Na film S. Kubricka natrafiłem jakiś czas temu na kanale AleKino. Pamiętam że gdzieś wcześniej przeczytałem conieco o tym filmie a brzmiało to mniej więcej tak: facynyjąca historia o starciu człowieka z maszyną. Wiedziałem że nie będzie to coś w stylu Terminatora, bo to przecież Kubrick stał za kamerą. Tak czy inaczej film okazał się bardzo ciężki i dla mnie nie zrozumiały. Może i jest arcydziełem i wogóle, jednak dla Mnie to 140 minut obrazu z którego kompletnie nic nie kumam. Trzy razy podchodziłem do tej ekranizacji. Dwa pierwsze skończyły się zapadnięciem w głeboki sen gdzieś w połowie filmu. Za trzecim razem dotrwałem do końca i nadal pozostaje jedna wielka niewiadoma - O CO TU CHODZI ???? Pozatym film ten ma jedną z najbardziej "drażniących" scen w historii kina. Chodzi mianowicie o moment w którym jeden z tych kolesi leci w próżni kosmicznej żeby naprawić tę satelitę czy coś takiego. Wówczas to chyba przez 15 minut słyszymy w głośnikach tylko oddech bohatera i jakieś syczenie. Niewiem jak ludzie w kinach mogli to wytrzymać ale ja wyłączyłem na ten czas głośniki. Ale jedno co naprawdę mi się spodobało to efekty specjalne! Jak na rok 1968 to ogromny szacuneczek dla twórców takiego cudeńka. No i film ma ten niepowtarzalny "kubrickowy" styl:)
Jestem dokładnie tego samego zdania, a najgorsze było pierwsze pół godziny, masakra...
Skąpany w rynsztoku..na początku gratuluję oryginalnego nick'a:)
A teraz do rzeczy.
Jest to pierwszy film gdzie po seansie nie zrozumiałem o co dokładnie chodzi. Były tylko moje przypuszczenia. Dlatego też po raz pierwszy przeczytałem w pełni wszystkie (czyli tylko 2) recenzje na temat "2001-O.K.".
Zgadzam się z Tobą co do opinii o filmie. Jest to trudny obraz, nie każdy by wysiedział nietylko w kinie, ale i w domu. Film nietuzinkowy z fantastycznymi efekatmi specjalnymi (1968 r. to robi wrażenie!). Wielkie słowa uznania również za dobór muzyki, ale dodam też, że wszystkie pozostałe efekty dźwiękowe świetnie komponowały z obrazem. Po przeczytaniu tych recenzji chociaż trochę nabrało to dla mnie kolorów. Nie każdy zrozumie ten film bo nie każdy też musi. Dzieło Kubricka momentami potwornie nudzi: przerwy kiedy zatraca się obraz i słyszymy tylko dźwięki, sceny gdzie tak jak napisałeś astronautom zajmuje 15 minut zrobienie jakiejś prostej rzeczy. Owszem w kosmosie ta chwila trwa długo, ale to jest film nie co szybciej powinno to być zrealizowane.
Przesłanie jakieś jest, ale czy ja wiem że takie jasne i oczywiste(?). No dobra Dave na końcu ląduje kabiną.....w pokoju. Owy pokój niby jest alternatywą czego? Później widzimy starość Dave'a aż do śmierci i...? No właśnie z jednej strony scena dziecka w powłoce + muzyka robi gigantyczne wrażenie, ale z drugiej co chcę nam powiedzieć? Mi nic nie mówi. Czym był monolit? Płyta, która zmieniała ludzi, świat? Czy to była jakaś ingerencja Boga? Trudno było przebrnąć przez te 140 min. ale warto bo to duże doświadczenie! Efekty specjalne i dźwiękowe na wysokim poziomie i za to ogromny szacunek. Fabuły jako takiej nie było, ale nie oto chyba Kubrickowi chodziło najbardziej.
Prehistoria-małpy-monolit
Przyszłość-ludzie-monolit-misja
To by było na tyle z fabułą. Akcja zbyt mozolna. Nie twierdzę, że chciałem widzieć tempo rodem z Rambo czy Terminatora, bo to nie ten gatunek. Jak na tematykę s-f film dobry, jako dzieło psychologiczne świetny, ale chyba tylko reżyser mógłby nam powiedzieć konkretnie jak rozumieć ten film?
7/10
"No właśnie z jednej strony scena dziecka w powłoce + muzyka robi gigantyczne wrażenie, ale z drugiej co chcę nam powiedzieć?" - Albo zwariowałam, albo nic nie zrozumiałam z tego filmu, ale... REINKARNACJA?
Przeczytajcie "Tako rzecze zarathustra" Nietzchego- wtedy wszystko satnie się jasne. Film to wykłądnia Nietcheanizmu i po trochu ewolucjonizmu. Jesli się ma odpowiednie zaplecze, film przestaje być zagadką.
A co do powolności- tak miało być, bo miało byc ultrarealistycznie. Film był tworzony w ścisłej konsultacji z Nasa i miał dokłądnie odzwierciedlać to jak wyglądał będzie lot w kosmosie.
"Owy pokój niby jest alternatywą czego?" -nie miałeś przypadkiem na myśli metafory?
"Przeczytajcie "Tako rzecze zarathustra" Nietzchego- wtedy wszystko satnie się jasne. Film to wykłądnia Nietcheanizmu i po trochu ewolucjonizmu."
To tylko jedna z wielu możliwych interpretacji, moim zdaniem błędna, gdyż Nietzsche głosił śmierć Boga.
Jak widać zbyt duzo o Nietzchem nie wiesz... "Bóg jest martwy" wcale nie oznaczało tego co sie wydaje niezainteresowanym, no ale dobra, nie mnie Ciebie naprawiać . A interpretacja błędna nie jest bo sam Kubrick ją wskazywał jako główną drogę odbioru filmu... Also sprache Zarthustra również przypadkowo sie tam znajduje...
Książka jest o czym innym niestety i często mylenie patrzy się przez nią na pryzmat filmu :)
Polecam Wam obejrzenie dodatków dołączonych do wznowionego w tym roku wydania DVD, a dowiecie się, że jednoznacznej interpretacji tak na prawdę nie ma. Na osłodę dodam, że dowiecie się wielu innych rzeczy o tym genialnym filmie. :)
PS: Co do monolitu - wg jednej z interpretacji (z tego co pamiętam Kubrick ją "lansował"), jest to pozostawiona przez obce cywilizacje informacja, która dopiero po osiągnięciu odpowiedniego poziomu ewolucyjnego i technologicznego mogła zostać odczytana przez ludzi. Przybyszom dawało to pewność, że ludzkość zdolna do odczytania informacji, jest na takim poziomie by nawiązać z nimi kontakt. Jak wiemy z filmu małpki nie były gotowe na nawiązanie kontaktu, hehe. ;)
Film nie jest trudny,
"....co jeden człowiek wymyślił, drugi z łatwością odgadnie...."
Cała synteza przesłania tego filmu zawarta jest w jego tytule.
Film zmusza do myślenia, a oglądając go myśli się o jego znaczeniu (po to są te liczne "dłużyzny", "10 minut czarnego ekranu" itp. po to, aby mieć czas na to rozmyślanie nad sensem tej historii.
Ten kto myśli, wymyśli, sam odgadnie sens filmu, ten kto nie myśli filmu nie zrozumie, a w momentach, w których miał użyć pracy mózgu będzie się nudził, a później napisze, że film był niezrozumiały i przydługi, tak przydługi i statyczny, że okropnie nudził....
Dla mnie to film, który zasługuje co najmniej na ocenę 10/10
Pzdr
"Ten kto myśli, wymyśli, sam odgadnie sens filmu, ten kto nie myśli filmu nie zrozumie" - Dziękuję za tą dogłębną ocenę. Poczułem się prawie udrążony. ;]
Ja raczej preferuję teorię, że o filmie myśli się po jego obejrzeniu, a nie w trakcie, a to czy akurat mi to wychodzi, czy nie - to już zupełnie inny temat.
Chylę czoła!
Dla mnie "Odyseja..." jest fenomenem dlatego, że każdy rozumie ją na swój sposób. Po obejrzeniu tego filmu ciężko jest patrzeć na niektóre rzeczy tak, jak się na nie patrzało przed jego obejrzeniem.
Jednym słowem: CUDO! Dla mnie największy fenomen w historii kina