To chyba będzie najkrótszy z moich komentarzy, ale nie mogłem się powstrzymać...od śmiechu. Film jest tak głupi, że bóle brzucha i łzy nie dawały mi spokoju przez cały seansik. Dawno nie widziałem produktu z Hollywood, który przynajmniej nie stara się być ambitny zawierając w sobie to wszyskto czego w amerykańskim filmie nie lubię. Tu przynajmniej wszystko miałem podane na tacy: śmieszni aktorzy, śmieszna fabuła, śmieszne robaczki, śmieszne dialogi itp itd. Po tym filmie przynajmniej jasno i wyraźnie wiem jak rozpoznać dobre kino - wszystko tylko nie Starship Troopers ;)
Do glupiego sera!!!
Panie Morolog wiesz dlaczego swinie nie patrza w gwiazdy - bo nie maja szyji. Ty moze masz szyje ale napewno brakuje ci wyobrazni! Jak masz krytykowac to mow co jest nie tak bo wedlug mnie gra aktoeow jest dobra moze oprocz Denis Richard
Viva Hollywood!
Uważam, że nie brakuje mi wyobraźni, a jeśli jednak mam jakieś zaległości to nie powinienem się o nic martwić, bo ludzie z Hollywood jak widać mają jej pod dostatkiem. Zasiadlem do tego filmu z dystansem, bo nie oczekiwałem wiele po 'wojnie z robalami'. Co jednak sprawiło, że dotrzymałem go końca tej bajeczki? Właśnie poczucie humoru, śmieszności i absurdu (nie wiem czy zamieżone) w jakim zostali pokazani bohaterowie oraz fabuła (ta wszechobecna powaga skojarzyla mi sie od razu z parodiami w stylu Nagiej broni czy Hot Shots). Hollywood słynie z efekciarskiego zaplecza technicznego, co w połączeniu z nieskomplikowaną fabułą przynosi efekty czysto rozrywkowe i komercyjne. I tak jest z tym filmem. Przy nim nie trzeba wysilać wyobraźni. Zalecałbym raczej jej wyłączenie żeby jakoś przetrwać.