Uwaga spoilery! Film sam w sobie jest dobry, ale zakończenie mnie negatywnie zdziwiło. Gangster, który z uśmiechem na ustach wsiada do pociągu by wylądować w pierdlu? Nawet jeśli darzył sympatią swojego 'opiekuna', to nie jest to żadne wytłumaczenie.
Ha ! Dokładnie to samo mnie zaskoczyło in minus. Chyba już bym wolał żeby zginął w imię sprawy, bo tak wyszło bardzo sztucznie i cukierkowo. Dobry bohater zwyciężył, dostał hajs, uratował rodzinę i sprowadził deszcz. A zły (ale budzący sympatię) trafi do więzienia skąd i tak ucieknie z szelmowskim uśmiechem na ustach.
6/10
No i chyba własnie o to chodzi. Wie że ucieknie, więc może właśnie za swojego opiekuna dokończyć robote. Dostarczyć się do więźienia. Mnie własnie ta końcówka najbardziej urzekła.
No i chyba własnie o to chodzi. Wie że ucieknie, więc może właśnie za swojego opiekuna dokończyć robote. Dostarczyć się do więźienia. Mnie własnie ta końcówka najbardziej urzekła.
Shape, ElCrack,
nie zgadzam się kompletnie. Myślę, że taki obraz złoczyńcy jest bardziej fascynujący, zapada w pamięć.
A czego oczekiwaliście? Że boss gangu powybija wszystkich przeciwników, uwolni się z rąk prawa i, jadąc w stronę krwawiącego zachodu słońca, dołączy do swych kumpli? Chcecie zła absolutnego, bo jest widowiskowe, spektakularne, bo do tego przyzwyczaiła Was holywoodzka sztampa - taaa, to jest to!
Ale gangster, który okazuje się człowiekiem jest "dziwny" i "cukierkowaty".
To chyba aluzja do remake'u, co;)?
Mi też nie przeszkadzała postawa Wade'a w oryginale. Zresztą już samo ukazanie sympatycznego mordercy, który zabija dla zysku, nie w imię zasad było moim zdaniem powiewem świeżości dla tego gatunku.
Nie chodzi o "zło absolutne", tylko działanie wbrew ludzkiej naturze. Jeśli traktować to zakończenie serio, to bohater z pewnością nie był zrównoważony psychicznie.
Pomocy! Kto traktuje serio stare westerny? Te filmy rządzą się swoimi prawami - honorowy główny bohater, bezbrzeżne prerie, obowiązkowy happy end i oczywiście wierna blondynka w tle. Takie są zasady tej gry i warto je przyjąć, bo wtedy czeka nas - po prostu - świetna rozrywka. Po prawdę psychologiczną odsyłam do zgoła odmiennych gatunków filmowych.
o, bo tu w ogóle o co innego chodzi. "Boss gangu" to nie jest taki sobie, pierwszy z brzegu degenerat. To Prawdziwy Mężczyzna. Droga przestępcza to dla niego owszem, sposób łatwego zarobkowania, ale przede wszystkim Męska Przygoda. Wreszcie trafił na godnego siebie przeciwnika: nie zastraszonego wieśniaka, a odważnego faceta, do tego rozważnego i umiejącego posłużyć się bronią (nie tak jak "narwany" woźnica dyliżansu), jednym słowem Drugiego Prawdziwego Mężczyznę. Rozgrywka między nimi to nie walka dobra ze złem (chociaż oczywiście łatwo to wpisać w ten schemat), a pojedynek - gra równorzędnych przeciwników. Stąd ten delikatny uśmieszek, gdy Boss tuż przed skokiem do pociągu widzi swoich ludzi, widzi ich marność (cóż, ten jego gang składa się z typowych degeneratów). Wybiera sobie po prostu "godnego" partnera w grze, i wcale nie szkodzi, że stoi on po przeciwnej stronie barykady.
Niemały udział w tej końcowej decyzji ma również swiadomość, że Boss jest bohaterem mitu. Oto dzieje się Historia, o której przez wiele lat będą sobie opowiadać nie tylko dzieci jego strażnika, ale w ogóle wszyscy. A z naszego "codziennego" doświadczenia wiemy, że spektakularna klęska sprzyja tworzeniu się legendy. Boss wybiera (świadomie i dobrowolnie, z rozmysłem) własną legendę, za cenę wolności.
Wszystko doskonale sie tu motywuje, tyle, że "poza zasadą przyjemności", i sugerowąłbym, by ogladający, a zwłaszcza piszący tu o kinie, umieli spojrzeć na motywacje bohaterów ponad ich doraźnymi zyskami, chyba, że wolą wypisywać durnoty.
Dodałbym jeszcze jedną rzecz - dialogi. Niestety widziałem dzisiaj tylko remake, ale jeśli jest on zgodny z pierwowzorem, to pojawia się tu temat wynagrodzenia w kontekście przetrwania rancza i środków do życia rodziny Dana. Ben Wade wie, że jeśli odjedzie tym pociągiem, to wynagrodzenie musi zostać wypłacone. Co prawda w remake pojawia się gwizd na konia, który słysząc go biegnie za pociągiem, co daje nam jeszcze jedną możliwość interpretacji, tym niemniej zadanie zostało wykonane - Ben został odstawiony do pociągu I NIM ODJECHAŁ.
A ja właśnie nie widziałem remake'u; podobno bardzo się różnią. Tak czy inaczej: polecam pierwowzór, a jak podobał Ci się remake, to ta wersja też Ci się spodoba.
Obie wersje po trochu się uzupełniają. W remake'u mamy jak to w holywoodzkim kinie bywa, dosadne pokazanie motywów Wade'a - szanuje Dana jako rodzica, którego nigdy nie miał. Interpretacja wojtekacza też jest dobra i uzupełnia motywy obu panów. Osobiście wyżej cenię zakończenie filmu z 1957 r. Jest mniej patetyczne. Na pewno pierwowzór pozostawia więcej przestrzeni do interpretacji i przemyśleń.
Założyciel tematu właśnie nie zrozumiał chyba wyjątkowości postaci Wade'a ale dziękuję, że ktoś pokwapił się szybko z wyjaśnieniem. Mam również podobne odczucia co do zakończenia mimo, że w pierwowzorze żadnego gwizdu nie ma mimo to ten szelmowski uśmiech poddaje pod wątpliwość fakt, że w ogóle dotrą do Yumy.
Remak'u nie widziałam ale obsada aktorska zapowiada się ładnie więc skoro nie ma żadnych zgrzytów to chyba warto porównać.
No i co? A jak w 'Pulp Fiction' gangster grany przez S. Jacksona doznaje objawienia i kończy z procederem, to jest OK, nie? Tutaj bandyta grany przez Forda nie jest przecież tępym zabijaką, przeciwnie, jest inteligentny i ma wiele ludzkich odruchów. Potrafi docenić determinację farmera w zmaganiach z trudami życia dla dobra rodziny. Dlatego postanawia mu pomóc. Zgadza się, to jest 'dziwne', bo nierzeczywiste i nietypowe dla naszego egoistycznego i wilczego świata. Ale nie deptałbym tego filmu tak po prostu przez wzgląd na 'nieracjonalne' zachowanie gościa. A remake moim zdaniem jest świetny - z tym, że tu R. Crowe jako bandzior Wade jest jeszcze większym 'myślicielem' niż w wersji pierwotnej.