Wielu mówi iż to już nie bardzo jest Bond. Trochę w tym racji. Marc Forster chyba zapomniał o wszelkich założeniach serii, robiąc z tego kiczowaty i dziwny film akcji. Realizmu nie ma tu już w ogóle, kolejne sceny zdają się byc wizjami rodem ze snu, a fabuły próżno tu szukac, to ciąg strzelanin, pościgów i bójek.
Najbardziej w tym wszystkim zdziwili mnie jednak przeciwnicy 007. To już maksymalnie groteskowe postaci, nawet jak na tą serię. Śmiem twierdzic że Dominic Greene mógłby byc bardziej wrogiem "Małych agentów", to bohater bajkowy, głupawy, pozbawiony klasy i niezdarnie udający że ją ma. Ogólnie dobór twarzy i charakterów do Quantum of Solace jest bardzo dziwny.
Czy to jest faktycznie zły epizod? Nie. Nie popada w melodramatyzm, nie dłuży się, jest dynamiczny i czasami dośc zabawny. Odrzucenie paru bondowskich dogmatów i ubranie odcinka w strój bezmyślnej rozrywki nawet trafiło w mój gust. Choc nie będę twierdził iż to jest w pełni udany bond, bo prawda jest taka że jego miejsce jest bardziej na końcu niż na początku listy najlepszych odsłon. Niemniej to nieduży zawód, bo doceniam inwencję reżysera, który dał nam odetchnąc i nie znajdziemy tutaj ani grama klasy czy wyniosłości. Choc przyznam że głupota niektórych scen faktycznie gwarantuje kilkukrotne klepnięcie się w czoło...
WITAM! Zupelnie nie rozumiem dlaczego sie uczepiles QUANTUM OF SOLACE bo gdybys byl prawdziwym fanem poprzednich bondow to sam bys zauwazyl ze byly o wiele glubsze bardziej bezsensowne czesci zupelnie pozbawione realizmu i czesto wrogowie bonda tak bezplciowi i bez polotu ze szok... Mi jak i wielu innym ludziom podobala sie ta czesc wlasnie za jej dynamizm szybka akcje i to ze byla zupelnie inna niz nudne CASINO ROYALE z debilnym textem bonda: "WSTRZASNIETE CZY MIESZANE? MAM TO W DU...E"...Widzialem w ciszy i spokoju 3 czesci bondow z Danielem C.i tylko ta czesc najbardziej mi sie podoba. O SKYFALL powiem tylko tyle ze nie uratowalo go to ze na sile wcisneli bondowskie smaczki typu stary aston martin itp.FILM JEST PODOBNIE JAK C.ROYALE ZA DLUGI I NUDNAWY I BRAKUJE MU DYNAMIZMU AKCJI POSCIGOW...Tego co ma QUANTUM... Bond to ma byc bond czyli akcja troche s/f wybuchy poscigi strzelaniny piekne kobiety i zarcik w tle a nie jakis melodramat jak CASINO ROYALE z bondem majacym jedna mine wiecznie smutna bez wyrazu... MAM NADZIEJE ZE BOND PO SKYFALL BEDZIE ROWNIE DYNAMICZNY I SZYBKI JAK TUTAJ...
Jedyna rzecz ktora mi sie w Q.SOLACE nie podobala to wrog bonda. Wrogiem bonda powinien byc nawet starszy aktor ktory mial w zyciu juz demoniczne role. Ja bym osobiscie widzial jako smiertelnego wroga RUTGERA HAUERA lub HOPKINSA. wiem ze oni potrafia zagrac naprawde przekonujace demoniczne postacie!
Ale zauważ że ja się generalnie większości części serii uczepiłem i wymieniłem w komentarzach pod nimi sporo wad. Nie jestem fanem ani 007, ani kina akcji. Raczej powiedziałbym że jestem po prostu fanem kina w ogóle i teraz wziąłem na warsztat oglądanie jego istotnego rozdziału czyli Bondów. Tak sobie w różnej kolejności z bratem oglądamy, a potem wymieniamy opinie po seansie. Wg. niego Quantum też jest lepsze od Casino, wg. mnie nie bardzo. Ale i tak oba te epizody jakoś za bardzo raziły mnie efekciarstwem i chaotycznym scenariuszem, gdzie sceny nie przeplatają się zbyt płynnie. Z całej serii najbardziej chyba lubię odcinki z Moorem, ale tutaj też różnie była.
Sęk w tym że dynamizm to nie wszystko. Składowa bonda to również dobra piosenka tytułowa, zdolna dziewczyna, przerażający zbir, zaskakujący scenariusz, obecnośc akcentów typowych dla lokacji które odwiedza, szczypta humoru oraz przede wszystkim świeżośc niektórych pomysłów. Dlatego Bondem idealnym wydają mi się "Człowiek ze złotym pistoletem" i "W tajnej służbie jej królewskiej mości" bo jednak wychodzą lekko ponad konwencję, ale w żelaznych punktach których się jej jeszcze trzymają (zbiry, kobiety itd.) są idealnie wyważone.
Zgadzam się co do melodramatyzmu- tutaj nie ma na to miejsca i co do przeciwnika- tak Hauer pasuje mi idealnie.
Pozdrawiam.