Film zaczyna się 4 minutową ciemnością z podkładem muzycznym- czegoś takiego jeszcze w żadnym filmie nie widziałem. Po nim następuje faktyczny początek (Stworzenie człowieka), który był intrygujący i dobrze zrealizowany, choć symboliki Monolitu do końca tam nie zrozumiałem.
Bardzo podobała mi się za to symbolika jak przedstawiono "uczłowieczenie" tych małp - otóż małpy stały się człowiecze, kiedy nauczyły się świadomie używać obcego im wcześniej narzędzia do zabijania - zarówno współbratymców jak i po to, by zdobywać pożywienie. Oryginalne pokazanie człowieczeństwa, ale na pewno dające do myślenia.
Potem niestety dość nużący wstęp do II części kiedy przez dobrych kilka minut oglądaliśmy krążące w przestrzeni kosmicznej moduły i statki kosmiczne wraz z podkładem muzycznym (bardzo dobrym swoją drogą).
Druga część filmu jak i trzecia (do momentu jak Dave zaczął wymontowywać HAL-owi moduły pamięci) to były zdecydowanie najciekawsze fragmenty tej produkcji. Było trochę akcji, dialogów, świetne jaka na lata 60-te efekty specjalne i konfrontacja człowiek-maszyna.
Końcówka niestety nie przypadła mi do gustu. Najpierw męczące, trwające zdecydowanie za długo, migawki z "podróży" międzygalaktycznej, a potem przesączona do granic możliwości trudną do zrozumienia symboliką scena wewnątrz jakiegoś budynku.
Ogólnie film dobry, choć mnie osobiście trochę zawiódł. Dialogi zminimalizowano do absolutnego minimum i niektóre sceny były niepotrzebne (jak te z czarnym obrazem i muzyką w tle) lub zbyt długie. Wielki plus za efekty specjalne, które mimo ponad 40 lat nie straciły na aktualności. I oczywiście za muzykę, którą zna dziś chyba każdy fan kina.
Dobrze, że ten film powstał kiedyś, bo w dzisiejszych czasach prawdopodobnie żaden producent nie wyłożyłby pieniędzy na tak pozbawioną komercyjnych elementów produkcję. Bolesne, ale prawdziwe.
Jak dla mnie wszystko trwało tyle ile miało trwać. A nawet mogłoby trwać jeszcze dłużej :)
W stu procentach zgadzam się z Twoją wypowiedzią. Napisałeś to tak jak ja chciałbym umieć napisać. Dodam tylko, że efekty specjalne co prawda nie straciły na aktualności ale sam film troszkę myszką trąci. Trudno 1968 rokowi udawać 2001. Ludzie wtedy inaczej wyglądali, inaczej się do siebie zwracali, z większym dystansem. Niemniej jednak film bardzo nowatorski. Podobał mi się wątek HALa. Zastanawiam się na ile był maszyną a na ile istotą obdarzoną świadomością. Późniejsze filmy czerpały z tego schematu m.in. A.I. Sztuczna Inteligencja, Człowiek przyszłości i wiele innych, których nie widziałem. Podsumowując stwierdzam, że 2001: Ody seja kosmiczna to dobry film ale dosyć męczący.
Jakiś czas temu miałem okazję obejrzeć film ponownie, jednak zdania o nim nie zmieniam. Doszukiwanie się w nim arcydzieła uważam za przesadę.
"4-minutowa ciemność z podkładem muzycznym" to po prostu uwertura, jak w operze, taki czas na znalezienie swojego miejsca na sali kinowej z paroma minutami soundtracku w tle. To akurat nic nadzwyczajnego i w wielu filmach z tamtego okresu coś takiego znajdziesz.
Do takich filmów trzeba mieć nastawienie po prostu, trzeba zrozumieć że nie ma znaczenia czy "coś się dzieje" czy nie, czy popycha fabułę do przodu, trzeba cieszyć się po prostu wizualnym językiem kina, a o symbolice myśleć po seansie.