„Casino Royale” to film, który od razu uznałem za najlepszego „Bonda” w historii. Łączył klasyczne filmy z nowoczesnym kinem akcji. Zanim obejrzałem jego kontynuację, znałem wiele podobnych opinii na jego temat. Wszystkie podkreślały, że nowy „Bond” to dobre kino akcji, ale już nie część serii, którą wszyscy znaliśmy. W rzeczy samej - tak właśnie jest.
James Bond stał się jeszcze większym brutalem niż poprzedniej części, cały film zmienił się z kina szpiegowskiego w ultra szybki, mega efektowny kawałek kina, bez wytchnienia dla oczu i uszu. Trudno mówić tu o jakimkolwiek klimacie. Film zaczyna się i kończy tak samo efektownymi scenami akcji, więc trudno mówić o jakimś punkcie kulminacyjnym, który byłby szczególnie wart uwagi.
Z ciekawych drobnostek, które zapamiętałem było pisanie nazw państw i miast, w których działa się akcja filmu charakterystyczną dla danego miejsca czcionką, a nie jak to zwykle w takich filmach bywa, czymś na kształt komputerowej czcionki jak z jakiegoś rządowego komputera. Pamiętam takiej szczegóły, a nie pamiętam głównych wątków „Quantum Of Solace”, ponieważ prędkość akcji i brak czegoś, co wyróżniałoby ten film od innych wysokobudżetowych filmów akcji spowodowały, że zamiast skupiać się na fabule, zacząłem się nią nudzić (kolejna organizacja pragnąca przejąć kontrolę nad światem), odszedłem myślami od filmu i zgubiłem wątek. W przeciwieństwie do „Casino Royale” nie żałuję, że nie widziałem tego filmu w kinie. Na domiar złego w roli dziewczyny Jamesa Bonda obsadzono Olgę Kurylenko, która jak na razie w filmach udowodniła jedynie, że potrafi udźwignąć karabin maszynowy. Od kiedy zobaczyłem adaptację filmową „Maxa Payne’a” nie mogę ścierpieć tej osoby na ekranie, a tu byłem zmuszony oglądać ją bardzo często.
„Casino Royale” dał nadzieję mniej nierealistyczne kino z serii „007”, w nowej części Bond nie tylko jeździ, ale także pływa, lata i spada na spadochronie - nie ginąc przy otworzeniu go parę metrów nad ziemią... I wszystko diabli wzięli. Jeśli w następnej części wstrzyma oddech pod wodą na 15 minut, przynajmniej nie będę już zdziwiony.
Dodam jeszcze tylko przewidywalność fabuły i do znudzenia wtórne schematy zachowań bohaterów, co składa się na rating PG-14 a nie PG-16, bo wszystko wygląda i brzmi jak produkt dla 14-latka. Podkreślę, że nie jest to zły film sensacyjny, a jeden z lepszych, bowiem efekty specjalne, zdjęcia, montaż i techniczne aspekty są najwyższym poziomie, a to w końcu powinno wystarczyć na dobry film akcji. Po prostu po rewelacyjnym „Casino Royale” spodziewałem się czegoś choć podobnie świeżego. A tak mamy kolejne dobre kino sensacyjne, które jednak jak większość lub wszystkie nowe filmy sensacyjne nie może się równać z filmami akcji z końca lat 90-tych, jak „Con Air”, „Face Off” czy nawet seria „Lethal Weapon”.