I dlatego w komentarzach jest tyle wypowiedzi typu "ale nudy", "bezsensowny film" czy "nic nie zrozumiałem". Arcydzieło Kubricka zalicza się do tych filmów, które albo się ubóstwia albo wogóle ich się nie dostrzega.
Odpowiedni odbiór tego filmu polega, przynajmniej moim zdaniem, na dokładnym obejrzeniu go w skupieniu i ciszy. Czego, jak czego, ale akurat tego obrazu nie można oceniać po obejrzeniu pierwszych dwudziestu minut czy najciekawszych scen na YouTube. Do "Odysei Kosmicznej" trzeba podejść z największą powagą, i obejrzeć ją (najlepiej w samotności) całkowicie poświęcając na to te dwie godziny.
Zapewne celem mistrza Kubricka było takie stworzenie tego filmu, aby każdy mógł go odebrać i zinterpretować na swój własny, indywidualny sposób. Być może dlatego tak wielu ludzi go nie rozumie: bo w przeciwieństwie do innych, nowszych, filmów nie dostajemy do ręki gotowych, łatwo przyswajalnych wzorców, ale olbrzymią dawkę filozofii czy wręcz mistyki, dla której zrozumienia trzeba się naprawdę przyłożyć
Wielu ludzi twierdzi, że właśnie to czyni ten film tak niezrozumiałym i nudnym. Ale ja uważam, że właśnie w tym tkwi prawdziwe piękno "2001: Odysei Kosmicznej".
Świetne kino. Cudo wręcz. Ostatnie sceny to istna ekstaza. Film mnie wymęczył (może nie tak bardzo jak Lynch), ale było naprawdę warto. Cudna muzyka jak zawsze. Dzieło (jak większość/wszystkie? filmów Kubricka). I ja oglądałem sam, w ciemnym pokoju, w skupieniu przez cały czas. Tak też polecam wszystkim oglądać filmy (i nie tylko Kubricka, ale jego przede wszystkim).