Wczoraj obejrzałem film po raz kolejny i tylko utwierdziłem się w jego doskonałości. Fenomenalne jest to, że Benigniemu udało się zrobić śmieszny film o zabijaniu Żydów, jednocześnie trzymając się z dala od kpiny i parodii. Facet wykazał się naprawdę ogromnym wyczuciem, przez to docierając do widza niejako "tylnymi drzwiami" - przez śmieszność i paradoksalny optymizm obraz potrafi poruszyć znacznie mocniej niż niejedna ociekająca dosłownością historia z cierpieniem na pierwszym planie.
Nie przypominam sobie, aby tego rodzaju emocje wzbudził we mnie kiedykolwiek, jakikolwiek film. Tutaj śmiech i łzy nie tylko się przeplatają, ale i występują jednocześnie. Na widok Guido komicznie paradującego przed obserwującym go z ukrycia synem w jednej z końcowych scen filmu aż ciarki przechodzą po plecach.
Film zdobył cały wór nagród i moim zdaniem całkiem zasłużenie. To właśnie takie produkcje powinno się honorować Oscarami i podobnymi wyróżnieniami - nowatorskie, niebanalne, odstające na tle pozostałych - nie zaś dobre, ale czysto warsztatowe, o których zapomina się w pół roku po premierze.
zgadzam się w 100% - dzisiaj powróciłam do tego filmu i myślę, że zrobię to jeszcze kilka razy - pierwsze sceny: próby rozkochania Dory itp - łzy ciekną po policzku ze śmiechu. Za to końcówka - płaczę ze wzruszenia... To jest mistrzostwo i urok tego filmu - uwierzcie mi oglądałam bardzo dużo filmów o tematyce wojennej, studiuje historię i IIWŚ to moje "hobby", ale tylko "La vita e bella" oraz "Europa Europa" Agnieszki Holland potrafiły ukazać tragedię narodu żydowskiego w nietuzinkowy sposób i za to mogę powiedzieć twórcom tylko jedno: dziękuje :)