PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=1458}

2001: Odyseja kosmiczna

2001: A Space Odyssey
7,7 139 720
ocen
7,7 10 1 139720
8,8 47
ocen krytyków
2001: Odyseja kosmiczna
powrót do forum filmu 2001: Odyseja kosmiczna

10/10 - film totalny

ocenił(a) film na 10

IMHO to najlepszy film jaki powstał w historii kinematografii.

Niedawno odświeżałem. Jakie wrażenie ten film musi robić w kinie. Odyseja powstała w 1968 i nadal robi piorunujące wrażenie. Najśmieszniejsze, że do tej pory nie nakręcono lepszego filmu zarówno w warstwie wizualnej jak i treści. Odyseja się w ogóle nie starzeje. Poza tym można ją interpretować na wiele sposobów a i tak się wszystkiego nie powie. Żaden film po Odyseji nie ma takiego wizualnego rażenia.

To nawet smutne jak dzisiejsi filmowcy nie potrafią swoimi komputerami zbliżyć się technicznie nawet odrobinę do tego filmu.

Jako ciekawostkę dodam, że Odyseja powstawała 3 lata i na jej potrzeby wymyślono 200 tricków.

Spotkałem się z opiniami, że Odyseja się starzeje.
Bzdura.
Właśnie potęgą tego filmu jest to, że nie opiera się on upływowi czasu. Powstał klasycznymi metodami bez ingerencji komputerowej sztuczności.

Film pomnik.

ocenił(a) film na 10
STAMiNA

Całkowicie się zgadzam:-) Technicznie żaden późniejszy film z kosmosem w tle nie jest tak porażający jak Odyseja.

ocenił(a) film na 10
laszlo4

No, może z wyjątkiem ostatniej Grawitacji ... w końcu ktoś postanowił pokazać nam piękno Ziemi widzianej z kosmosu ...

OmniModo

IMO Interstellar lepszy od Grawitacji

ocenił(a) film na 4
Borys07

Rety! Ten film jest dość przeciętny. Ale i tak lepszy od Grawitacji czy Interstellar.
Wypromowano go na arcydzieło i wielu bezmyślnie powtarza jak mantrę, że to coś genialnego.
Widać kompletny brak krytycyzmu o takich osób, skoro porównują go z Grawitacją.
Grawitacja jest akurat pełna fizycznych niedorzeczności na temat grawitacji.
W Odysei przynajmniej pokazano realistycznie jak może wyglądać "sztuczna" grawitacja na statkach kosmicznych. No i w ogóle efekty specjalne jak na tamte czasu były doskonałe.

ocenił(a) film na 10
Borys07

Interstellar to była próba Nolana zmierzenia się z Odyseją Kubricka, próba pod każdym względem nieudana w porównaniu z Kubrickiem, no może wizualnie Nolanowi wyszło sale to tyle.

ocenił(a) film na 10
Ostatni_Jedi

Interstellar do Odysei ma się jak olej rzepakowy do głośników Logitech - nijak. Skąd to wziąłeś, że Interstellar to próba Nolana zmierzenia się z Odyseją? Chłop chciał zrobić film sci-fi, to zrobił; spekulacje i wymyślanie jakiś teorii bez podstaw nie są fajne.

ocenił(a) film na 2
Akhpu

Słyszałem że chińczyki używają rzepakowego do smarowania przewodów m.in. do głośników, być może Loitech, kto wie?
Ale masz rację Akhpu, w ogóle pomyśleć że ktokolwiek mógłby inspirować się tym chłamem przy robieniu współczesnych filmów to przesada. To kino dla ludzi najstarszej daty którym obcy jest postęp technologiczny i jakakolwiek współczesna wiedza w temacie.

użytkownik usunięty
STAMiNA

Nic dodać, nic ująć. Ten film - tak jak same Monolity - jest nieśmiertelny i ponadczasowy.

ocenił(a) film na 2

2020 - nie jest.

ocenił(a) film na 8
NieMamSwojegoZdania

2021 - mylisz się.

ocenił(a) film na 2
jarken

Nie

ocenił(a) film na 10
STAMiNA

Dodatkowo mimo upływu czasu film pod względem naukowego realizmu przebija wiele dzisiejszych produkcji (choćby Grawitacja gdzie biegają od stacji do stacji z taką łatwością jak Niemcy pod brazylijską bramką). A przecież dopiero ludzkość szykowała się do lądowania na Księżycu! Dziś o samym kosmosie wiemy zdecydowanie więcej ale na tym polega właśnie wielkość Kubricka, po prostu facet genialnie przygotowywał się do wyreżyserowania filmu. Niestety w Hollywood hołubią teraz zasadę że więcej kasy z 5 przeciętnych filmów niż z 1 genialnego.

ocenił(a) film na 10
zrelaxowany85

Nie można zapomnieć o wspaniałym Arthur C. Clarke, który to wszystko wymyślił, a Kubrick to cudownie przekazał w formie wizualnej.

stawor80

Tak? A mi się wydaje, że Arthur C. Clarke wydał serię książek dopiero po premierze filmu. Największy wkład w scenariusz miał Kubrick.

ocenił(a) film na 10
stawor80

Ja czytałem, że najpierw było opowiadanie Clarka, potem wspólna praca autora ze Stanleyem Kubrickiem nad scenariuszem filmu i dopiero na końcu powstała powieść Clarke'a, na podstawie własnej wizji scenariusza, troszkę odbiegającej od tej filmowej. Trudno polemizować kto miał większy wkład. To wiedzą już tylko ci dwaj panowie.

ocenił(a) film na 9
stawor80

Te opowiadanie to "Posterunek" ("The Sentinel") z 1951. Zasadniczo rozwinięto tylko pomysł o pozostawionym przez dużo starszą cywilizację artefakcie, poza tym fabularnie z "Odyseją..." opowiadanie się nie łączy. Wykorzystano też pomysły z kilku innych opowiadań Clarke'a. Natomiast książka i scenariusz powstawały nie tyle razem ile równolegle choć przy ścisłej współpracy. Sam Clarke palmę pierwszeństwa oddawał Kubrickowi określając powieść mianem "osławionego scenariusza".

ocenił(a) film na 10
stawor80

http://esensja.stopklatka.pl/film/recenzje/tekst.html?id=485 - polecam przeczytać na tej stronce - sporo tego (12 podstron), ale warto. Wszystko fajnie opisane, dużo ciekawostek i jest tutaj cały proces twórczy między Stanleyem a Arthurem.

ocenił(a) film na 10
Spiff

Świetna stronka, wielkie dzięki.

ocenił(a) film na 5
STAMiNA

Film ma dwie podstawowe wady - jest masakrycznie nudny i ma irytującą i męczącą ścieżkę dźwiękową (pomijając muzyke klasyczną oczywiście). Większość dłużyzn nic nie wnosiła do treści. Pokazanie, że monolit wpłyną na ewolucje małp, nie wymagało 15-to minutowego fragmentu pełnego wrzasków i podskoków. Sceny lecących statków w kosmosie, nad księżycem czy inne chwalącę się osiągnięciami efektów specjalnych, nie musiały być takie długie (choć mogę się domyślać, że w latach 70-tych mogły wciskać w fotel). I ostatecznie końcowa scena przechodzenia w inny wymiar, pełna kolorów, dość abstrakcyjna, spełniłaby swoją rolę gdyby trwała 30 sekund, a nie 10 minut.
Także film może być przełomowy, może być klasyką, ale nie zmienia to faktu, że jest nieprzyjemny w odbiorze...

ocenił(a) film na 10
Spooky_Me

>Film ma dwie podstawowe wady - jest masakrycznie nudny
Dla mnie ten film właśnie nie jest nudny. Jest wręcz immersyjny. Widziałem Odyseję kilka razy i za każdym razem oglądam ją z takim samym niesłabnącym entuzjazmem. :)

>męczącą ścieżkę dźwiękową (pomijając muzyke klasyczną oczywiście).
Kompozycje w wykonaniu György Ligeti są specyficzne i nie każdemu muszą pasować. To muzyka tła i w tej roli sprawdza się znakomicie. Ta muzyka jest znakomicie dopasowana do obrazu i dobrze koreluje z tymże obrazem na ekranie.

>Większość dłużyzn nic nie wnosiła do treści.
Dłużyzny to właśnie taki styl. To zamierzony efekt. Zbyt długo trwało przygotowanie scenografii aby zrobić z filmu teledysk. Trzeba maksymalnie nacieszyć nią oko.

>Sceny lecących statków w kosmosie, nad księżycem czy inne chwalącę się osiągnięciami efektów specjalnych, nie musiały być takie długie
Patrz wyżej.

> I ostatecznie końcowa scena przechodzenia w inny wymiar, pełna kolorów, dość abstrakcyjna, spełniłaby swoją rolę gdyby trwała 30 sekund, a nie 10 minut.
hehe no widzisz dla mnie to najlepszy fragment filmu, który trwał zdecydowanie za krótko. :)

>Także film może być przełomowy, może być klasyką, ale nie zmienia to faktu, że jest nieprzyjemny w odbiorze...
No właśnie jest bardzo przyjemny w odbiorze. Moje oczy i uszy dostają orgazmu. :) Kubrick to poeta obrazu i dźwięku. Dla mnie to smutne,ze ktoś tego nie czuje ale sztukę nie każdy musi docenić.

ocenił(a) film na 5
STAMiNA

Zatem film trafia w Twoją artystyczną wrażliwość. W moją ani troche niestety. Stąd dłużyzny, które innych zachwycały, mnie zwyczajnie nużą. Tak jak nie każdy jest fanem malarstwa abstrakcyjnego albo poezji, tak samo nie każdemu przypada do gustu określony styl w filmach. Do treści filmu nie mam zastrzeżeń, po prostu uważam, że zmieściłaby się w 90 minutach, a nie 150

ocenił(a) film na 5
Spooky_Me

Mam dokładnie takie same odczucia po seansie. Dźwięki w tym filmie były trudne do zniesienia, czasem zatykałam uszy nie mogąc tego słuchać. Moim zdaniem każda rozwleczona scena była wydłużona zupełnie bez potrzeby, a jeśli ktoś uważa, że taką potrzebą jest wyłącznie scenografia przewyższająca swoje czasy, to widocznie jest zwolennikiem masturbacji nad własną zajebistością. Dodatkowo na minus jest dla mnie fakt, że film oczekuje od widza wymyślenia własnej interpretacji podziurawionej fabuły. Coś zostało odkryte, jakaś misja, po coś lecą, komputer coś chce... do końca nie ma wyjaśnienia, za to dostajemy sporą dawkę wizualizacji z Windows Media Player i kilka minut dziwnych egzystencjalnych przemyśleń.
Cóż, nie można powiedzieć, że film nie był przełomowy, ale już nie jest rok 1968, tylko 2015. Kosmos możemy oglądać w znacznie bardziej przystępnej i ciekawej formie w każdym programie naukowym. Trzeba wystawiać oceny za siebie, a nie pradziadka.

ocenił(a) film na 7
Freya_

Również się zgodzę. Gdyby go tak skrócić o 1/3, to zapewne dużo bardziej przypadłby mi do gustu. Pomimo efektów wyprzedzających epokę i całego swojego wpływu na późniejszą kinematografię, nie mogę wystawić wyższej oceny filmowi, na którym przysypiałam.

ocenił(a) film na 8
Filemona

Mam podobnie; również nie mogę wystawić wyższej oceny filmowi na którym tak się wynudziłem i na którym przysypiałem. Pod względem wizualnym i technicznym ewidentne 10/10, scenografia rzeczywiście powala, zwłaszcza jeśli wziąć pod uwagę, kiedy film powstał. Dla mnie jednak film to przede wszystkim fabuła: przedstawiona historia, dialogi, postacie, a nie zachwycanie się obrazem. W "2001" podobno jest niecałe 40 minut dialogów, a film trwa prawie 2 i pół godziny; fabuła schodzi na dalszy plan na rzecz strony wizualnej.

Spooky_Me

Zgadzam się z tobą w 100 procentach, strasznie męczyły mnie trwające dłużyzny, a efekty specjalne nie są zbyt widowiskowe, ponieważ opierają się głównie na przesuwaniu jednego obiektu (statku) względem drugiego (np. tła kosmosu). Po prostu film ten ma swoje lata nie bez znaczenia jest też jego własny styl narracji, który jednych fascynuje, a innych nuży.
Dla mnie film w takiej formie jest po prostu niestrawny.
Z powyższych postów wynika, że nie jestem taki wyjątkowy w tym względzie.

STAMiNA

A czy masz jakiś pomysł odnośnie wyjaśnienia końcówki? Bo ta była strasznie dziwna.

Rozumiem, że Dave'owi udało się w końcu wyłączyć HAL-a, a później pokazano jego drogę na Jowisza. Tylko że jakim cudem on w pewnym momencie znalazł się w jakimś pomieszczeniu wyglądającym jak w XVIII-wiecznym pałacyku z charakterystycznymi meblami i obrazami? I czy ten stary, pomarszczony astronauta w czerwonym skafandrze, to on sam, po wielu latach od zmagań z HAL-em? I kim był ten siedzący przy stole siwy człowiek, który upuścił sztuciec? I kim był ten pomarszczony i wyłysiały starzec leżący na łóżku i patrzący w jakiś czarny prostokąt? I co to była ostatnia scena, w której było widać jakby ludzki płód w jakiejś błękitnej bańce w pobliżu planety Ziemi?

Trojden

To dzieło metafizyczne, trudno pojąć je rozumem. Ten pomarszczony starzec to właśnie Dave, który znalazł się poza czasem i przestrzenią. Ten płód to również Dave.

Mahone93

Również uważam, ze jest to ta sama i jedna osoba. Trafił w taką czasoprzestrzeń, w której wręcz natychmiastowo starzał, a pokazane było to symbolicznie. O ile mężczyzna w skafandrze, siedzący przy stole oraz leżący na łóżku to Dave, tak nie potrafię się zgodzić z tym, że jest on również tym płodem. Gdyby na koniec ukazano również ciężarną kobietę, to można byłoby się nad tym zastanawiać, ponieważ nie przeczyłoby to naturze - że się tak wyrażę.
Kim/czym jest jednak ten płód? Przypuszczalnie symboliką pewnej nienamacalnej materii. Nie wiem jakie poglądy o wierze posiadał sam reżyser, ponieważ o tym nie czytałam. Jednak więcej słyszy się o artystach jako ateistach, niźli wierzących. O naukowcach to już nawet nie wspominając. Wszakże ateizm odrzuca istnienie m.in. sił nadprzyrodzonych, a ten płód wygląda na istotę nadnaturalną. Uważam, że Kubrick dał każdemu odbiorcy furtkę do własnej interpretacji, bez względu na poglądy, wiarę, czy niewiarę. W końcu to filmu to tym, czego namacalnie jeszcze nie poznaliśmy i w tym zakresie jak na razie możemy jedynie kierować się swoimi wyobrażeniami, odczuciami. Ten film to dla mnie czysty artyzm.

Slaught

Jak dla mnie to po prostu jego kolejne wcielenie, coś na wzór kolejnej szansy dla ludzkości, w znaczeniu symbolicznym. Może w pewnym sensie stał się oświecony, poznając tajemnicę wszechświata?

Mahone93

Też pomyślałam i o tym. Symbolika duszy, która czeka, aż będzie mogła wejść w ciało nowo narodzonego. Ale czy to koniecznie sam Dave?

Slaught

Przypuszczam, że to Dave (a raczej jego dusza, która przeszła do innego ciała), ale oczywiście każdy może mieć swoją własną interpretację tej sceny.

Mahone93

Wydaje mi się, że monolit jest kluczem do wyjaśnienia. Sama jeszcze nie wiem, jak to na razie "poukładać". Właśnie, jakie jest Twoje zdanie na temat tego monumentu? Czego może być symbolem?

Moje skromne zdanie:
Monolit dla nieświadomych małp przyniósł oświecenie, ale one wykorzystały ten dar również do złych celów - wygląda to również, jak otrzymanie wolnej woli. Na Księżycu tak jakby wymierza on karę kosmonautom, drażniąc ich uszy ogłuszającym dźwiękiem. Czy jest to kara za pychę, lub nonszalancję, za to, że robili sobie zdjęcia przy znalezisku? A może jest to kara za to, że próbują odkryć tajemnicę, którą nie powinni ruszać, bo to nie ich pora? A sytuacja na samym końcu? Widać umierającego Dave, który sprawia wrażenie spokojnego i pogodzonego z życiem. Wyciąga rękę do monumentu, tak jakby z pokorą. I tak, wychodzi na to, że poznał ten sekret, ale dopiero po swojej śmierci. I tu się już wkrada wiara, bo ateizm nie uznaje życia po życiu.
Pomieszczenie, w którym się znajdował Dave, uważam, że ukazuje cywilizację planety, na którą trafił, a która jest podobna do tej ziemskiej z XVIII w. Czyżby Dave najpierw odkrył obcy świat, a później tajemnicę monolitu?

Slaught

Wygląd hotelu był wzorowany na jakimś programie telewizyjnym, który został przechwycony przez TMA-1. Sam Monolit był nadajnikiem - jakaś wyższa siła za pomocą m.in. Monolitu w Afryce (scena z małpami) "zaszczepiła" inteligencję w ludziach, a przynajmniej przyśpieszyła ewolucję i TMA-1 był przynętą - gdy ludzie go odkryli, wysłał on sygnał do Obcych, bo skoro dolecieli już na swojego satelitę, to oznaczało, że są wystarczająco inteligentni i mogą zostać "ocenieni". Monolit przeanalizował dokonania ludzkości i naszą obecną sytuację i wysłał gdzieś dalej opinię, czy powinniśmy zostać zniszczeni, czy też zdaliśmy nasz test (podpowiem - nie zdaliśmy :D). Dave trafił nad Ziemię już jako coś ambitniejszego od człowieka, nasi Stwórcy opanowali technikę przechowywania świadomości w samej materii i po części podzielili się z nim tą możliwością :p

A przynajmniej taka jest na ten temat opinia Arthura C. Clarka.

ocenił(a) film na 10
Surprajs

"czy też zdaliśmy nasz test (podpowiem - nie zdaliśmy :D)"
czy to wynika z kolejnych pisanych przez ACC książek? bo w 2001 tego nie wyłapałem.

"nasi Stwórcy opanowali technikę przechowywania świadomości w samej materii i po części podzielili się z nim tą możliwością :p "

tu bym się upierał, że właśnie uwolnili się z okowów materii ale to w książce tak szeroko i pięknie ujęte, że w za sadzie kwestia dyskusyjna.

sol82

Wynika z kolejnych, ale też i z poprzednich. A dokładnie z opowiadania "Sentinel", które było pierwowzorem tego wszystkiego. Jeżeli dobrze je pamiętam - a tak być nie musi, bo czytałem je dawno i w oryginale - właśnie takie było przeznaczenie opisanego tam "strażnika", czyli TMA-1 z filmu i książki.

Możesz mieć rację, w każdym razie chodziło mi i o przekazanie tego, że pozbyli się ciał i to samo stało się z Davem.

Surprajs

Jedna z lepszych opinii na temat sensu filmu.

Slaught

Ateizm jak sama nazwa wskazuje nie uznaje istnienia Boga. Ale życie po życiu wcale nie wymaga istnienia Boga. Ludzka świadomość w takiej czy innej formie ( kwantowej czy jeszcze innej ) mogłaby istnieć po śmierci ciała. To nie ma związku z istnieniem Boga czy nie istnieniem.

Mahone93

Przepraszam, jeżeli moje wypowiedzi zabrzmiały tak, jakbym chciała narzucić swoje zdanie. Na pewno nie chciałam, żeby tak wyszło. Miałam na myśli jedynie zwykłą wymianę zdań - nie polegającą na przekonywaniu kogokolwiek do swojej opinii. A jedynie na zapoznaniu się z różnymi aspektami. Oczywiście rozumiem też to, że ktoś nie ma chęci do podzielenia się swoimi przemyśleniami. Nie ma problemu.

ocenił(a) film na 10
Slaught

można się oprzeć na tym, co jest powiedziane w pisanej wersji Odysei kosmicznej 2001. Clark w książce opisuje wszystko bardziej dosłownie i prościej, niż Kubrick w filmie.

Chyba jedyny taki przypadek, w którym można stwierdzić że film wybitnego Kubricka jest genialnym arcydziełem, a książka którą równie wybitny Arthur C. Clark napisał w oparciu o film 'tylko' doskonała.

sol82

Uważałbym z tym określeniem, że książka powstała na podstawie filmu. Prace nad scenariuszem i powieścią trwały jednocześnie.

ocenił(a) film na 10
ocenił(a) film na 10
Spooky_Me

Masz rację :-)

ocenił(a) film na 4
Spooky_Me

Bardzo dobrze powiedziane. Miałem takie same wrażenia po jego obejrzeniu.

Spooky_Me

"Film ma dwie podstawowe wady - jest masakrycznie nudny i ma irytującą i męczącą ścieżkę dźwiękową (pomijając muzyke klasyczną oczywiście). Większość dłużyzn nic nie wnosiła do treści. Pokazanie, że monolit wpłyną na ewolucje małp, nie wymagało 15-to minutowego fragmentu pełnego wrzasków i podskoków. Sceny lecących statków w kosmosie, nad księżycem czy inne chwalącę się osiągnięciami efektów specjalnych, nie musiały być takie długie (choć mogę się domyślać, że w latach 70-tych mogły wciskać w fotel). I ostatecznie końcowa scena przechodzenia w inny wymiar, pełna kolorów, dość abstrakcyjna, spełniłaby swoją rolę gdyby trwała 30 sekund, a nie 10 minut.
Także film może być przełomowy, może być klasyką, ale nie zmienia to faktu, że jest nieprzyjemny w odbiorze..."

Film jest kontemplacją rzeczywistości. Wszystkie dłużyzny jak nazywasz służą temu by ją pokazać taką jaką jest. I to jest fascynujące bo zmusza do zastanowienia się nad formą rzeczywistości w której się żeśmy znaleźli jaką przybrał wszechświat. Pokazanie wszystko skrótowo zabiłoby filozofię filmu wyrażaną obrazem. Jakie dźwięki? Są takie na jakie pozwala sama rzeczywistość, to nie ma być miłe, to ma pokazać możliwości jaką kreuje sam świat czyli też rzeczy niemiłe i irytujące bo... świat na to pozwala. To tak jakby narzekać, że musimy znosić smród gówna. Ale gówno jest bo ewolucja sobie tak umyśliła i już. To samo tyczy się końca. Tam chodzi o kontemplację tych wymiarów i samo fascynowanie się nimi. Że w ogóle coś takiego istnieje i może istnieć. Że w ogóle istnieje cokolwiek. Powiedzmy, że Kubrick pokazuje struny wg. teorii strun a Dave po prostu przelatuje do równoległego świata.

Małpy. To tylko 15 minut gdzie prawdziwa ewolucja zabierała się za to w milionach lat. I narzekasz na kwadrans pokazywania codzienności naszych przodków? Absurd. I jeszcze to, że to nie jest fragment tylko o tym, że małpy zyskały świadomość ale też o przemocy i zwierzęcej naturze człowieka, nagle przodek wynalazł lepszą metodę dominacji jednej grupy nad drugą. I to jest do dziś. Człowiek wynajduje lepsze sposoby by pokonać swego wroga. Gatunek rozwija się eliminując innych.

Sceny baletu to nie tylko efekty lecz podziw dla ludzkiego umysłu, oraz kontemplacja ludzkiej kultury. Statki są tym dla człeka współczesnego czym w XVIII wieku były dla ludzkości walce. Wyrafinowaniem ludzkiego mózgu skoro potrafi robić takie rzeczy gdy kiedyś była tylko pustynia i prymitywne zwierzęta. Więc to jest też kontrast dla epizodu poprzedniego. Kończy się tym, że człowiek wie, że nic nie wie. Małpy wymyśliły sobie boga a człowiek nauki nie wie czym jest wszechświat i jakie tajemnice skrywa.

ocenił(a) film na 5
grzegorz_cholewa

Panie! To było 8 lat temu...
Grupa małp otrzymała boosta do inteligencji i w efekcie zdominowała inne grupy. Tutaj nie ma większej filozofii. A to, że istnieje negatywna korelacja między inteligencją a przemocą widać także po współczesnych ludziach. Nie było to nic odkrywczego.
Scena przechodzenia w inny wymiar - naprawdę nie rozumiem co było fascynującego w tej scenie. Nad czym tutaj kontemplować? Można było te przejścia kolorów i kształtów ukazać w dowolnej kolejności i odbiór sceny dalej byłby taki sam, ponieważ ta wizualna reprezentacja nie miała głębszego sensu. Ani z naukowego punktu widzenia, ani metaforycznego. Także nie dość, że było to niezwykle abstrakcyjne i kiepskie, to trwało bardzo długo. Wystarczy porównać tę scenę do sceny z filmu Interstellar, gdy główny bohater wpada do czarnej dziury. To jak twórcom udało się zobrazować czas jako wymiar przestrzenny. To było fascynujące i pobudzające wyobraźnie.
Także jedynie mogę stwierdzić, że odbierasz film inaczej niż ja. I nie podzielam Twoich wrażeń.

Spooky_Me

Niestety, nie rozumiesz filmu. A przede wszystkim właśnie jego formy, która sama jest treścią. Interstellar nie przywołuj, szanujmy się i nie dawaj tego totalnego gniota bo to nie ta liga. To liga podwórkowa i przykład że Nolan jest mentalnym dzieckiem.

Film przede wszystkim jest nie jednoznaczny. Głównie dlatego, że jedne hipotezy się starzeją i film byłby miałki gdyby jeden konkretny motyw myślowy. Można mówić że artefakt dał świadomość albo, że to metaforyczne ujęcie zyskania świadomości. Skądś się wzięło to, że tak się wyróżniamy na tle innych. Człowiek ma korzenie zwierzęce - znaczy nie wyparł się całkiem swej natury. Zmienił tylko środki eliminacji.

W scenie przechodzenia? Sam fakt, że istnieje inny wymiar i dalsze tego konsekwencje myślowe. Monolit jawi się wtedy jako demiurg przypominający Ubika z książki Dicka a rzeczywistość jest pod znakiem zapytania. Oraz naturalizm świata pokazanego, po prostu sam świat jaki oglądamy za oknem - tu trwa to 10 minut ukazywanych procesów trwających w istocie miliony lat na powstanie równoległej Ziemi, i zjawisk poprzedząjących jej powstanie. Diamenty np. mogą znaczyć kształtowanie się praw fizyki, skądś się one wzięły przecież. No i za tym idące stare pytania ludzkości.

ocenił(a) film na 5
grzegorz_cholewa

Interstellar - 8.6 (IMDB), Odyseja Kosmiczna - 8.3 (IMDB). Wygląda na to, że większość ludzi jest odmiennego zdania.

To jest troche tak jakbyś próbował przekonać kogoś do malarstwa abstrakcyjnego. Kogoś, kto w ogóle nie czuje i nie rozumie tej formy sztuki. Jest to z góry skazane na niepowodzenie. A napawanie się tym, że ja rozumiem a Ty nie, stawianie się na wyżynach intelektualnych, redukowanie innej formy sztuki do gniotów, jest zwyczajne słabe. Bo to jest wszystko subiektywne. Więc fakt, że akurat Ty dostrzegasz coś w określonej sztuce, nie sprawia, że jest ona obiektywnie lepsza od czegokolwiek innego. Ale rozumiem, że to drażni. Miałem to samo wobec trylogii Matrix, gdy czytałem pełne ignoracji komentarze na temat drugiej i trzeciej części... Ale odpuściłem, bo ludzie mają prawo nie dostrzegać warstwy metaforycznej w ten sam sposób jak ja.

A wracając do Odysei - jedyne co mi się w niej podobało, to AI na statku kosmicznym, które było niezwykle niepokojące ze swoim bezemocjonalnym głosem. Cała reszta mnie zwyczajnie znużyła, właśnie przez formę, która na mnie nie działa.

Spooky_Me

Opinie ludzi. Bądź poważny. XD To dlaczego wg. innych numerem jeden jest Obywatel Kane?

Tematem Odysei jest samo istnienie. Jak można przyjrzeć się światu jak nie długimi scenami? To są cechy charakterystyczne wszystkich wybitnych filmów z gatunku slow cinema. "Szatańskie tango" swoją artystyczność zbudowało na długich ujęciach w których żyje pusty świat dookoła. Jak tu jest pustynia na której jest życie. Małpy, jaguary i tapiry.

Jeśli bóg jest złą hipotezą - bo to tylko wyobraźnia ludzi - film to bierze pod uwagę. I tak monolit może być skokiem świadomości a nie bogiem co stworzył wszechświat. Najpierw u małp w ogóle się pojawiła, potem ludzie mimo super technologii są bezradni wobec tajemnicy kosmosu - monolitu i na koniec powiedzmy ludzie wszczepili sobie mózg kwantowy i nadali sobie nową jakość dla samych siebie.... bo musieli. Bo słaby człowiek jest za słaby na nieskończoność. Tak można widzieć sens końca.

Tu nawet 3-minutowej wprowadzającej ciemności można nadać sens. Z niebytu wyłania się byt. Muzyka jako język stwarzania. Tolkien wymyślił stworzenie świata muzyką w Silmarilionie. Patrz jak teraz Odyseja ukazuje akt stworzenia co można by wkleić do pierwszych partii Silmarilionu.

Ilu tu jest motywów ukrytych to nikt nie zliczy. AI może mieć własną świadomość a może być jak kosmici których szukają ludzie bo staje się własnym odrębnym gatunkiem szukającym azylu od świata ludzi z którymi coraz mniej ma wspólnego. Więc monolit to może jego daleki krewny.

Gwiezdne dziecko to nie tyle człowiek przyszłości co sami obcy, którzy kiedyś byli ludźmi ale stali się dzięki życiu w kosmosie tak inni, że już dawno zapomnieli co to znaczy być człowiekiem. Zerwali więzy mentalne z dawną przeszłością liczoną w okresach milionów lat.

Cel istnienia człowieka - czy pokazuje że trzeba wyjść poza wszechświat jako sztuczną rzeczywistość i żyć pomiędzy wymiarami? Czy bóg ma swój wymiar? Czy kres rozwoju ludzkości łączy się z czymś metafizycznym? Wyjścia poza świat? Czy ludzkość się skończy czy będzie żyła w nieskończoność? Jeśli człowiek słaby to nie będzie żyła. Czy trzeba połączyć się z maszyną - monolitem - komputerem żeby ulepszyć siebie? I tak dalej.

ocenił(a) film na 10
STAMiNA

Dodatkowo mimo iż powstał przed tym jak Neil Armstrong postawił nogę na Księżycu to jest bardziej realny od wielu dzisiejszych produkcji, choćby Grawitacji. "Wstawki" w filmie są bardzo dobre i dodatkowo potęgują odczucie głębi i "nieskończoności" przestrzeni kosmicznej.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones