Wrocilem z seansu.
Film ma podwojne dno.
Ktora wersja wydarzen w filmie dla was jest prawdopodobna ? Czy on sobie to na prawde wszystko wymyslil ?
Zastanawialem sie nad ostatnimi zdaniami w filmie.
- ktora wersja wydarzen bardziej ci sie podoba ? Pierwsza czy druga ?
- z tygrysem. Jest bardziej niesamowita
- i podobnie jest z Bogiem
mniej wiecej tak...
To ostatnie zdanie wskazuje na to ze wierzymy w Boga mimo ze jest to tak nieprawdopodobne...
Uwaga, zaSpojleruję troszkę ;)
Obie wersje są prawdziwe. Na tym własnie polega głębia filmu. Oczywiście na pierwszy rzut oka bardziej prawdopodobna wydaje się wersja z ludźmi. Ale przecież wersja nieco bajkowa, ze zwierzętami też się mogła zdarzyć. Najtrudniej uwierzyć w "mięsożerną wyspę" tyle, że po pierwsze, mogła być ona wytworem halucynacji, spowodowana głodem i wycieńczeniem. Po drugie, równie trudno wszak uwierzyć w choćby robale większe od człowieka. A przecież kiedyś takie żyły http://www.rp.pl/artykul/70957.html
I tak samo jest z wiarą w Boga. Wszystko zależy od sposobu postrzegania Świata. Można obserwować rzeczywistość przez pryzmat duchowy i magiczny albo intelektualny i realny. I każdy sposób jest prawdziwy...
dziękuję. pięknie napisane. dobrze wiedzieć, że są jeszcze ludzie, którzy nie patrzą tylko schematami. którzy nie przychodzą na takie fora tylko po to, by napisać o "totalnej bzdurze", "bajce skierowanej do dzieci" itd. sam nie jestem bardzo uduchowioną osobą, choć mam swoje niezwykłe momenty w ciągu roku, ale film podobał mi się. choć dopiero pod koniec musiałem usłyszeć, że są dwie wersje historii, by przekonać się do filmu bardziej. niestety albo stety, jestem wędrowcem i wojownikiem dosłowności : )
dużo dobrego i do zobaczenia gdzieś po drodze...
Pi spytał pisarza którą wersję woli. Podobnie jest z Bogiem. Każdy wybiera czy wierzy w jego istnienie.Nie wiadomo która historia jest prawdziwa i tego się trzymam.
Tyle że w rzeczywistości nie ma dwóch możliwości. Możesz wierzyć w Stwórcę który ludźmi się w ogóle nie interesuje, możesz wierzyć w Stwórcę który stworzył ludzi żeby przetestować jakąś swoją teorię, możesz wierzyć w Stwórcę który stworzył ludzi dla własnej rozrywki, możesz wierzyć w Stwórcę który stworzył ludzi żeby sami sobie radzili i sami odkryli wszystkie sekrety Wszechświata, możesz wierzyć w Stwórcę który stworzył ludzi po to żeby wyselekcjonować najlepszych wojowników do jakiejś wojny w zaświatach, a możesz wierzyć w Stwórcę który będzie po śmierci sądził ludzi w zależności od tego jak byli moralni.
Możliwości są tysiące i tylko brak wyobraźni każe ludziom upierać się przy jednej z nich. Oczywiście możesz wybrać jedną dlatego że ci się akurat podoba. Ale możesz wymyślić inną, która będzie ci się podobać jeszcze bardziej.
Masz racje, można wierzyć na tysiące różnych sposobów (stąd właśnie różnorodność religii). Tyle, że to są mało istotne szczegóły, rzekłbym zabiegi kosmetyczne. Tak naprawdę istotne są tylko dwie możliwości. Albo wierzymy w Świat piękniejszy albo w Świat bardziej prawdopodobny.
Jeśli więc wierzysz w bezlitosnego Boga, Tyrana i Sadystę to oznacza, że ta wersja jest dla Ciebie najbardziej prawdopodobna (w przeciwnym razie czemu nie uwierzyć w coś przyjemniejszego?). A to oznacza, że wierzysz w brutalną rzeczywistość.
A więc uwierzyłeś, że na tamtej łodzi byli ludzie. Zyskujesz poczucie tego, że nie jesteś naiwny i łatwowierny oraz unikniesz ewentualnego rozczarowania. Ale jednocześnie Twój Świat staje się dużo brzydszy. A więc coś za coś. To jest właśnie nierozstrzygalny dylemat. Zwłaszcza, że nie możesz mieć całkowitej pewności, że Świat pozbawiony jest piękna. Nieprawdaż?
Zresztą nie o Boga w potocznym, religijnym rozumieniu tu chodzi. A więc wiarę w sędziwego starca z siwą brodą. Dzisiejsza Nauka potrafi wytłumaczyć powstanie człowieka i życia bez odwoływania się do Boga (polecam na temat ewolucjonizmu książki Dawkinsa). Zawiedzie się również ten kto liczy na częste boskie interwencje. Ludzie nadal będą się mordować, chorować na śmiertelne choroby a samoloty będą spadać na ziemię. Lepiej więc Boga w te sprawy nie mieszać. Myślę, że Boga można i należy pojmować szerzej.
Jako wiarę, że jesteśmy tu po coś a nasze życie ma sens. A pod pod powłoką brutalnej, szarej rzeczywistości kryje się piękno i kolor. Może to i naiwne ale czy prawda nie może być naiwna?
Jeżeli o mnie chodzi to uważam, że rozum jest ważny, nawet niezbędny do pojmowania rzeczywistości. Ale nie wystarczający. Do pełnego zrozumienia potrzeba jest czegoś więcej. Pewnego rodzaju duchowości. Dlatego staram się stąpać po ziemi ale nie za twardo. Wierzę więc (a przynajmniej staram się wierzyć) w obie filmowe wersje jednocześnie.
Próbuję też wierzyć w człowieka. A więc w to, że może jednak ludzie są z natury dobrzy, wewnętrznie piękni i moralnie szlachetni. Ale to naprawdę trudne. Dużo trudniejsze od wiary w Boga... ;)
Pozdrawiam i życzę umiejętności zakładania i zdejmowania różowych okularów ;)
Muszę szczerze powiedzieć, że rzadko zdarza się trafić na tak mądrą i wyważoną odpowiedź. Dobrze powiedziane.
Jedyne z czym się nie zgodzę, to że świat piękniejszy musi oznaczać świat mniej prawdopodobny. Świat jest niesamowity. Nawet bez żadnych upiększaczy, po postu taki jaki jest. Żeby dotrzeć w nim piękno rzeczywiście nie wystarczy sam rozum - potrzeba jeszcze przynajmniej poczucia estetyki. Ale rozum też pomaga: pozwala dostrzegać piękno w obrazach z teleskopów i mikroskopów, w twierdzeniach matematycznych i w złożoności życia. Wszyscy nobliści dostrzegali piękno w tym, co odkrywali. Ono tam więc jest. A życie nasze jak najbardziej może mieć sens, nawet jeśli go nie znamy. Możemy się upierać przy jakimś konkretnym sensie i toczyć wojny o to, kto ma racje - ale to rzeczywiście są mało istotne szczegóły.
No i to pewne, że nie wszyscy ludzie są natury dobrzy i moralnie szlachetni, ale niektórzy z pewnością są.
Ja zrozumiałem to w ten sposób:
Każdy z nas może wyznawać którą tylko wiarę chce, dlatego że w każdej z nich chodzi o to samo - o Boga. I nie ważne jaki to jest Bóg, jak się nazywa - chodzi tylko o to, że wszystko sprowadza się do samego Boga, więc każda z religii jest dobra.
Dlatego też on mu powiedział: " ktora wersja wydarzen bardziej ci sie podoba?" A przed tym pytaniem, wytłumaczył że obie jego opowieści sprowadzają się do tego samego (jak gdyby tego Boga), lecz każda z nich jest inaczej przedstawiona.
Dokładnie tak-i właśnie dlatego ten film tak mi się podoba. Pokazuje jak bezsensowny jest konflikt religii gdzie jedni chcą narzucać swoje wyznanie innym a tak naprawdę w każdej z nich to jest jeden i ten sam Bóg tylko ludzie go różnie przedstawiają. A żadna "wersja" nie jest możliwa do udowodnienia podobnie jak obie historie opowiedziane przez Pi.
Czytając Wasze interpretacje filmu, zastanawiam się, jak ten film jest genialny. Niby nieskomplikowana historia, trochę fantazji i wyobraźni, a jednak ma głebokie dno. Od koleżanki usłyszałam słowo "beznadziejny" i zniesmaczyłam się tym, bo nie chciałam się nastawiać, tylko po prostu obejrzeć film. Być może nie doszłam do takich samych wniosków zaraz po filmie, bo byłam bardzo poruszona w wielu momentach, i po prostu łzy same płynęły... Cieszę się, że są takie osoby, które po obejrzeniu tego filmu, mają takie piękne przemyślenia, i dostrzegają jakiś głębszy sens, zamiast w niezrozumieniu i znużeniu używają słów "bezsensowny". Jedynym minusem dla mnie było to, że gdzieś w trakcie filmu zrobiło mi się niedobrze, od tego przebywania na łodzi ;) Dobrze, że w nocy było spokojnie.
I właśnie to ostatnie zdanie tak mnie wkurzyło, bo jest na poziomie katechizmu przedszkolnego... człowiek nie wierzy w Boga, bo to jest piękniejsza historia! Człowiek ma potrzebę wiary w sobie, przeżyć metafizycznych, mistycyzmu, poszukiwania sensu, a film spłyca niesamowicie głęboki problem wiary do przypowiastki o oddaniu się bogom, bogu prawie że odwróconemu, deus otiosus, który tylko daje nadzieję + podsumowaniu, że wierzymy, bo tak jest piękniej.
Hihihi :) Przypomniał mi się cytat z Czterech Pokoi : "unikaj stanowczych stwierdzeń , a nie wyjdziesz na idiotę" . :)))
Film na końcu zadaje pytania . Nie udziela odpowiedzi , bo to jest niemożliwe aby takowej i zadowalającej wszystkich udzielić . Wielu nie spojrzy na ten film , tak jak by sobie tego twórca filmu życzył . Zdaje on sobie sprawę z tego , nie obraża się . Mówi - wybierz sobie historyjkę , wybierz sobie interpretację . Dla jednego będzie to poruszająca opowieść i za to autor wyraża podziękowania prze Pi , a dla innego będzie to banalne przesłanie dla dzieci z podstawówki . I też taki odbiór autor akceptuje . Możesz iść z prądem albo pod prąd - wybór drogi należy do Ciebie i tylko Ty tą drogą podążysz i to sam ...
Mam wrażenie ,że nikt nie załapał o co chodzi. Pi dał do zrozumienia pisarzowi ,że to w co wierzy to jego wybór.Obie historie z logicznego punktu widzenia są prawdopodobne. Nie wiadomo która jest prawdziwa. "Podobnie jest z Bogiem" To czy w niego wierzysz to też twój świadomy wybór. Nie wiem skąd te rozkminy..
Mnie również zastanawia końcowa rozmowa. Jako pierwsza przyszła mi do głowy infantylna interpretacja, że ci co wieżą w boga mają przyjemniejsze i bardziej kolorowe życie. Sądzę jednak że ta wymiana zdań odnosi się też do innych aspektów życia i wszystko zależy od sposobu myślenia.
Film nie ma podwójnego dna. Pi spytał którą wersje woli pisarz. "Podobnie jest z Bogiem"Jasno dał mu do zrozuienia ,zę to czy w niego wierzy zależy od niego. Wiara w Boga to też wybór. Jedni wierzą w tygrysa, inni w bardziej logiczną tragedię. Część wierzy w Boga, a reszta wiadomo... To też wybór. Nie ma sensu tego łączyć. To co faktycznie się stało Pi zachował dla siebie.
Nikt nie wspomina o jeszcze jednej rzeczy? Choć Pi opowiedział "wiarygodniejszą" historię, w raporcie była opisana ta z tygrysem, czyli nie mówił pisarzowi prawdy do końca, tylko stworzył ją po to, by dać wybór jej odbiorcom.
jeszcze jeden aspekt :) hiena to kuk, marynarz to zebra, orangutan to mama, tygrys to Pi a Pi to.... Bóg.
tygrys miał mniejszą świadomość był zdany na Pi (ludzie zdają się na Boga) jednak gdy tygrys uratował się dzięki Pi, to mu nie podziękował, nie odwrócił się odchodząc (tak samo robią ludzie w stosunku do Boga, pamiętają o nim tylko w potrzebie)
można zwrócić uwagę, że ludzie bez Boga nie przetrwają , ale czy i nie Bóg bez swoich wyznawców nie jest zagrożony??
No i świetnie , że zadajesz takie pytania , o to chodzi ! Oczywiście , że można dać stosunkowo łatwą odpowiedź , taką dosłowną co autor miał na myśli w kwestii Boga . Ale ja widzę wiele tego "podwójnego dna" jednak . Można szukać naprawdę wiele interpretacji zdarzeń i to jest w tym filmie piękne . Sam twórca niejako do tego namawia . On nie spłyca , nie zamyka się w jakichś wartościach szukając tylko dowodów słuszności swojej jedynej tezy , ale wręcz przeciwnie - otwiera się na wszystkie dostępne wartości . Zważmy ile religii poznał nasz bohater i właściwe we wszystkich się utwierdził ! Modlił się do Allacha , Kriszny , Jezusa podczas tych dramatycznych wydarzeń , dziękował jednym bóstwom za dar poznania innego bóstwa ! Ba ! Dalej tak postępuje , cytat : " Hindusi mówią Amen ? Katoliccy Hindusi tak " :))) " Jestem chrześcijaninem , muzułmaninem , hinduistą oraz żydem - wykładam kabałę na uniwersytecie " ... Dlatego nie oceniajmy , niczego nie narzucajmy , a zachęcajmy do szukania odpowiednich dla siebie wartości w życiu . Tak jak to mówi Pi : " Którą pan woli historię ? Tą z tygrysem , bo jest lepsza . I tak samo jest z Bogiem " . Wolna wola , wolny wybór , wybierasz Boga bo z nim historia Twojego życia jest lepsza . Ale ktoś może dokonać innego wyboru i należy to uszanować , bo dla jego życia wybiera inną historię , w którą wierzy , inne wartości i cele :))) I nie ograniczajmy tego tylko do wiary w Boga lub jej braku , bo autor tego nie robi . Pokazuje nam dokładnie coś odwrotnego - że jest bardzo wiele dróg do wybrania , nawet w samej wierze i poszukiwaniu Boga ...
Byłbym bardziej ostrożny w znajdowaniu Boga w tym filmie.
Ten film to umiejętny opis stanu ducha nastolatka przez bardzo dojrzałego mężczyznę. Opis pełen sympatii, co filmowi wyszło na dobre.
Nastolatek szuka odpowiedzi na pytania metafizyczne. Znajduje odpowiedź, którą jest Wisznu-Chrystus-Allah w jednej postaci. Normalnie w świecie dorosłych mężczyzn wzbudziłoby to śmiech i politowanie "ha, ha, o ci młodzi, młodzi ...". Ale nie u Anga Lee. U niego widzimy tak wyposażonego nastolatka, który musi walczyć o przetrwanie na Pacyfiku przez siedem miesięcy i wygrywa. Pomagają w tym przetrwaniu jego dziecięce wyobrażenia Boga i nauki rozsądku pobrane od ojca. Potem wraca do cywilizacji i spotyka dorosłych innych niż rodzice. Wymyśla dla nich bajeczkę rodem z J.Ch. Andersena i zamyka się przed taką dorosłością. Gdy opowiada swoją historię pisarzowi, jest wciąż emocjonalnie bardziej nastolatkiem niż mężczyzną.
Właśnie to jest w tym filmie wartościowe - jawna pochwała dziecięcego spojrzenia na świat. O Bogu nie ma tam zbyt wiele.
I jeszcze jedno. Szalupa nie mogła zdryfować od Rowu Mariańskiego do Meksyku. Tak całkiem po prostu. Łączność między Filipinami a Meksykiem miała fundamentalne znaczenie dla Hiszpanów na Filipinach w wiekach XVI-XVIII. O ile przejście Pacyfiku w kierunku zachodnim nie przysparzało problemów, o tyle żegluga na wschód była bardzo utrudniona przez układ wiatrów. Najpierw trzeba było z Filipin dotrzeć do Japonii. Rozpoczynając żeglugę przy północnym brzegu wyspy Honsiu można było osiągnąć Kalifornię a nie tropikalną plażę w Meksyku. Niemożliwa podróż, niemożliwa wyspa. Trzeba pozwolić młodości odbywać niemożliwe podróże i przeżywać niesamowite przygody. I nakręcił to Lee, który zbliża się do 60-tki.
Dokładnie wersja wydarzeń należy do ciebie, jeżeli chcesz coś niesamowitego bierzesz tygrysa jak woli 'sielankę' bierzesz drugą wersję, więc wiara jest niesamowita, i podważalna, w to jak mocno wierzysz zależy od ciebie i od twoich przeżyć w życiu.
niestety ludzie są jak tygrys; w momentach kryzysowych zdają się na siłę wyższą (dla większości Bóg) ale gdy przetrwają zapominają o swoim Aniole Stróżu i odchodzą w swoją stronę, bez pożegnania (tak jak Richard Parker)
Ja po obejrzeni sądziłem, że tak na prawdę - to, co się wydarzyło na morzu - wydarzenia z tygrysem itp. były tylko przykrywką do tych "prawdziwych" wydarzeń. Że tak naprawdę - kucharz był hieną, a każde inne zwierze odpowiadało innej postaci, a Pi, z przemęczenia i głodu - wyobrażał sobie co innego. On chyba chciał na siłę pokazać (na przekór sytuacji z tygrysem w zoo, gdy ten był młodszy i wkradł się do pomieszczenia z R. Parkerem), że zwierzęta jednak mają duszę i zabijają tylko gdy są do tego zmuszone, a w głębi są wrażliwe, tak jak ludzie...