Zastanówmy się co podlega ocenie. Co sprawia że jeden film zbiera pochwały a inny nagany? Fabuła, oczywiście. Gra aktorska, reżyseria - to takie oczywistości. Poza tym innowacyjność, montaż, dialogi, pomysłowa tematyka... i tak dalej. A na samym końcu - osobiste widzimisię "czy to mnie kręci czy nie".
To teraz krok po kroku ocena Odysei. Plusy i pochwały na początek. Hmm, całkiem przyzwoity realizm scen w kosmosie. Reżyser miał wizję, to pewne (hoho, jak się przeczyta komentarze Kubricka to on wyszedł z założenia że jego geniusz stworzył arcydzieło! Bufonada straszna, ale miało być o plusach). Ładne obrazki. (tak, ŁADNE OBRAZKI. Nie będę się spuszczać bo taki jest wzorzec intelektualny.) Wszystko staranie zrealizowane i o wielkich ambicjach. Monolit zawsze spoko.
I to by było na tyle. A teraz wybaczcie panowie intelektualiści za grosz ("daję 10/10 i nie umiem tego uargumentować inaczej, niż poprzez bełkotanie o geniuszu, wówczas czuję się inteligentniejszy"), ale pozostałe aspekty tego filmu są zwyczajnie nędzne.
Nędzne są postacie. O ile w ogóle można mówić o ich obecności na ekranie. Nikt tu nie posiada zbudowanego charakteru, niczyich losów nie można śledzić z zainteresowaniem bo to nie autentyczne osobowości, tylko nośniki idei. Nie znoszę. Marny zabieg. Wiem że chodziło o PONADCZASOWOŚĆ przekazu, ale dla filmu(!) to jest kaplica.
A, poprawka, jedna postać ma charakter - komputer:) A co to oznacza dla fabuły? Wiadomo... Ja wiem że taka rola AI w filmach że ma się buntować i zabijać ludzi. (ten jeden jedyny raz w tej recenzji odniosę się do Interstellar - rany ja ja kocham to, że maszyny tam po prostu sobie są, a nie są wrogami). Ale osobiście rzygam już na trzy metry wyświechtanym założeniem że inteligentna maszyna równa się bunt. już za dużo się tego naoglądałam, ten wątek wyzwalał we mnie niemalże agresję. Ale to moja osobista opinia, nie jakaś objawiona. Co kto lubi. Matrixy, Mass Effecty, Battlestary, Odyseja karnie razem z nimi w równym rządku.
Wracając do niej. Podział na części - reżyser chciał zrobić film który dzieje się wszędzie. W przeszłości, przyszłości, większej przyszłości, wieczności, ości, ości, ości. Od małpy po gwiazdy, tak PONADCZASOWO. I Ambitnie, nie powiem. Szkoda że poszczególnie części są powiązane sznurkiem.
Dialogi zostawię w spokoju, bo znowuż, ich minimalizm to przecież świadomy zabieg artystyczny aby uzyskać PONADCZ... dobra, nie będę już szydzić:) Dialogów niet, mamy tylko patrzeć a nie słuchać.
Chyba że akurat przez dwie minuty leci czarny ekran i histeryczna muzyka w tle. (tak, gdy ktoś mi macha przed oczami ostentacyjną flagą z napisem "artyzm! masz się wczuć! teraz!", to robię się kompletnie nie wczuta:P). Na czarnych przecinkach mamy z kolei tylko słuchać zamiast patrzeć.
Halo, pomyliły się media.
Trzeba było zrobić album ze zdjęciami i załączoną płytą do puszczenia sobie w tle przy przewracaniu kartek. Poważnie. Jeszcze gdzieniegdzie jakieś pojedyncze wzniosłe zdanie albo czarna kartka dla przerwy. Odyseja gotowa. Na papierze - nic nie straci.
I dlatego to jest film nędzny. Kubrick nie był tutaj innowacyjny (bo tez nikt nie poszedł jego śladem w masakrowaniu medium filmu statycznością), zrobił to po prostu tak, jakby robił zdjęcia. Fabuła w szczątkach, dialogi w szczątkach, postaci - nie istnieją, muzyka - nachalna. To że to jest inne niż większość filmów nie oznacza że jest dobre, przykro mi. Autentycznie przykro, bo nie miałam żadnego negatywnego nastawienia, zamierzałam zobaczyć po prostu dobre kino. Dostałam ładne obrazki.
A to mnie nie kręci i mi nie wystarcza - sorry, pobawiłam się trochę w ciemni swojego czasu, wiem jak się ogarnia taśmę analogową i strona techniczna filmu dawała mi po oczach przez cały czas trwania. Ładne, staranne, ale jednak widać że sztuczne i stare. Mówienie że ten film się nie zestarzał to okłamywanie samego siebie - nawet meble na stacji przesiadkowej epatują "supernowoczesnym" typowym designem lat 60. Ładnym, ale z lat 60! Bynajmniej nie 2001. Relikt, relikt. Relikt rozwlekły, nadęty, pozbawiony zawartości należnej filmowi i - tu dochodzimy do najgorszej wady filmu - z pretensjami.
Tym co podnieca fanów jest fakt że "o co w tym wszystkim chodziło" jest nieoczywiste. Masz się sam zastanawiać o czym jest odyseja, masz wyjść z kina i następny tydzień gdybać nad możliwymi interpretacjami i w ogóle nad ludzką naturą. Taki był zamysł Kubricka. Przeczytałam jego wypowiedź, w której porównywał swój film do Giocondy - że przecież Leonardo nie napisał z tyłu obrazu że Mona Lisa uśmiecha się bezzębnie, bo ma szkorbut, albo właśnie przeczytała list od kochanka i śmieje się pod nosem, nie, nie wiemy czemu się uśmiecha. I o to chodzi, że gdyby to zrobił, zawęziłby postrzeganie obrazu. No a nie chciałby Kubrick żeby to się stało Odysei. Przeczytałam i ręce mi opadły.
Co za skończona bufonada, co za pycha, co za - w końcu - żałosny wybieg artystyczny. Już w ogóle pomijając to że sam stawia własny film na półce "arcydzieło", nie oglądając się na opinię świata, to przecież kompletnie nie o to chodzi w sztuce. Tam w środku musi być skończona idea, opracowany zamysł artystyczny, nieważne czy to książka, film czy obraz. Leonardo nic nie musiał pisać z tyłu obrazu, bo front wystarcza! Front Odysei to obszerny sztafaż bez głównego motywu. I właśnie poprzez taki przerost formy nad treścią powstaje "sztuka" żałosna - pomacham farbami, nadam tytuł "bez tytułu" i niech inni sobie wymyślają interpretacje, moja robota skończona. Nie kupuję tego i nie kupię.
Cóż, słowami autora - ten film jest tyle wart, ile sami sobie dopiszemy, pobudzeni klasyczną muzyczką i obrazkami kosmosu. Cudownie. W sytuacji gdy muzykę odczułam jako nachalnie podaną, obrazy jako nietrafione długością i przestarzałe, a reszty elementów filmu nie było - 3/10, słaby. Może jako album fotograficzno-filozoficzny to byłoby lepsze, a tak - nie kupi mnie pan opakowaniem do którego mam sobie wymyślić zawartość panie Kubrick. Nie powiem że to film wszechczasów i będę dyskutować czy to w ogóle film. Opowiadający o tym, co poza gwiazdami a właściwie to nigdzie.
Dziwna sytuacja. Taki obszerny post a minusów Odysei tam nie ma. Jeno same pretensje, że "Kubrick ośmielił się zrobić film w taki sposób jaki mnie nie odpowiada".
Generalnie miło poczytać taką krytykę niż kolejne wpisy, które nic nie wnoszą - bez argumentów. Nie każdemu musi podobać się ten film - i spoko - ale nie każdy pokusi się o coś więcej przy próbie wytłumaczenia tego. To się chwali :-)
Choć nie wiem po co ten naskok o "intelektualistach", ale okej.
Tak, z pewnością takie wpisy to zawsze jakiś plus nawet jeśli są pisane prześmiewczym tonem. Długość postu pokazuje natomiast znamienną sytuację. Odyseja zostawia ślad nawet na osobie której kompletnie nie przypadła do gustu i nie można przejść obojętnym obok tego dzieła.
Tak, to prawda. Coś co nie wzbudza kontrowersji byłoby na swój sposób miałkie. Odyseja w tej materii idealnie spełnia swoją rolę. Jednak - poza tym prześmiewczym tonem i tekstami typu "nie spuszczam się" - jest to krok do przodu od jednozdaniowych wpisów, gdzie powtarza się nudę i pokaz slajdów [ w natłoku przewijającego się trollingu ]. Często mnie śmieszą wpisy od ludzi, którzy nic z podobnym kinem wspólnego nie mają - widać, że wolą produkcje innego typu [ nic w tym złego ] - a mają problem z niektórymi elementami, których to zamiana rzekomo uczyniłaby ten film "lepszym"; zresztą dostaliśmy coś takiego w Odysei 2010, co zepsuło magię pierwowzoru. To wszystko to tak jakby narzekać, że głupia komedia jest... głupią komedią, bo powinna być Ojcem Chrzestnym [ jak pięść do nosa ]. Więc powyższe sentencje o rzekomej monotonni w produkcji czysto artystycznej są niepasujące. Nuda? Wygaszacz ekranu? Przesada. W dodatku jest wiele filmów których tempo jest takie, że Odyseja wypada przy nich niczym kino akcji - nawet taka "Valhalla Rising". Tak samo o tym, że nic się nie dzieje w aspekcie fabularnym sprowadzając to do oczywistości, a reszta jest to nadinterpretacja w stylu kamienia na polanie do którego można przypisać... cokolwiek. Brak elementarnych podstaw w fabule - jej znajomości [ nie będę powtarzał o fabule nic - pisałem w innych działach ] - i przede wszystkim brak wyobraźni, która jest stymulowana podczas seansu [ to jest przykre ]. Zero wrażliwości... No, ale dzisiejsi "nie spuszczają się" przy takich rzeczach.
W dzisiejszych czasach występują filmy, których tempo może śmiało "konkurować" (czy wręcz "przebijać") z tym z Odysei, by wspomnieć Béla Tarra, którego dzieła to praktycznie czas rzeczywisty więc coś jeszcze bardziej specyficznego niż film Kubricka. Z tych bardziej znanych to jest np. Drive Refna w którym mamy niewielką ilość dialogów czy stonowaną akcję. Kontemplacyjne kino Ceylana i Zwiagincewa, mamy żyjącą legendę Irańskiego kina Kiarostamiego. Jest kontrowersyjny Gaspar Noe. No wielu jest panów lubujących się w statycznych ujęciach, ale przecież łatwiej napisać że "Kubrick nie był innowacyjny bo nikt nie poszedł jego śladem". Ludzie pragną prócz szybszej akcji także ekstrawertycznych bohaterów. Tu powyżej jest zarzut, że tylko HAL ma charakter. Nieco śmieszny. Bowman i Poole także mają charakter, to introwertycy stąd ich chłód czy wycofanie, ale przecież takie osoby najlepiej nadają się na kosmonautów którzy muszą przebywać długi czas poza domem z dala od rodziny. Dlatego to jest jak najbardziej autentyczne, ale autorce zapewne wydaje się że załoga statku powinna cały czas gadać, śmiać się i ogólnie jaja powinny lecieć. W sumie jej się nie wydaje bo skoro twierdzi: "Dialogów niet, mamy tylko patrzeć a nie słuchać." to sprawa jest oczywista. Nic to, że kino nieme dało tyle wielkich dzieł światu. Nic to ,że najważniejszy w dziele filmowym powinien być obraz, a dopiero potem cała reszta. Dziwi mnie też fakt obracania kota ogonem. Film pobudzający wyobraźnię i dający pole do rozmyślań to słabszy film. Dlaczego? Ano tylko dlatego że autorka odniosła negatywne odczucia. Długość filmu powinna być mieć natomiast jedną miarkę "obrazy jako nietrafione długością", a mamy też negację występowania elementów filmu (brak postaci...). Jest też stwierdzenie, że Odyseja to tylko same zdjęcia, ale już nie film czyli znaną sytuację z tego forum tylko ładniej ubraną w słówka. Dlatego z dystansem podchodzę do tego "ogarniania taśmy filmowej". Brawa za pewność siebie dla autorki, ale ja mimo tylu zdań nie znalazłem jakiegoś ciekawego argumentu przeciw Odysei.
Tarra uwielbiam - dobry przykład. Przy "Szatańskim tangu" to by chyba zgon zaliczyli? Swoją drogą absolutnie cudowny.
Ja się w całości z Tobą zgadzam - co do treści płynących z filmu/ekspresji/zamysłu jak i emocji - tak samo z tą wyobraźnią [ o czym napisałem ]. Jednakowoż poza tym, że autorka - w moich oczach - porusza się po błędnych aspektach to jednak coś argumentuje. Co jest tu rzadkością [ niestety ]. Staram się być ostatnio wyrozumiały i podczepiać to do tego, że... "Okej - Nie czuje tego, nie Jej bajka". Jest to jednak lepsze niż ostatni temat gdzie ktoś pyta się o to czy byłem pijany oglądając ten film skoro przypadł mi do gustu, albo inne "jednozdaniowce", bez ładu i składu... dodajmy 1/10 do tej sałatki :-)
Albo już się zbyt naiwny zrobiłem na święta? Heh ;-)
---
Ten naturalizm postaci jest bardzo ważny - w kwestii przygotowania do lotów kosmicznych i opanowania, jak i tej metafizycznej strony [ oczy jako zwierciadło duszy - a u Bowmana grają dużą rolę ]. Kubrick przykładał bardzo dużą rolę do ekspresji - nawet najmniejszych detali. O czym z pewnością wiemy.
---
Do @T3sia - te czarne przerwy gdzie rzekomo masz sygnał dla widza cytuję : "artyzm! masz się wczuć! teraz!" to jest to po prostu uwertura. Ten film i muzyka jest jak jedność. Stąd takie zastosowanie. Zresztą dobrze oddaje do tego bezkres kosmosu - pasuje.
Nie można być już pewnym czy piszemy z idiotą czy z prowokatorem. Ten co Cię pytał o to czy podczas seansu pijany byłeś był zapewne tym drugim. Dochodzą inne opcje, może komuś płacą by tak pisał - w dzisiejszym świecie nigdy nic nie wiadomo. W Każdym razie te nawałnice trolli na wszelakich forach zastanawiają, ale tym razem może to ja jestem naiwny redukując liczbę idiotów czy prowokatorów nie mających co robić z wolnym czasem ?:)
Wracając do argumentów autorki to jeśli miałbym wybrać to ten o bufonadzie i pysze Kubricka mi się spodobał. Bo tu jest trochę racji (czytając niektóre jego wypowiedzi), ale z drugiej strony czy to źle że artysta jest świadomy swojego poziomu i wie że stworzył coś wielkiego? A na opinię świata też Stanley zwracał uwagę, bo przejmował się czasami wszelaką krytyką. Notabene to po premierowym pokazie w 1968 postanowił skrócić o 19 minut Odyseję po nieprzychylnych głosach publiczności i krytyków. Jednak autorka o tym fakcie nie wiedziała więc trochę porwała się z motyką na słońce, ale pewnie odważna z niej kobieta :P
Jak dla mnie pokazuje przy tym, że ma jaja :-) Jak najbardziej zaleta - taka świadomość. Zresztą jakby przyrównać to do Camerona, który przy okazji kolejnych "Avatarów" powiedział: "Mogę wam powiedzieć jedną rzecz o tych filmach. Będą zajebiste. Posracie się z wrażenia ze szczęką na ziemi." - można rzec, że Kubrick wypada wręcz blado... Hehe. Jakbym miał używać słów o "ładnych obrazach", ale że nic więcej z filmu nie wynika... [ tytuł tematu ] to przyrównałbym właśnie do Avatara - nie Odysei [ tak na marginesie i czysto subiektywnie ].
Mam nadzieję, że dożyję chwili kiedy zdecydują się pokazać szerszej publice te wycięte 19 minut filmu. Choć nie publikując tego zarzekają się szacunkiem do Stanleya i tego, że wersja finalna to wersja finalna jakiej zażyczył sobie ostatecznie twórca... ale... tak bardzo kusi!
W końcu, za rok, za dwa, objawi się Avatar II i III i IV, budżet $miliard albo jeszcze więcej i już na długo wszystko co inne, pozostałości w światku sci-fi nie będą kusić!
Oby się wszyscy równo posrali z wrażenia! To już niebawem.
:))
Odyseja nie jest scifi tylko publiczną masturbacją kubrika i w takiej kategorii powinna być zapisana.
Bzdura! Ten film jest beznadziejny, a Ty po prostu idziesz za bardzo za zdaniem innych.
Całkowicie zgadzam się z autorką tematu, że to przerost formy nad treścią.
Dlatego, że nie podoba mi się Odyseja Kosmiczna?
Cóż, uważam, że ktoś może tworzyć i dobre filmy (jak Mechaniczna Pomarańcza - pominięcie ostatniego rozdziału i pozostawienie otwartego zakończenia to genialny ruch) i słabe (jak Odysyeja - która ma przerost formy nad treścią i bardziej przypomina performance niż film).
Dobrze napisane. Szkoda, że od razu pojawiają się trolle piszące, że film zasługuje na 10/10 bo ktoś im powiedział żeby tak myśleli.
Świetna wypowiedź, ja po filmie spodziewałem się arcydzieła. Kina science-fiction. Dla mnie było to 2,5 godziny oglądania obrazków przeplatane fatalnymi postaciami (oczywiście poza H.A.L.'em - jedynym geniuszem tego filmu). A tego bełkotu na forach tego filmu naprawdę nie da się czytać. To nawet nie zachęca do obejrzenia filmu.
jakiś czas temu ośmieliłem się krytykować ten film, moja krytyka była trochę przejawem frustracji po zarwaniu nocy a trochę chęcią włożenia kija w mrowisko. Efekt był przewidywalny, udowodniono mi że się nie znam na kinie.
zapraszam do lektury :
http://www.filmweb.pl/film/2001%3A+Odyseja+kosmiczna-1968-1458/discussion/odysej a+vs+transformers,2036060
Ach, i co do komputera: A Thing About Machines, 40 odcinek oryginalnej Strefy Mroku. Wyemitowany w 1960 roku.
Zgadzam się prawie w całości:)
Jednak trudno mieć do Odysei pretensje o to, że powiela schemat inteligentnej maszyny, która się buntuje, skoro to Odyseja była jednym z pierwszych filmów, które to zapoczątkowały:) W Odysei akurat HAL nie powala, ale dało to początek wielu innym filmom, które o wiele lepiej rozwinęły tę tematykę:) Terminator, Ja Robot, Matrix chociażby. Nawet po części Ultron i Chappie w tym roku.