Bo to nie jest do końca sf, ani efekciarstwo, ten film to parodia i pastisz i pod tym kątem wygląda zupełnie inaczej :P .Parodia systemu totalitarnego, wysyłania ludzi na rzeź w imię "wyższych celów" i robienia "wody z mózgu" młodzieży. Kontrast stanowi niemal cukierkowe liceum i problemy przyszłych "obywateli", którzy bez wachania godzą się na uczestnictwo w tym cyrku, każdy ma swoje trywialne powody. Clancy Brown jest niemal zabawny szkoląc nowych rekrutów, nie tyle może on, co cała sytuacja. A scena z wiadomości "do you want to know more", kiedy dzieci depczą robaki na ulicy i cieszy się z tego rozhisteryzowana mama jest całkiem wymowna. Kiedy żołnierze dają "potrzymać dzieciakom karabin i rozdają łuski, oznacza to przewrotny pastisz na współczesne zagrywki armi amerykańskiej. Z tego zapewne powodu jest mocno niepoważny i dużo w nim celowych nonsensów.
Ten obraz zawiera głębię ukrytą pod płaszczykiem powierzchowności.
Kontynuatorzy nie zrozumieli moim zdaniem o co w nim biega :))))
Dopiszę trochę więcej dla tych, którzy nie wyłapali sensu mojej wypowiedzi:
Ten film jest wspaniały!!!!! klasa sama w sobie. Duchem przypomina nieco książkę "wieczna wojna" (The Forever War) Joe Haldemana (tu przypomnę: "Chociaż Joe Haldeman walczył w Wietnamie, nie był przekonany ani co do celowości wojny ani do instytucji armii w ogóle..."), choć otoczkę ma zdecydowanie inną, parodiową. Dla mnie to zdecydowanie film antywojenny. Niestety nie czytałem jeszcze pierwowzoru czyli powieści Heinlaina. Myślę natomiast, że może się on mieć do filmu, jak powieść Dicka (Do androids dream about electric sheep?) do filmu Blade Runner, którego jest pierwowzorem. Czyli, jeśli ktoś zna pozycje - książka niesie zupełnie inne przesłanie niż film, lecz oba dzieła są wspaniałe :)
Bohaterami filmu są absolwenci liceum, którzy wkraczają w dorosłe życie, w nowoczesnym społeczeństwie, w którym aby zostać obywatelem i mieć prawo głosu należy odbyć służbę wojskową... . Trójka szkolnych przyjaciół zgłasza się na ochotnika. Johnny Rico - bohater szkolnego boiska - składa podanie do piechoty, jego dziewczyna marzeń - Carmen
Ibanez na szkolenie pilotów kosmicznych, przyjaciel - Carl Jenkins, który jest nad wyraz rozwinięty intelektualnie do wywiadu wojskowego, a Dizzy, zakochana w Rico przyjaciółka - rezygnuje z kariery sportowej by być blisko niego. Szybko przekonują się, jak wiele ich dzieli... oraz o tym, że dorosłe życie szybko zaciera szkolne przyjaźnie.
Drugą płaszczyznę filmu stanowi tragiczny wątek nieszczęśliwej miłości pięknej Dizzy Flores do Johnnego Rico. Chłopak zakochany w Carmen - słodkiej dziewczynce, która nie traktuje go poważnie i porzuca dla własnych ambicji i wygody, nie zauważa uczuć jakie żywi do nigo druga koleżanka z klasy Dizzy. Szczera miłość i wytrwałość w końcu zwyciężają, jednak trwa bardzo krótko. Zbyt krótko, by Rico zdążył się czegoś nauczyć. Gniew wypełnia pustkę w duszy bohatera, który zatraca się w nim by zapomnieć o prawdziwym szczęściu jakiego doznał. Dalszy splot wydarzeń ponownie pchnie go w ramiona Carmen, lecz tym bardziej tragiczne i niepotrzebne wydaję się szczere uczucie Dizzy...
Ten film nie zalicza się jednak do czystego gatunku sf, czy kina akcji. Nie efekty świadczą o jego klasie. To parodia i pastisz systemu totalitarnego, wysyłania ludzi na rzeź w imię "wyższych celów" i robienia "wody z mózgu" młodzieży. Kontrast dla mgliście uzasadnionej rzezi stanowią niemal cukierkowe scenki z liceum i problemy przyszłych "obywateli", którzy bez zastanowienia godzą się w tym uczestniczyć, a każdy z nich ma swoje trywialne powody, nikt bezpośrednio nie krytykuje systemu, w którym żyje. Sierżant Zim - oficer szkoleniowy w jednostce piechoty - jest niezwykle brutalny w metodach stosowanych podczas szkolenia, a jednocześnie bardzo ludzki i opiekuńczy. Takie ironiczne sprzeczności chechują niemal cały scenariusz. Natomiast scena z "wiadomości", przedstawiająca dzieci depczące robaczki na ulicy i cieszacą się rozhisteryzowaną mamę jest całkiem wymowna. I oni mają swój mały udział w wiekiej wojnie z "najeźdźcą", a przecież sam fakt, że uczeni są nienawiści jest przerażający. Verhoeven posługuje się kontrastem i pokazuje wszystko w radosnej scenerii. Zadowoleni z siebie żołnierze dający "potrzymać" dzieciakom karabiny i rozdający łuski, są niemal ironiczni. Obraz stanowi przewrotny pastisz na współczesne poczynania armi amerykańskiej. Autor celowo posługuję się nonsensem i przerysowaniem. Przecież gdyby chciał nam przedstawić wspaniałą,
zwycięską wojnę, wprowadziłby na pole bitwy broń pancerną, artylerię, czy inne wymyślne cuda techniki. Pokazuję jednak setki ginących piechociarzy, ze śmieszną wobec potęgi wroga bronią ręczną. Pokazuje także w zabawny sposób, jak dowództwo cynicznie wysyła ich na śmierć, nawet nie starając się minimalizować strat, w myśl maksymy "cel uświęca środki". To wielkie dzieło Paula Verhoevena to karykatura normalnego, zdrowego społeczeństwa.
Ten obraz zawiera głębię ukrytą pod płaszczykiem powierzchowności, a przy tym ukazuje nie tylko bezsens wojny, także dlaczego tak się dzieje :)
heh, to tyle dla dla tych, którzy zawiedli się na braku spójności filmu - być może spojżą na niego łaskawiej, i dla piewców kina efekciarskiego - może dostrzegą w nim coś więcej... oraz dla tych, którzy go zupełnie zmiażdżyli - być może to czas na ponowną edukacje! :)))))))