Jestem ciekaw, co myśleli twórcy, kiedy postanowili przeciwnikiem Bonda uczynić cherlawego Francuza o imieniu Dominic Greene? To chyba najsłabszy przeciwnik, z jakim kiedykolwiek Bond miał do czynienia.
Poza tym zmieniono w tym filmie chyba wszystko to, co akurat zawsze działało bez zarzutów. Ani jednej sceny łóżkowej, jakby dla Bonda ważniejsze było ganianie z pistoletem. Kompletnie zmieniono priorytety. Przecież Bond nie jest bohaterem kina akcji. Jak nie musi nikogo gonić, to woli Martini i cygaro. A tu każą mu przez 2 godziny biegać i strzelać. I to dla laski.
Zresztą to potwierdza pewną teorię, że film o Bondzie jest dobry na tyle, na ile jego czarny charakter.
Bond to przede wszystkim bohater kina akcji, filmy o Bondzie są filmami akcji. Bond miał scenę łóżkową z Fields, w każdym razie wiadomo, że wylądowali w łóżku. Oczywiście, że Bond kierował się zemstą ale przecież chodziło także o zlikwidowanie wielkiej grupy przestępczej.
Czarny charakter nie jest komiksowy i groteskowy, jest niepozorny ale było wielu takich niepozornych, którzy nieźle namieszali w historii.