Tak wyraźnie podzielonego fimu jeszcze w życiu nie oglądałam! Pierwsza część, ta bardziej 'romantyczna' (albo zabawna, jak kto woli) strasznie mnie wynudziła; ale gdy znaleźli się w obozie, byłam zdumiona, jak diamentralnie zmieniło się moje podejście do filmu. Wprost trudno mi sobie wyobrazić, jak ciężkie chwile musiał przeżyć główny bohater... jak wielka była jego odwaga!
Zakończenie jest piękne - piękne i okropnie smutne, przynajmniej dla mnie. Życie jest tak bardzo nie fair! Tak bardzo! Najwspanialszą sceną z filmu jest właśnie ta końcowa, gdy synek biegnie i krzyczy:'Wygrałem! Wygrałem!'...tak, wygrał. Toż samo powiedzieć może główny bohater - na pozór brzydki, nieciekawy, cwaniakowaty komediant - udało mu się uratować to, co miał najcenniejszego. A ja myślałam, że włoskie filmy są beznadziejne...