Glenn Ford, Van Helfin i Felicia Farr zagrali bardzo dobrze - z całej trójki najlepiej wypadł niewątpliwie Glenn Ford. Bardzo mi się też podobała muzyka w czołówce i połączenie westernu z kinem psychologicznym. Widok wisielca-samobójcy w jednym z domów na Dzikim Zachodzie to rzecz bardzo rzadko spotykana w westernach, za co wielki plus dla reżysera Delmera Davesa. Dużo scen, kiedy to jeżdżą konno, a nawet w końcówce jest motyw pociągu. Niestety, nie był w żadnej kategorii nominowany do Oscara - a szkoda, bo kilka nominacji zdecydowanie powinien ten obraz zgarnąć. Jak ktoś jest zapaleńcem westernowym, to jak najbardziej przypadnie mu do gustu! 8/10