Niesamowite jak można bez żadnego cienia żenady połączyć zabawę z tragedią.
No a poza tym...
... Lider będzie ogłaszany przez megafon, a najgorszy musi nosić napis 'frajer' na plecach..
;].
Obejrzałam ten film drugi raz i dalej wywiera na mnie niesamowite wrażenie. Rewelacyjne połączenie tematu holocaustu z komedią.
Bez wątpienia moja ulubioną sceną jest moment, gdy główny bohater zgłasza się do tłumaczenia.. ;]
Rozwalił mnie ten tekst o liderach i frajerach, nie wyrobiłem w kinie i społeczność zmierzyła mnie wzrokiem jak jakiegoś nazistę... Tak jakby wszyscy zapomnieli na co się szykowali, tak jakby nie wiedzieli kim jest Begnini. A Begnini, owszem jest "komediantem", ale jest też inteligentnym człowiekiem i tyle w temacie, kropka. Ręce opadają, kiedy zbulwersowani hipokryci produkują się, że ten film to bejca z tragedii...
Niestety nie miałam przyjemności oglądać filmu w kinie, jednak Benigni, który jest 3w1 gra niesamowicie! Jeszcze nigdy nie widziałam tak umiejętnie zrobionej komedii w tragedii. Gdy oglądałam wczoraj film po raz kolejny uderzyła mnie jeszcze scena, gdy chłopczyk przybiega do ojca i mówi, że każą mu się iść kąpać a on nie chce.. Taka błahostka, która wtedy ocaliła mu życie. Kto wie, gdyby mały wiedział co jest grane - "robią z nas mydło i guziki" - może w obawie przez tym, co może go spotkać, nie przetrwałby tego okresu? Szczerze mówiąc nie rozumiem, jak można ten film oceniać jako "słaby". Zdecydowanie jeden z moich ulubionych. ;-)
Oglądałeś może inne filmy wyreżyserowane przez Benigniego? ;p
Nie, ale przecież nic wielkiego poza tym filmem nie wyreżyserował. Ale polecam filmy z Bnignim, któe reżyserował Jim Jarmush, a szczególnie "Noc na Ziemi", choć oczywiście nie każdemu filmy JJ muszą się podobać, ma dosyć specyficzny styl, ale dla mnie bomba.
świetny jest "Tygrys i Śnieg" Benigniego- może troszkę niedoceniany, ale naprawdę wartościowy. Utrzymany w innym klimacie niż "Zycie jest piękne", mimo iż opowiadający znowu o sile miłości w strasznych, wojennych czasach. Rola Roberto jest w tym filmie bardziej spokojna, troszkę poważniejsza. Zdecydowanie na plus zaliczyć można ciekawe przesłanie (niby podobne do jego oscarowego arcydzieła, a jednak inne) oraz rewelacyjną końcówkę, w dość mocny sposób zmieniającą odbiór filmu. No i na dodatek Jean Reno i ballada Toma Waitsa- kangur miażdzy :D
Szczerze mówiąc, nie miałam jeszcze okazji obejrzeć żadnego filmu Jim'a, jednak z chęcią poznam jego "specyficzny styl" ;]
Po kolejnym obejrzeniu "Życie jest piękne" zainteresowałam się innymi filmami Benigniego, z ciekawości czy inne produkcje również są warte obejrzenia ;p I chyba "Tygrys i śnieg" pójdzie na pierwszy ogień ;D
Swoją drogą edj.rush - co powiesz o filmie "Strasznie głośno, niesamowicie blisko"?
No cóż mogę powiedzieć- mimo iż początkowo byłem nastawiony do niego dosyć sceptycznie, pierwsze kilkadziesiąt minut wcale mnie jakoś nie oczarowało, a postać chłopca niesamowicie mnie irytowała (a przecież jest wyjaśnione, że cierpi na pewne schorzenie!), to jednak... Filmy zawsze trzeba oglądać do końca ;) "Strasznie głośno, niesamowicie blisko" jest na swój sposób magiczny, świetnie oddaje dramat ludzi, którzy muszą zmagać się z każdym kolejnym dniem bez ukochanej osoby. To film, podobnie jak "Życie jest piękne", ukazujący potęgę miłości-uczucia, które jest silniejsze niż śmierć ;) Dobra, chyba zbyt poetyzuję xD Dwa motywy w tym dziele całkowicie mnie ujęły- jeśli nie widziałaś, to nie czytaj spoilerów:
SPOILER 1: ostatnia wiadomość nagrana na automatycznej sekretarce i reakcja chłopca.
SPOILER 2: rola matki w całym poszukiwaniu klucza ;)
Poza tym- świetna gra aktorska, zwłaszcza całkowicie zasłużenie nominowanego do Oscara Maxa von Sydowa, no i piękna muzyka, na czele z prostym, ale jednocześnie wpadającym w ucho i tworzącym niepowtarzalny klimat utworem- http://www.youtube.com/watch?v=NE3pgjnrPAc
To jedno z tych dzieł, po których jeszcze bardziej doceniam zmysł Toma Hanksa do wyszukiwania wartościowych scenariuszy. To kolejny film, po "Forreście Gumpie", "Zielonej Mili" i "Cast Away", który potrafi wzruszyć i skłonić do refleksji. Z drugiej jednak strony rozumiem głosy osób, którym się wcale nie spodobał. Do pewnych produkcji trzeba podchodzić z sercem, starać się wczuwać w losy bohaterów, próbować szukać analogii do własnego życia- wtedy właśnie poznaje się tę cudowną "magię kina". Nie każdy potrafi i nie każdy chce się w taki sposób zatracić, ale jeśli kocha się kino, to, cytując za "Hugonem" Martina Scorsese (nawiasem mówiąc- ma o wiele więcej wspólnego ze "Strasznie głośno, niesamowicie blisko", niż mogłoby się na początku wydawać ;) o wiele łatwiej jest pojąć, że "filmy mają moc spełniania marzeń" ;)
kurczę, chyba jednak przesadziłem xD
Nie, jeszcze nie oglądałam tego filmu, ale cały czas się do niego przymierzam. ;) (oczywiście spoilery przeczytałam jeszcze niczym zobaczyłam, żebym tego nie robiła.. za bardzo się wyróżniały ;p)
Muszę Ci szczerze powiedzieć, że albo ciekawie opowiadasz o filmach, tak żeby nimi zainteresować, albo po prostu trafiłam na takie tytuły, że nie dało się ich opowiedzieć nudno i zniechęcająco ;p W takim razie "Strasznie głośno, niesamowicie blisko" z pewnością obejrzę w ciągu kilku najbliższych dni i czuję, że będzie to film, który przypadnie mi do gustu, a "Tygrys i śnieg" też już jest na mojej liście "Do obejrzenia" xd
Mam wrażenie, że soundtrack gdzieś już mi się przez uszy przewinął i jest mega nostalgiczny (przynajmniej ten kawałek z linka ;p). Kojarzy mi się z jakimś innym filmem, jednak nie jestem w stanie sobie przypomnieć tytułu.
p.s. Nie przesadziłeś i jeszcze pytanie czy oglądałeś "Yuma", bo widzę, że masz w 'do obejrzenia' "Zakochani w Paryżu" i tak przy okazji przypomniał mi się inny film z aktualnego repertuaru kinowego ;d
"oczywiście spoilery przeczytałam jeszcze niczym zobaczyłam, żebym tego nie robiła.. za bardzo się wyróżniały ;p"- kurde xD
"Muszę Ci szczerze powiedzieć, że albo ciekawie opowiadasz o filmach, tak żeby nimi zainteresować, albo po prostu trafiłam na takie tytuły, że nie dało się ich opowiedzieć nudno i zniechęcająco ;p"- widzisz, wybrnęłaś :D jeśli Ci się nie spodobają, to uznam to zdanie po prostu jako komplement i będę sobie wmawiał, jaki to jestem fajny :P jeśli nie, jeśli naprawdę CI się spodobają, to będę się cieszył, że nie jestem sam, hehe.
Co do tego linka, mnie osobiście, gdy usłyszałem pierwszy raz, od razu przypomniała się "Duma i uprzedzenie" z Keira Knightley. Ale to już raczej luźne skojarzenie ;)
"Yumy" nie oglądałem i nie zamierzam, wystarczą mi zwiastuny, które widziałem przed najnowszym "Batmanem" i "Prometeuszem" ;) Co do kolejnego filmu, to pewnie chodzi Ci o "Zakochanych w Rzymie"- ale to już jest moja pozycja obowiązkowa ze względu na Roberto Benigniego, który powraca do aktorstwa po 7 latach przerwy ;)
Właśnie, tak kończąc na Roberto- mimo tego, że wielu nie podoba się jego interpretacja Pinokia, to jednak bardzo sobie ją cenię. Coś jest w tym świecie, który stworzył- jakiś taki baśniowy klimat, potęgowany świetnymi kostiumami oraz charakteryzacją i genialną wprost scenografią (powóz Błękitnej Wróżki i jej pałac!). Do tego znowu rewelacyjna muzyka Piovaniego (który przecież za "Zycie jest piękne" dostał Oscara) oraz naprawdę dobra rola samego Benigniego, który w moim odczuciu świetnie pasował do postaci Pinokia, a dostał za rolę tę przeklętą Złotą Malinę...
Właśnie "Pinokio", obok "Zycie jest piękne" i "Tygrysa i śniegu", jak sam Benigni w wywiadach podkreślał, tworzą specyficzną trylogię, w której (za każdym razem w odmienny sposób) opowiadał o swojej miłości do Nicoletty Braschi, jego ukochanej żony i muzy, która wystąpiła w większości jego filmów ;) W zasadzie to nikt z takim wyczuciem i zaangażowaniem nie potrafi opowiadać o miłości jak Benigni... Ale to znowu tylko moje nic nieznaczące zdanie ;)
No i po przeczytaniu tego komentarza, będę musiała obejrzeć również Pinokia ;p Szczególnie ze względu na to, że jest częścią trylogii oraz z ciekawości, czy dojrzę "baśniowy klimat". Z reguły lubię, gdy ktoś ma własną wizję, więc może również przypadnie mi do gustu, jednak dam Ci znać jak już obejrzę, bo teraz mam mało do powiedzenia na ten temat ;]
Taaak, chodziło mi o "Zakochanych w Rzymie", bo widziałam, że Benigini też tam gra, jednak po usłyszeniu różnych opinii na temat "O północy w Paryżu" mam już lekki dystans. Jednak jak już obejrzysz możesz powiedzieć co myślisz to może mnie zaciekawisz ;D
Co do "Pinokia" właśnie- zapomniałem jeszcze o jednym szczególe! To jeden z niewielu przypadków, w którym nie irytuje mnie polski dubbing! Zresztą Jacek Braciak jako tytułowy bohater jest świetny, a całości uroku dodają kwestie Bartka Wierzbięty, który jeszcze nie był zepsuty tym pisaniem dialogów do absolutnie każdego filmu animowanego ;)
"O północy w Paryżu" też jest filmem nie dla wszystkich, ale cóż- taki jest Allen. Mnie urzekła w nim początkowa sekwencja ukazująca najbardziej znane miejsca Paryża, wspomagana klimatycznym utworem. No i jeszcze epizodzik Adriena Brody'ego! Jego Dali jest fenomenalny i kradnie cały film dla siebie, mimo że pojawia się raptem w dwóch scenach :D Zobaczymy na ile różna od tego filmu będzie produkcja o Rzymie ;)
Co do "Pinokia" to zobaczymy jak będę miała wieczór wolny od pracy i w końcu ten film obejrzę ;p
A w "o północy Paryżu" nie przereklamowali za bardzo miasta? Pomimo tego, że bardzo lubię Francję i Paryż, czytając tytuł mam wrażenie, że to kolejna mdła, oklepana romantyczna historia. I to jeszcze w Paryżu! Nie miałeś wrażenia, że ten motyw w filmach powtarzał się już setki razy? Takie odnoszę wrażenie po samym tytule, dlatego ten fakt mnie trochę zniechęca do obejrzenia ;p
Oj tam, Paryża nigdy za wiele! Kocham to miasto, a jak widziałem film Allena, przypominałem sobie moją ostatnią wizytę tam- mówię tutaj o początkowej sekwencji, bo reszta nie tyle koncentruje się na Paryżu, co na sławnych postaciach. Bo właśnie bohaterowie są w filmie Allena najważniejsi- Paryż jest tylko tłem, równie dobrze akcja mogłaby się rozgrywać nawet w Warszawie ;)
Może to po części jest powodowane moim sposobem oglądania filmów- weźmy pod uwagę taką dylogię "Before sunrise/sunset"- jedna część rozgrywa się w Wiedniu, druga w Paryżu, a dla mnie to było kompletnie bez różnicy, bo koncentrowałem się na historii, a nie miejscu akcji.