2001: Odyseja kosmiczna

2001: A Space Odyssey
1968
7,7 144 tys. ocen
7,7 10 1 143515
8,7 70 krytyków
2001: Odyseja kosmiczna
powrót do forum filmu 2001: Odyseja kosmiczna

Na początek uprzedzam, że korzystając z przerwy wakacyjnej nadrabiam moje olbrzymie zaległości w kinematografii, więc specem żadnym nie jestem i wszystko, co napiszę jest TYLKO I WYŁĄCZNIE moją opinią.
Film mnie, niestety, zawiódł. Siadałam do oglądania z założeniem, że skoro film jest niemal dwa razy starszy ode mnie, nie mam co się spodziewać fajerwerków. Nasłuchałam się wcześniej o wspaniałej muzyce i efektach specjalnych. Poza tym, przeczytałam całość książkowej "Odysei kosmicznej" i to był mój błąd. Akcja w książce jest składna, wartka i czyta się ja bardzo przyjemnie. W filmie natomiast dostałam nieznośne dłużyzny i, na moje rozumienie rozciąganie długości filmu do granic możliwości. Ponadto, pominięcie naprawdę wielu wytłumaczeń (chociaż może taki jest styl Kubricka - to pierwszy jego film, jaki widziałam więc niech ktoś mnie oświeci), niezgodności logiczne (to w końcu skąd Bowman wziął się w tym pokoju na końcu - bez wiedzy książkowej można by pomyśleć, że został w niewidoczny sposób "wyssany z kapsułą ze statku"; nigdzie nie było powiedziane, że Discovery leci na Janusa a nie Jowisza - a to akurat różnica spora; scena "śmierci" Hala - no ja przepraszam, skoro superkomputer miał wbudowane łącza emocjonalne, to powinno być to widać/słychać - u Clarke'a była ta scena napisana pięknie - "pod koniec głos Hala był błagalny i przerażony" (cytat z pamięci) a w filmie była taka... bez emocji. No właśnie, zabrakło mi w filmie pokazywania emocji przez bohaterów - zwłaszcza przez załogę ludzką.
Prawdopodobnie otrzymam zaraz mnóstwo odpowiedzi, że nie dorosłam do filmu, że mam niski gust itd. Naprawdę, biorę poprawkę na wiek filmu, jednak nie zachwyca mnie tak, jak sobie wyobrażałam po przeczytaniu książki.

ocenił(a) film na 10
Ajudah

Nie dorosłaś do filmu, i w ogóle do niczego! Masz "niski gust"(niski gust brzmi śmiesznie). I tak dalej! To TYLKO I WYŁĄCZNIE Twoja opinia.
Może kupić Ci jeszcze kamizelkę kuloodporną, hęęę?
Jak będą chcieli Cię zaatakować, to i tak to zrobią. Jeszcze doczepią sie do tego, że się trzęsiesz.
Głos Hala nie był błagalny, bo nie miał być. Mimo wszystko był to robot. Taki spokojny głos robota tylko podkreślił, że było to błaganie maszyny. To tak, jakby głos informujący o ulicach w autobusie zaczął nagle błagać. Przez to czuć było, że to nie człowiek, a coś wykonanego przez człowieka. A robotów, które są nie jak maszyny, ale jak dzieciaki w kustiumach, była już cała masa w bajkach. I starczy.
Filmowa "Odyseja" jest składna, fajnie się ją ogląda. Co do wartkiej akcji, cóż, książka nie ma jak popisać się nowoczesnymi efektami specjalnymi, toteż te "dłużyzny", które po prostu miały być spektaklem rewolucji w efektach specjalnych, miały pokazywać, jak to wszystko prawdziwie wygląda, do tego oddawały sennośc kosmosu i dawały chwilę do przemyślenia kilku spraw(książkę można odłożyć na chwilę), były bardzo potrzebne. Poza tym, nazywanie owych momentów "dłużyznami" jest...niefajne. No i wtedy kosmos był większą atrakcją, a nie było teleskopu Hubble'a, który wykonał by dokładne zdjęcia, i internetu, gdzie można było sonie kosmos pooglądać.
Chyba nie było tak trudno domyśleć się, że kaspuła nie poleciała na Jowisza?
Pominięcie wielu wytłumaczeń daje po prostu pole do popisu odbiorcy. Można sobie swobodniej interpretować, a film zaczyna mieć symboliczną wartość. A nie jest płytki jak talerz z zupą, wszystko masz podane na tacy, i szlus. Monolit choćby mógł mieć wiele znaczeń. Przez to można się dopatrywać w filmie niemal biblijnych przesłań. A tak, Clarke mówi, co jest co, i przez to robi się zwykła opowiastka sf.
A ludzie, jak to ktoś dobrze powiedział, jako ogół robili za bohatera. Na nikim się nie skupiano, bo to cała ludzkośc była "postacią" w tejże odysei.
Szczerze powiedziawszy, nie lubię książki. Mówie, dla mnie płycizna. Nie widze tak wyjątkowej aury, jak w przypadku filmu.

ocenił(a) film na 4
Domin_filmomaniak

Osz w diabły, takiego ładnego posta mi zjadło, więc skrótowo:
Doskonale rozumiem, że po raz pierwszy użyto w tym filmie efektów specjalnych na taką skalę. Również, że rozciągnięto maksymalnie długość filmu, żeby te efekty zaprezentować. Tyle tylko, ze to mnie akurat nie "kręci".
Film ma tą niedogodność, w porównaniu z książkami, że odbiorca nie może sobie swobodnie (mniej lub bardziej) "zobaczyć" bohaterów, wiec pole do inspiracji musi dać odbiorcy gdzie indziej. dlatego nie mam nic przeciwko niedopowiedzeniom, byle by ich nie było za dużo, bo wtedy robi się pseudo-filozoficzny misz-masz.
Wiesz, nawet traktując ludzi jako bohatera pojedynczego, nie są oni przedstawieni rzeczywiście - czyżby w latach '60 spodziewano się, że po czterdziestu latach ludzkość będzie AŻ tak powściągliwa w okazywaniu uczuć i emocji? Bo normalny człowiek ma całą gamę możliwości przy mimice twarzy choćby, a w filmie każdy z ludzi przez cały czas pokazuje może dwie, czy trzy emocje i są bardziej "mechaniczni" od Hala.
Nie lubisz książki - ok, ja jestem zapalonym bibliofilem. Mi z kolei nie spodobał się film, bo po entuzjastycznych (a nawet czczących peanach) recenzentów i opiniach znajomych spodziewałam się czegoś lepszego i rozczarowałam się.

ocenił(a) film na 10
Ajudah

"Prawdopodobnie otrzymam zaraz mnóstwo odpowiedzi, że nie dorosłam do filmu, że mam niski gust itd."

Może nie będzie aż tak źle?! "2000: Odyseja..." to trudny film i może zmęczyć. Tak po prostu jest, i rozumiem to, że Cię "rozczarował" - tak może pozostać, ale może też się kiedyś zmienić.

Nie podoba mi się w Twojej wypowiedzi fragment: "nie mam nic przeciwko niedopowiedzeniom, byle by ich nie było za dużo, bo wtedy robi się pseudo-filozoficzny misz-masz". Nie do końca tak jest - czasem można bardzo sensownie dopowiedzieć czy do-interpretować takie miejsca.

Pozdrawiam i życzę powodzenia w starciu ze zwolennikami filmu. Wydaje mi się, że nie powinnaś się obawiać. Na przykład Tajemniczyduch, który najpewniej tu niedługo przemówi, to bardzo miły pan...

ocenił(a) film na 4
marscorpio

"Może nie będzie aż tak źle?! "2000: Odyseja..." to trudny film i może zmęczyć. Tak po prostu jest, i rozumiem to, że Cię "rozczarował" - tak może pozostać, ale może też się kiedyś zmienić." Niekoniecznie - specjalnie czekałam tak długo z obejrzeniem tego filmu, żeby nie musieć się męczyć ze zrozumieniem filmu za trudnego. Niestety, jeśli tak samo wyglądają inne produkcje Kubricka, to chyba jednak nie mieści się on w polu moich zainteresowań. No nic, na liście zaległości mam jeszcze kilka jego innych filmów, zobaczymy.

"Nie podoba mi się w Twojej wypowiedzi fragment: "nie mam nic przeciwko niedopowiedzeniom, byle by ich nie było za dużo, bo wtedy robi się pseudo-filozoficzny misz-masz". Nie do końca tak jest - czasem można bardzo sensownie dopowiedzieć czy do-interpretować takie miejsca." Oczywiście, jednak jeśli niemal połowa filmu jest niedopowiedzeniem to widzę dwie opcje: reżyser spierniczył scenariusz albo reżyser przecenił odbiorców.

Starć internetowych się akurat nie obawiam, bo to przecież tylko słowa - chociaż wolę sensowną, kulturalną dyskusję zamiast kłótni.

użytkownik usunięty
Ajudah

"Na przykład Tajemniczyduch, który najpewniej tu niedługo przemówi, to bardzo miły pan..."
Dziękuje. :)
Tak, bylo pewne, że tu przyjdę, bo pilnie doglądam forum mojego ukochanego filmu.
Niedopowiedzeń nie było znowu aż tak dużo, ale dotyczyły one głównego zagadnienia filmu. Sam koniec jest tak enigmatyczny, a to w końcu zwieńczenie często pokazuje nam faktyczny sens filmu. Poza tym, historia w "Odysei" była prowadzona w taki sposób, że dawało to nadzieję na rozwiązania zagadek w finale. Poniekąd, tak było. Ale Kubrick nie powiedział, czym był monolit, po co była ów tajemnicza wyprawa, i jaką rolę w niej odegraliśmy. Ale, w mojej opinii, reżyser dawał wyraźnie drogowskazy. A całość była połączona jednak spójnie. Choćby i przez tytuły poszczególnych aktów.
Faktycznie, jak Pan Domin_filmomaniak powiedział, nie było trudno domyśleć się, że kapsuła nie leciała na planetę Jowisz. W końcu niezwykłe obrazy miały swój początek w "pustej" przestrzeni kosmicznej. A te siły, które kojarzą się najczęściej z symbolem, jakim stał się w filmie monolit, przychodzą na myśl dzięki wspólnym cechom. Obca inteligencja, Bóg, milczący strażnik czuwający nad losami wszechświata. Wszystko to nasuwa myśli o istniejącym planie stworzenia. O tym, że ktoś nad tym planem trzyma pieczę. I że ma jakiś bardzo sitotny wpływ na nasz rozwój. Może i nie powiedziane, czym był monolit. Ale "cechy" monolitu są bardzo widoczne.
Ja napisałem, że ludzie, jako całość, byli jednym bohaterem historii. To miała być moja obrona przeciwko argumentom, jakoby Kubrick przywiązał zbyt małą wagę do poszczególnych bohaterów.
Wedgług mnie świetnie grał zdziwionego i przerażonego, ale i zafascynowanego Keir Dullea. Choć brakowało mi trochę gniewu w odpowiednich sytuacjach. Bardziej spontanicznie okazywanego gniewu. Ale, z drugiej storny, brakowalo mi go wobec danych sytuacji. Jednak na tle całego filmu nie pasowały by mi one. Dla tego ja jestem zadowolony z postaw bohaterów. Ale, jeśli czuła Pani niedosyt, to jest uzasadnione, biorąc pod uwagę, że, faktycznie, wClarke w swoim opowiadaniu przywiązywał do nich nieco więcej wagi. Pokazywał ich bardziej jako ludzie, nie "element planu".

użytkownik usunięty

"przywodzą na myśl" miało być. Ja często, przez mały pośpiech, popełniam błędy.

ocenił(a) film na 4

No właśnie, skąd w takim razie wziął się "tunel" w końcówce filmu - Clarke wyjaśnił to w ten sposób, że Bowman przelatywał nad monolitem i został wciągnięty do środka. A w filmie nagle, ni stąd ni zowąd mamy feerię barw niewiadomego pochodzenia.
No właśnie, niedosyt, to idealne określenie - niestety, zazwyczaj najpierw czytam książkę, później oglądam film i, chcąc nie chcąc, porównuję wersję pisaną z nakręconą. Szczerze mówiąc, do tej pory nie znalazłam ekranizacji, która byłaby lepsza od książki. Wiem, że jest na to rada: najpierw obejrzeć, potem czytać, jest na to szansa przy nowszych produkcjach, więc zobaczymy.
"Ja często, przez mały pośpiech, popełniam błędy." - nie dziwią mnie błędy, ponieważ przez zaawansowaną dysleksję i dysortografię wszystkie posty piszę w edytorze tekstowym, dopiero później przeklejając je w docelowe miejsce.

użytkownik usunięty
Ajudah

Ej, podział się gdzieś mój post, nie wiadomo gdzie.
W filmie także Bowman przelatywal nad monolitem, i go wciągnęlo do środka. Ale ani Clarke, ani Kubrick nie wyjaśnili, czym dokładnie był tunel. Wiemy tylko, że był to rodzaj tunelu międzywymiarowego. Ale na czym polegał jego fenomen? Tego nie wiemy. No bo skąd. Dla nas to jest "ni stąd, ni zowąd".
Film nie jest ekranizacją, nie jest nawet adaptacją. Powstał równolegle z książką. Bazował jedynie na powieści "The Sentinel". Ale to były takie ogólne nawiązania. Żadnych takich samych szczegółów, jak to, że "przelatywał, i nagle go wciągnęło".
Gdyby jednak "Odyseja" powstala na kanwie "Odysei" Clarke'a, wówczas byłby to film, który przebił by swój pierwowzór. Bo była by to jedyna taka ekranizacja czy adaptacja, która daje możliwość większego "wkladu" w ów film widzowi, niż książka.

ocenił(a) film na 9

"ani Clarke, ani Kubrick nie wyjaśnili, czym dokładnie był tunel."

chcesz przejechać przez ten międzygwiezdny tunel? nazbieraj grzybków w lesie, usmaż i zjedz.
Jak wrócisz ze szpitala, to nam opowiesz jak było.

ocenił(a) film na 8
plantum

Ma takie pytanie. Film jest świetny, ale czegoś nie rozumiem. Czy astronauci w czasie hibernacji, zgineli przez awarię komputera, czy HAL9000 zrobił to celowo?

ocenił(a) film na 9
Ulisseska

TAK, TAK

awaria doprowadziła do tego że HAL zrobił to celowo, i spowodował inną awarię. xD
znaczy uśmiercił mrozonki bo mogły zniweczyć plany, cośtam cośtam.

zakręcone na 102.....

użytkownik usunięty
Ulisseska

Innymi słowy: coś pokroju Frankensteina. Nasz własny "potwór" wymyka się nam spod kontroli. Udało nam się stworzyć świadomość. Ale nie mogliśmy nad nią zapanować. To, że HAL czuł spowodowało, że w obliczu zagrożenia zareagował...strachem. Był komputerem mającym kontrolę nad każdym podsystemem na statku. Również był odpowiedzialny za aparaturę podtrzymującą funkcje życiowe pasażerów. Odłączył je, gdy poczuł zagrożenie ze strony ludzi. HAL nie uległ awarii. On przestał być po prostu maszyną. Chyba, że strach nazwać awarią. HAL 9000 zrobił to celowo. Nie dla tego, że się popsuł. Wręcz przeciwnie. On był doskonalszy, niż bliźniacze komputery.

ocenił(a) film na 4

Z tego, co pamiętam to HAL zaczął cierpieć na rozdwojenie jaźni z powodu sprzecznych wytycznych, jakie dostał na Ziemi odnośnie celu wyprawy. Dwa rozkazy, które wzajemnie się negowały doprowadziły go do z braku lepszego słowa psychozy maniakalnej. Wyjaśniono to w 2010 (mówię o książce w tym momencie)

użytkownik usunięty
Ajudah

Okej. Tego nie czytałem.

użytkownik usunięty
plantum

W zasadzie, to smażenie jest głupim pomysłem. Grzyby psylocybinowe mają najskuteczniejsze działanie, gdy są suszone.

Ajudah

"Szczerze mówiąc, do tej pory nie znalazłam ekranizacji, która byłaby lepsza od książki."
Przykład: Stephen E. Ambrose "Kompania braci" i jego ekranizacja pod tym samym tytułem Stevena Spielbera i Toma Hanksa.

użytkownik usunięty
Tombuss

"Milczenie Owiec" chyba też było lepsze. Przez grę Hopkinsa.

ocenił(a) film na 10
Tombuss

"Piknik pod Wiszącą Skałą" Weira deklasuje powieść Lindsay.

ocenił(a) film na 4
marscorpio

Dziękuje za info - na pewno obejrzę, jak będę miała okazję.

użytkownik usunięty
Ajudah

Warto. :)

ocenił(a) film na 10
Ajudah

Yes, yes, yes!