi się, w "Nocy..." zombie stawali się ci ludzie, którzy umarli, lub zostali zabici. Natomiast w "Świcie..." tylko ci, którzy zostali przez nich zranieni, którym został odgryziony jakiś kawałek ciała. Czy to nie jest pewna nieścisłość?
Ja tam nie miałem problemów z utożsamianiem się z bohaterami. Owszem, może nie byli oni zanadto wylewni, ale jednak im kibicowałem.
I bardzo dobrze, że Romero nie postawił w tym filmie wyłącznie na grozę. "Noc..." była zbyt poważna, ponura, niezwykle pesymistyczna w surowej formie jak i przekazie. Zabrakło w niej elementów komicznych, które moim zdaniem są niezbędne w tego typu filmach. Tutaj mamy kilka zabawniejszych momentów i wyszło to bardzo dobrze.
Nie zgadzam się z tą opinią. Kiedy oglądałem film za pierwszym razem, ze strachu ledwie obejrzałem go do końca. Po kilku latach, odświeżyłem go sobie i stwierdziłem, że to najlepsza rzecz o zombie zaraz obok "Nocy żywych trupów" tego samego Romero.
Nie sądzę, że "Świt..." jest mocno przewidywalny, bo ja np. nie spodziewałem się tego, że Murzyn podda się aby po kilku chwilach zechcieć jednak uratować siebie, wskakując na dach a potem do helikoptera. A czy spodziewałes się nieoczekiwanego przez nikogo najazdu motocyklistów? Bardzo w to wątpię.
Owszem, ma ten film pewne wady (np. nieco anachroniczną już dziś charakteryzację czy też krew koloru bardziej różowego niż czerwonego), ale to, co decyduje, że jest świetny, to jego klimat oraz budowanie napięcia przez reżysera. A aktorzy? Może i mało opatrzeni, ale taki był już cel Romero, aby w obsadzie nie znalazły się hollywoodzkie gwiazdy, bo film był bardzo tani budżetowo. Ale dzięki takiemu zabiegowi, horror ten nabiera na autentyzmie i dlatego przeraża tak samo a może i nieco lepiej niż jego część pierwsza z roku 68. Już sam fakt, że nawet stroniący od kina grozy krytycy uznają "Dawn of the Dead" za jeden z lepszych horrorów w gatunku, świadczy chyba o tym, że coś w nim jednak musi być, skoro ma takie dobre opinie. Co nie znaczy, rzecz jasna, że każdemu się on musi podobać.