Ostrzegam, SPOILER.
A że ja im bardzo ulegam, film zyskuje u mnie wysoką notę. Na początku śmieszny - wygłupy, wypowiedzi oraz sama osoba Guido to wszystkie trzy rodzaje komizmu. Potem trochę razi czymś w stylu czarnego humoru (wiem, nie tak należy interpretować te sceny) kiedy ojciec próbuje synkowi wytłumaczyć, w jakiej sytuacji się znaleźli, ukazując obóz jako grę. Ciepło na sercu robi się w scenie, w której finałowo Jozue "otrzymuje" czołg. Trzy razy się popłakałem: kiedy dali znać Dorze przez nagłośnienie, że nic im nie jest, kiedy zabili Guido oraz kiedy Jozue odnalazł mamę.
Zdecydowanie polecam, wzruszający, wspaniały film, doskonała gra aktorów, świetna główna rola. Technicznie nie oceniam, bo to taki film, w którym ma to marginalne znaczenie.
I to zapadające w pamięci "Buongiorno Principessa"(pewnie jest błąd)... :)