Gdybym, odpukać, był osobą obdarzoną wiarą, powiedziałbym, że ten film to dowód na
istnienie Boga. Bo tylko On potrafi stworzyć równie piękną ucztę dla zmysłów.
Jednak obdarzony nie jestem, więc może na razie wystarczy teologii, zwłaszcza, że mistrz
Kubrick do boskości wprawdzie pretendował, ale (w moim odczuciu) odpadł z wyścigu na
ostatniej prostej mając oczy nie-tak-znów szeroko zamknięte.
Średnia 7,7 dla Odysei jest według mnie mocno zaniżona. Ciekawi mnie jaka część spośród
kilkudziesięciu tysięcy oceniających osób oglądała ten film w kinie? Kiedykolwiek.
Ja pierwszy raz tak. Później różnie. A proszę mi wierzyć, że w tym przypadku rozmiar znaczy
bardzo wiele i zostawia trwały ślad. Dziś, po ..... latach i ..... obejrzeniach wystarcza mi dobrej
jakości kopia na piętnastocalowym laptopie, ale zaryzykuję tezę, że istnieje prosta korelacja
pomiędzy przekątną ekranu i jakością dźwięku, a średnią oceną filmu (TEGO filmu w
szczególności).
Wracając do głównego wątku, gdybym miał skupić się tylko na ocenie treści, to zapewne
siedem i pół gwiazdki (a może właśnie 7,7) byłoby bardzo adekwatne. Według mnie w
pierwszych 40 minutach nie dzieje się prawie nic, potem z minuty na minutę jest coraz lepiej,
aż następuje ostatnie 20 minut, kiedy to zarówno forma, jak i treść osiągają maksymalne,
bliskie ideału wartości.
Właśnie forma w 2001: Odysei Kosmicznej jest dla mnie tym, co ciągnie ten film z każdym
kolejnym seansem wyżej i wyżej. Bo o ile w warstwie fabularnej pierwsze 100 minut stanowi
przystawkę do 20-minutowej uczty, to w warstwie formalnej całość jest od początku do końca
majstersztykiem, co znalazło potwierdzenie w nagrodach, jakie film otrzymał: za efekty, zdjęcia,
scenografię i dźwięk.
Brakuje mi tu właściwie tylko dwóch rzeczy: Interstellar Overdrive w ścieżce muzycznej i głosu
Kevina Spacey jako HALa 9000 ;-)
Podsumowując: 10 i pół gwiazdki za formę, 7 i pół za treść.
I to by było na tyle.
czyli podsumowując, wychodzi przerost formy nad treścią , się nie zgadzam z diagnozą bo uważam, że w tym dziele ( jak w niewielu ) panuje akurat idealna harmonia formy i treści.
Ależ nie, nie przerost, w żadnym razie.
Powiedziałbym raczej, niedorost treści do formy. Przerost czegokolwiek automatycznie oznacza niedoskonałość, a tu forma jest absolutna i doskonała, nawet dziś, po 45 latach od dnia stworzenia. Tylko w moim odczuciu treść nie wszędzie nadąża - vide scena dokowania promu do stacji, gdyby nie sposób jej przedstawienia, jaki byłby jej sens i cel? Forma w tej scenie wydobywa treść właściwie z niczego. A harmonia idealna, tak jak napisałem wcześniej, owszem występuje, ale tylko w ostatnich 20 minutach. I tu już nie ma nic do odjęcia, nic do dodania, no może poza Interstellar Overdrive :-)
Napisał(a,e)ś "jak w niewielu". Może ja po prostu jestem bardziej wybredny, bo znam tylko jedno dzieło, w którym panuje idealna harmonia. To Siedmiu samurajów Kurosawy.
Filmweb jest bardzo niesprawiedliwy. Dziesięciogwiazdkowa skala powinna wystarczać, a czasem jest na nic.
Amen.
W zasadzie masz rację. Gdyby Odyseja była krótsza, byłaby arcydziełem i być może nawet najwybitniejszym filmem Kubricka; w swojej olbrzymiej objętości więcej ma formy od treści. W wielu scenach jest forma bez treści, zbyt dużo udawania sztuki, która przecież nie ma tylko celu dostarczania estetyki. Wielu tutaj fanów filmu myli estetykę ze sztuką. Dlatego ode "tylko" 9-tka (a surowo oceniam filmy).
Idealna harmonia pomiędzy wybitną formą a wybitną treścią występuje w Mechanicznej Pomarańczy, która razem ze Ścieżkami Chwały jest najdoskonalszym filmem Kubricka.
Dziękuję. Co do Pomarańczy zgoda, zdecydowanie mój numer 1 Kubricka. Tylko aż boję się pomyśleć, co by się zadziało, gdyby McDowell miał w tamtym czasie inne zobowiązania kontraktowe ;-)
Na szczęście to tylko gdybanie. Nie miał i historia potoczyła się właściwym torem. Ścieżek Chwały chyba nie widziałem, czytałem opinie, koniecznie trzeba to nadrobić.
Co do mojego sposobu oceniania, logika podpowiada mi, że NAJ... może być tylko jeden film. Choćbym za doskonałe uznał ich setki, to nie mogę wszystkich ocenić maksymalnie mając do dyspozycji zamkniętą skalę. Muszę wybierać, choć w moim przypadku nie było to wcale trudne. Od niepamiętnych czasów 10/10 ma u mnie jedynie Siedmiu samurajów, tak było, jest i prawdopodobnie już się nie zmieni. Brak możliwości dzielenia filmwebowych gwiazdek na pół, a nawet na ćwiartki wymusza natomiast bardzo dużo dziewiątek, dziewiątek "tylko" i "aż", dziewiątek o bardzo zróżnicowanej wadze i niemal każdorazowo innych kryteriach oceny. No i wśród tych dziewiątek siłą rzeczy muszą znaleźć się filmy, przed którymi wypada mi się głęboko pokłonić, ale też i te, o których nie wystarczy mi powiedzieć, że są wyłącznie "bardzo dobre".
Moja ocena jest, co oczywiste w pełni subiektywna i dlatego obdarzam dziewiątką i Odyseję i Pomarańczę. Ojca chrzestnego i Żywot Briana. Okruchy dnia i Świętych z Bostonu. Powiększenie i Dystrykt 9, Miasto Boga i Piękny Umysł i wiele innych filmów, może nie zawsze arcydzieł, ale zawsze dających mi pozytywnego kopa w głowę.
Swoją drogą, postawię flaszkę temu, kto mi przystępnie wyjaśni gdzie przebiega granica pomiędzy "dobrym", a "bardzo dobrym", bo ja nie odróżniłbym nawet chyba słodkiego od bardzo słodkiego :-)
Przepraszam, że nieco odbiegłem od głównego wątku, tak już mam.
To chyba po to, żeby jakoś rozświetlić brak surowości (i zdrowego obiektywizmu) w ocenianiu filmów przeze mnie. Czasem zdarza mi się dać 3, lub 4, ale niezmiernie bawią mnie te wszystkie "jedynki" i "dwójki" przy nierozumianych filmach Formana, Antonioniego, czy choćby Kubricka. To ile zostaje na Barwy Szczęścia?
Pozdrawiam.
Ale ja (i nie tylko ja) dostrzegam w "dłużyznach" (aż mnie wykręca, iż ktokolwiek "badający" Odyseje mógł dojść do wniosku opatrzonego słowem "dłużyzna") treść, co chyba jest dowodem na to, iż nie ma prawdy absolutnej zwącej się "Odyseja posiada formę bez treści tudzież kreujące bezsensowny oniryzm dłużyzny". Obiektywnie sprawę ujmując, patrząc przez pryzmat światowych krytyków Odyseja Kubricka jest jego najwybitniejszym dziełem, by nie rzec najwybitniejszym dziełem w ogóle całej kinematografii.
Ale rozumiem... Subiektywizm na tle tak egocentrycznej pewności, iż posiada w swym określeniu miano "obiektywizmu absolutnego" zawsze przelewa się na ograniczony odbiór sztuki. Nie chcę polemizować tutaj nad głębszymi personaliami, dlatego pytam się jedynie: JAKIE dłużyzny? - Konkretna scena, a najlepiej to prosiłbym o podanie długości całego filmu (są różne wersje) i ram czasowych danej dłużyzny.
Jakie dłużyzny? Przykład choćby podany powyżej przez cycka:
"Tylko w moim odczuciu treść nie wszędzie nadąża - vide scena dokowania promu do stacji, gdyby nie sposób jej przedstawienia, jaki byłby jej sens i cel?". Oczywiście chodzi tu o jej długość. Zbyt dużo niepotrzebnych sekwencji samego latania statków kosm. 15-minutowa podróż Bowmana do Jowisza powinna zostać skrócona do 3 minut i to już to przez niektórych byłoby uznane za dłużyznę, ale wystarczające aby nazwać tytułową odyseją. Jest wiele innych przykładów. Gdy statek ląduje na Księżycu i naukowcy podążają w stronę monolitu, to dzieje się znacznie za długo i uwierz, że gdyby zajęło to 1/3 czasu, to dałoby taki sam efekt "klimatyczny", a film byłby dynamiczniejszy, a forma nie odbiegałaby od treści.
Absolutnie się nie zgadzam. Oczywiście bazując na tym, iż takowe "odczucia" mi nie towarzyszyły. Odyseja jest też jak obraz - patrzysz i się zachwycasz, po cóż to skracać? Bo jakiś matoł nudzi się po 15 sekundach? Bo ktoś naoglądał się filmów akcji czy innego rozrywkowego powielacza z chaotycznym montażem i na tle przyzwyczajenia się nie może przyjąć nawet "próby" wczucia się w klimat i wirtuozerie formy? Nie wspominając już o tym, że to wszystko nie jest "eksperymentem", a przemyślanym, wielokrotnie modernizowanym i zmienianym zamiarem. 2001 posiada idealne zestawienie formy i treści. Przynajmniej dla mnie i jest mi z tym dobrze.
nie treść nie nadąża tylko szanowni interlokutorzy nie nadążają za treścią, która im umyka niczym bozon Higgsa tym z CERN-u pod Genewą Sic
nie nie odkryli, to była pomyłka w obliczeniach i się z ogłoszonych w mediach wiwatów cichcem wycofali
Proszę dopisz to do wikipedii:
http://pl.wikipedia.org/wiki/Bozon_Higgsa
"4 lipca 2012 ogłoszone zostało odkrycie nowej cząstki elementarnej przez eksperymenty ATLAS i CMS, pracujące przy Wielkim Zderzaczu Hadronów w CERNie[3]. Wyniki ogłoszone 4 lipca[4] zostały potwierdzone przez niezależne rezultaty ostatnich eksperymentów opublikowane w oficjalnej nocie kierownictwa eksperymentu ATLAS z dnia 31 lipca 2012."
Skreśl i napisz, jak to było naprawdę.
mam nadzieje że mi autor wątku wybaczy off topic. Jakkolwiek Wiki jest bardzo pomocna o tyle często zawodna, jeżeli chodzi o czysto naukowe podejście, gdyby to odkrycie było pewne i w 100 % potwierdzone to już by odkrywcy mieli Nobla a póki co, sprawa ma się tak. Oto cytat z tego co podałeś mi powyżej nie wiem po co ....... w oficjalnej nocie kierownictwa eksperymentu ATLAS z dnia 31 lipca 2012. Masa odkrytej cząstki, jak i wykrycie jej w oczekiwanych kanałach rozpadu wskazują, że z bardzo dużym prawdopodobieństwem jest to długo poszukiwany bozon Higgsa..... czyli nie z pewnością , czyż nie tak ? Dalszych dziejów cząstki już Wiki nie śledzi a ja owszem i miały się one tak , opiszę w skrócie bo nocy z powodów ambicjonalnych nie chce zarwać :) Jak trzeba prześlę źródła swojej wiedzy w angielskim by nie było, że coś źle tłumaczę.
Naukowcy spostrzegli, że nie widza 1 a 2 cząstki i one się zbyt różniły by być obie bozonami spełniającymi reguły Higgsa więc stracili swoją pewność i nazwali to co odkryli cząstka podobną do bozonu Higgsa ("Higgs-like"). Teraz zebrali sie we Włoszech na konferencji Fizycy z całego świata s w tym tygodniu i następnym na Rencontres de Moriond konferencji w celu omówienia najnowszych osiągnięć fizyki cząstek i kosmologii. Naukowcy z ATLAS i CMS przedstawiaja swoje analizy.
"Nowa cząstka odkryta w CERN w zeszłym roku wygląda coraz bardziej jak bozon Higgsa", napisał rzecznik James Gillies w aktualizacji na stronie internetowej CERN. "Niemniej jednak, dalsza analiza jest nadal wymagana przed ostateczną deklarację."
i już dzisiaj są echa wystąpień z wczoraj 06.03.2013 na stronie CERN http://home.web.cern.ch/about/updates/2013/03/question-spin-new-boson < mały cytat : "Until we can confidently tie down the particle's spin," said CERN Research Director Sergio Bertolucci, "the particle will remain Higgs-like. Only when we know that is has spin-zero will we be able to call it a Higgs."> a konferencja do obejrzenia tu http://home.web.cern.ch/about/updates/2013/03/question-spin-new-boson , niezwykle ciekawa, aczkolwiek niektóre wywody z obliczeniami będą wymagały ode mnie tytanicznej pracy by zrozumieć choć co nieco :(
error, dwa razy to samo wkleiłam może teraz będzie Ok http://webcast.in2p3.fr/videos-beh_detection_to_boson_pairs_in_atlas
Dziękuję za wyczerpującą i merytoryczną odpowiedź ;-)
Nie oczekuję kolejnej, ponieważ w temacie Odysei napisałem, co chciałem napisać.
Nietrudno zauważyć, że film należy do moich ulubionych i dodam, że na mojej skali "dziewiątek" plasuje się bardzo wysoko.
Uwaga ogólna do wszystkich: w moim odczuciu nadużywacie ocen maksymalnych i minimalnych, ja rozumiem, że system jest tak ustawiony, arcydzieło to arcydzieło, gniot to gniot, ale może by tak więcej powściągliwości, bo co się stanie, kiedy zabraknie amunicji?
Niech moc, zdrowy rozsądek i poczucie humoru będą z wami.
Ja z kolei myślę, że Ty dajesz za to za mało 10. Obiektywnie patrząc z 200 filmów w historii kina zasługuje na tę ocenę. Na pewno widziałeś więcej niż 1 z 200 filmów które są arcydziełem. Powiększenie czy Odyseja to spokojnie 10, a Ty chyba zarezerwowałeś tę ocenę tylko dla dzieła Kurosawa.
:-) Tylko. Król jest jeden. I nie zarezerwowałem. Zakochałem się w tym filmie od pierwszego obejrzenia. Bezgranicznie i beznadziejnie. Każde kolejne obejrzenie pogłębia jedynie bezgraniczność i brak nadziei.
Brak nadziei zwłaszcza dla innych filmów. W Powiększeniu, Pulp Fiction, Rashomon i jeszcze paru też od razu się zakochałem, ale nie aż tak ;-)
I dlatego, choć widziałem znacznie więcej niż jeden film, który mogę nazwać rewelacyjnym, genialnym, czy wręcz arcydziełem, 10/10 ma tylko ten jeden, a pozostałe o gwiazdkę mniej (bo jak wspomniałem, gwiazdek nie da się dzielić, a szkoda). Może tych filmów nie znam aż 200, no ale wszystkich na pewno jeszcze nie obejrzałem.
Jeszcze mała dygresja - nie istnieje takie pojęcie, jak "obiektywnie patrząc". Spojrzenie każdego jest z natury rzeczy subiektywne. Stąd właśnie na Filmwebie biorą się "dziesiątki" dla takich arcydzieł jaka Saga Zmierzch i kolejne odcinki czarodzieja w okularach oraz "jedynki" dla Odysei i Powiększenia.
Żyjemy w wolnym kraju. Tylko czasem jakiś diabeł podszeptuje mi, że za dużo tej wolności.
Obiektywizm można definiować jako subiektywne zdanie większości. Ja pisząc o tych 200 filmach, które zasługują na 10 miałem na myśli opinię krytyków, reżyserów i w końcu widzów na temat filmów. Moim zdaniem tyle filmów w historii można spokojnie ocenić maksymalnie. Ta skala 1-10 to nie jest dobry wybór, lepsza byłaby o wiele skala np. od 10 do 100 punktów. Dla Ciebie 9 jest 9 nie równa, a dla mnie analogicznie 10 jest 10 nie równa. Stąd oceniłem już 35 filmów na taką ocenę, ale staram się nie szastać nimi. Chociaż w porównaniu do Ciebie to można rzec, że jadę z grubej rury. Z tą wolnością to temat rzeka, wielu nie zdaje sobie sprawy że tak samo dobrze ma się wolność pozytywna jak i niestety negatywna. Pozdrawiam :)
Możemy więc zaryzykować tezę, że wszędzie tam, gdzie Ty dajesz 10, a ja 9, nasza ocena jest zgodna, choć sądzę, że jej kryteria niekoniecznie będą się pokrywać (subiektywne spojrzenie da znać o sobie, a wynik na pozór ten sam).
Skala do 100 byłaby z pewnością lepsza, aczkolwiek czytając niektóre komentarze mam wątpliwości, czy ich autorzy potrafią ogarnąć tak wielką liczbę. Palców im przecież nie przybędzie.
Co do obiektywizmu, a ściślej do obiektywnego oglądu sztuki, pozwolę sobie pozostać przy swoim zdaniu :-)
Pozdrawiam.