...tak mi się przypomniała ta nazwa tego zespołu po seansie... nie tylko ze względu na
tematykę ale tak bardziej ogólnie. Ten film jest jak post-rock (muzyka instrumentalna,
pozbawiona słów, przestrzenna, kosmiczna, którą bardziej się czuje niż rozumie i która
wyraża coś więcej) Tak samo i "Odyseja..." należy do tej nielicznej grupy filmów które
przemawiają do nas bardziej przez obraz i dźwięk niż przez słowo, dla mnie to uczta audio-
wizualna, przyprawiona filozoficzno-egzystencjonalną głębią. Do tego realistyczna i
surrealistyczna jednocześnie, psychodeliczna i hipnotyzująca. Człowiek, narodziny, życie,
śmierć, Bóg, ewolucja, uniwersum, nieskończoność, istota wszechrzeczy, nieznane... jak już
sobie to uświadomimy to film ten pokazuje nam coś naprawdę pięknego i przerażającego...