PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=3456}

...I sprawiedliwość dla wszystkich

...And Justice for All
1979
7,6 13 tys. ocen
7,6 10 1 13109
7,4 10 krytyków
...I sprawiedliwość dla wszystkich
powrót do forum filmu ...I sprawiedliwość dla wszystkich

Po dwóch znakomitych musicalach ("Skrzypek na dachu", "Jesus Christ Superstar") postanowiłem zapoznać się z kolejnym filmem Normana Jewisona z lat 70., zgoła odmiennym od poprzednich. "...I sprawiedliwość dla wszystkich" to film, który może się podobać, a momentami nawet porywać widza i ma to związek z kilkoma powodami. Pierwszym jest niewątpliwie gra głównego bohatera, Al Pacino po raz kolejny pokazuje, że jest aktorem wybitnym, który potrafi wręcz manipulować widzem, pokazując swoje emocje na ekranie. Jako prawnik wypada szalenie przekonująco i gra na sporym luzie mówiąc żargonem. Drugim argumentem przemawiającym na korzyść filmu jest jego realizm. Nie ma tu zbędnych tyrad, idealizowania czegokolwiek (rzeczywistość wręcz jest tutaj brutalizowana), zaś dramaty ludzkie rozgrywają się na naszych oczach (gwałt dziewczyny, samobójstwo w celi, śmierć niewinnego, sfrustrowanego człowieka zastrzelonego w końcu przez snajpera). Ten film mógłby trwać zdecydowanie dłużej, procesy sądowe można by rozbudować, ale reżyser umiejętnie z tego zrezygnował, jedynie zarysował skalę pewnego problemu- korupcji, wadliwości systemu sprawiedliwości, przypadku, ślepego dążenia przez adwokatów do wygrania sprawy itp. I tu pojawia się kolejny plus tego filmu, owo zarysowanie problemu, w pewnym sensie zastosowanie kompozycji otwartej fabuły. Zdegenerowany sędzia Fleming z pewnością mógłby wykorzystać pozostające wadliwości systemu prawnego, by dowodzić swej niewinności gwałtu na dziewczynie (aczkolwiek przyznał się szyderczo Arthurowi, iż jest winny), a Arthur dający upust swej złości i wyproszony w końcu z sali sądowej mógłby ponieść konsekwencje swej niesubordynacji przez komisją etyki. Jednak nie to jest ważne w tym filmie, co zresztą daje nam odczuć Jewison na końcu filmu. Bezradny Arthur pokonuje swoje wątpliwości i ośmiesza całą sądową farsę, w jakiej od pewnego czasu przyszło mu uczestniczyć, widz jest zdecydowanie po jego stronie, zaś cała reszta (dalsze losy procesu, bohaterów, przyszłość Arthura itp.) schodzi na dalszy plan. Film angażuje pewne emocje widza, zmusza go do refleksji nad znaczeniem idei sprawiedliwości oraz powinności zawodowych.
Dobre aktorstwo i ciekawy scenariusz w końcu paradoksalnie przestają być najważniejsze w tym filmie na rzecz zaangażowania widza, co wyraża się w tym, że ten cały czas jest wciągany w dylematy bohaterów i zmuszony do oceny wycinka zaprezentowanej (choćby fikcyjnej) mu rzeczywistości. To stanowi jak dla mnie siłę tego filmu, który mimo wszystko nie uniknął pewnej schematyczności fabularnej.
Na marginesie można dodać, że pewne wstawki humorystyczne były czymś ciekawym i zaplanowanym kompozycyjnie, jeśli odbierać ten film w kategoriach satyry. Jest to na pewno jedno z ciekawszych dzieł z gatunku dramatu sądowego. 8/10.

diego88

w sumie zgadzam się ze wszystkim powyżej. bardzo przyjemnie się oglądało, zdecydowanie czas na ten film stracony nie jest. ale jestem teraz po takich hitach jak Serpico czy Pieskie popołudnie i po tej sieczce psychologicznej, tak jak piszą niektórzy, ...I sprawiedliwość wydaje się być bardziej komedią, kinem familijnym. mamy wrażenie, że to już było. standard. uznany prawnik musi bronić winnego, zmaga się z samym sobą, ostatecznie urządza scenę w sądzie w imię sprawiedliwości i wolności sumienia. ale - oho: to wszystko było, owszem, ale później. oglądamy film za filmem, wszystkie z podobną fabułą, potem wracamy do starego arcydzieła, które pierwsze poruszyło dany temat i nie jest winne temu, że później podobny motyw wykorzystano w takim np. Prawniku z Lincolna czy nawet Adwokacie diabła [bronić mojego winnego klienta?]. dbajcie o uczciwość oceny filmu!