„Życie Pi” (2012) należy do filmów, które koniecznie należy oglądać do końca, bez względu na to,
czy fabułą w pewnym momencie nas znudzi czy zirytuje. A muszę tutaj się przyznać, że sam
uległem tej pokusie, aby wyłączyć w połowie, pochopnie oceniając ten film jako obraz do bólu
naiwny, w dodatku z jakimś na siłę zmontowanym przesłaniem religijnego synkretyzmu i
„głębokiej” ekologii, która zdała mi się tu płytka jak kałuża. Dopiero pewien zaprzyjaźniony
kinoman zachęcił mnie, aby dopatrzeć do końca. No i warto było! Przede mną odsłoniło się
drugie dno – w zasadzie dopiero przez pryzmat końcówki filmu cały obraz staje się zrozumiały.
Sytuacje, które wcześniej odebrałem jako naiwne, zaczynają się powoli rysować jako
symboliczny zapis podświadomości, zaś cała otoczka ekologiczna stanowi swoisty kod
relacyjności.
Druga wersja zdarzeń, jaką opowiedział chłopiec na końcu filmu, wydaje się być najbardziej
prawdopodobna, jednak jest tak okrutna (bezwzględność, morderstwo, kanibalizm), że nawet ci,
którzy muszą sporządzić oficjalny raport, woleli wybrać tę niewiarygodną, prawie baśniową
relację. Ludzie zostają w niej zastąpieni zwierzętami, aby ukryć w nich okrucieństwo, które wtedy
staje się naturalne i akceptowalne. Sam mężczyzna zdaje się widzieć siebie pod dwiema
postaciami – jako tygrysa i jako chłopca. Dlaczego tygrysa? Myślę, że tygrys był wyrazem jego
podświadomości, która w sytuacjach krytycznych staje się bezwzględna i drapieżna, ale która po
wszystkim odchodzi w dżunglę, nawet nie oglądając się za siebie, pragnąc zapomnieć całą
traumę z przeszłości. Psychologia nazywa to wyparciem.
Można oglądać ten film na płaszczyźnie egzotycznej opowieści przygodowej, ale wtedy pozostanie
on płaski i naiwny. Można jednak się wznieść ponad dosłowność, odbierając całość w
kategoriach symboliki, dotyczącej tego, co rozgrywa się w naszym wnętrzu – i wówczas świat „Pi”
żyje jeszcze długo po jego obejrzeniu. Widzimy tu siebie wobec traumatycznych wspomnień i
człowieka, który musiał przeżyć znacznie więcej – np. obozy zagłady czy beznadzieję gułagów.
Widzimy życie dziecka, brutalnie odartego z dzieciństwa przez patologicznych rodziców lub losy
mordercy, który zamordował tylko dlatego, że zaistniały ku temu stosowne okoliczności. W
zasadzie każde życie można tu sobie podstawić w miejsce tej barwnej alegorii i zobaczyć, jak
działa mechanizm idealizacji świata, zacierania doświadczonego i wyrządzonego zła. Dopiero
gdy to sobie uświadomimy, gotowi jesteśmy pójść dalej w kierunku zrozumienia samych siebie.