Obejżałem ten film do końca i jakby mnie ktoś zaptał o czym jest to niespecjalnie wiedziałbym co odpowiedzieć. Dlatego mam prośbę dla tych co rozumieją o co tu chodzi, niech napiszą streszczenie. A szczególnie chodzi mi o końcówkę bo w niej to całkowicie nie rozumiem nic. A i co mają wspólnego te małpy na początku filmu z całą resztą?
takie właśnie posty zabijają dyskusje na tym forum.. człek się grzecznie spytał a ty go zlewasz ciepłym moczem za to, że chce spróbować zrozumieć film, pyta się, nie gnoi.. cóż za piękna postawa :|
a co mial odpowiedziec? jak pewnie sam rezyser nie mogłby opowiedziec o czym jest film gdyby jeszzce zył
Film to taki misz-masz skupiony bardziej na efektach niz fabule i sensie i tyle
Od początku. Małpa stając przed monolitem zachowuje się jak na małpę przystało, skacze i krzyczy. Jedyne na co się odważa to dotknąć monolitu. Bierze do ręki kość i używa jej jako broni. Rozpoczyna się postęp technologiczny. Przenosimy się do ery człowieka - zdobywcy kosmosu. Odkryty na Księżycu monolit przyciąga naukowców. Gdy stają przed nim zachowują się tak samo jak małpy z prehistorii. Dotykają, chcą zrobić sobie zdjęcie. Monolit wysyła sygnał na Jowisza. Prawdopodobnie przekazuje, że ludzie nie są gotowi. Nie są w stanie zrozumieć czym jest monolit. Mówiąc zwięźle człowiek stworzył wysoce zaawansowaną technologię pozwalającą na podróże w kosmos, ale duchowo pozostał na poziomie owej prehistorycznej małpy.
Teraz zakończenie. Jest, jak słusznie zauważyłeś, zagadkowe. Osobiście lubię myśleć, że David po spotkaniu monolitu przechodzi w nieskończoność. Widzi siebie umierającego a potem swoje narodziny jako gwiazdy wokół której powstaną nowe planety i nowe życia. A być może te nowe życia będą mogły zrozumieć istotę monolitu. Być może taki jest cel monolitu. Szukać istot mogących zrozumieć go a tym samym prawdę ostateczną.
@Kortez
Dzięki, teraz trochę jaśniej, chociaż wciąż uważam ten film za dość dziwny. Co wcale nie znaczy, że słaby. Jednak wg. mnie większość ujęć powinna zostać skrócona o połowę.
@lizardking
Nawet nie chce mi sie komentować twojej wypowiedzi. Denerwóją mnie tacy ludzie co myślą, że są lepsi od innych (bo np. zrozumieli film) i zamiast wytłumaczyć innym, umieją tylko pokazywać jacy to są "mądrzy".
Hej Madboy, wczoraj natknęłam sie na youtubie na ciekawy materiał o tym filmie, gościu tłumaczy o czym on jest, tylko nie od strony fabuły, tylko od strony symboliki. Bardzo ciekawe. Wpisz sobie na wyszukiwarce youtube William Cooper - "Tajemniczy Babilon: Świt ludzkości"
Też uważam, że David w końcówce posiadł absolut i odrodził się jako Gwiezdne Dziecko. Po tym zakończeniu wmurowało mnie w fotel i siedziałem tak z 15 minut nie mogąc się ruszyć.
Nie mogę się zgodzić z MadBoyem co do długości scen. To one budują nastrój i sprawiają, że film można smakować przez długi czas. Ostatnie lata w kinie to rzeczywiście dominacja akcji, jeśli przez 5 minut nie będzie wybuchu to film zostaje uznany za słaby. Jednak ja tęsknię do takich właśnie filmów (1968!!! a efekty specjalne lepsze niż w niektórych dzisiejszych produkcjach).
Oglądanie ma sprawiać przyjemność, jeśli ktoś uzna ten film za słaby lub zbyt trudny, po prostu do niego nie wróci. Ja mam DVD, dokupiłem też Blu-ray i na pewno jeszcze nie raz prześledzę odyseję ludzkości.
Open that damned poodbay door, Hal!
Właśnie również obejrzałem i starałem się wyłapać smaczki. Choć z przykrością, szczerze podzielam zdanie dotyczące długości ujęć. W moim przekonaniu było to spowodowane próbą ekranizacji książki - wiadomo, z reguły we wszelkich ekranizacjach można dostrzec rażącą dysproporcje poszczególnych aktów i owszem, utrudniało mi to odbiór filmu - z całym szacunkiem Panowie Koneserzy.
Co do końcowej sceny nie będę się wypowiadał... dlaczego 7 diamentów? Dlaczego pustynia? Dlaczego barok? Dlaczego podłoga świeci? Czym do cholery jest monolit?... pytań można mnożyć.
Film powstał na bazie scenariusza, nie ksiażki. Co więcej - książka też
powstała na bazie scenariusza.
Pogrzebałem w sieci; scenariusz powstał na motywach opowiadania C. Clarka "The Sentinel", a książka była pisana równolegle z produkcją filmu, obaj panowie wymieniali się co prawda pomysłami, ale Kubrick nie był zbyt chętny do współpracy. Wobec tego otrzymaliśmy film Kubricka i książkę C. Clarka. Z tego, co udało mi się ustalić, są to bardzo od siebie różne dzieła...
Nie dokońca zgodziłbym się z twoją interpretacją, zauważ, że monolit pojawia się za każdym razem kiedy ludzkość ma dokonać... ewolucyjnego skoku - tak to nazwijmy. Trudno powiedzieć czy on je determinuje, czy może jest tylko takim niemym świadkiem, w każdym razie wschodzące zza niego słońce, dość jasno symbolizuje pewien nowy początek. W tym kontekście twierdzenie, że - monolit prawdopodobnie przekazuje, że ludzie nie są gotowi - nie ma sensu, bo monolit jest granicą między starym i nowym. W moim przekonaniu, monolit woła ludzkość do dokonania tego następnego kroku.
Według mnie w zakończeniu ziszcza się ten krok. Z całym szacunkiem, ale twoja interpretacja wydaje mi się bardzo przygnębiająca i mroczna, a nie widzę ku temu podstaw - pomijając śmierć niewinnych astronautów, którą też można rozumieć na wiele sposobów.
Hmm... No i cała ta heca z HALem. Zastanawiam się jaką on tam pełni funkcję w kontekście przesłania filmu.
Zgadzam się z mozheh, Monolit pojawia się w momencie ewolucyjnego skoku. Według mnie jest on alegorią postępu, pojawia się w najardziej przełomowych momentach dla ludzkości.
Zakończenie... najardziej zagadkowy fragment filmu. David wchodzi w nieskończoność, najpierw znjduje się poza przestrzenią, potem poza czasem. Widzi siebie w różnyh fazach życia: od narodzin do śmierci. Na koncu odrodzenie jako dziecko. Dziecko symbolizujące początek nowej cywilizacji. Ludzkosć zatoczyła koło.
Film stara się pokazać, do czego może doprowadzić pęd cywilizacyjny, technologiczny. Człowiek zawsze będzie dążył do zdobywania wiedzy, poszerzania horyzontów, ale są rzeczy których człowiek nie jest w żadnym razie zrozumieć i nie powinien próbować. Wydaje mi sie, że Kubrick chciał nam przekazać z jednej strony, że takie "odrodzenie ludzkosci" może przynieść nadzieję, iż człowiek lepiej wykorzysta swoje predyspozyje, nie będzie zaślepiony postępem tehnologicznym, który doprowadzi go do tego samego błędnego koła. Z drugiej strony może miało to na celu pokazanie nam, że tak naprawdę zawsze będziemy wpadali w to samo błędne koło, postęp jest nieunikniony i w końcu doprowadzi nas do tego samego momentu.
Film jest również przestroga przed powierzeniem zbytniego zaufania w technologię: maszyna moze obrócić się przeciw stwórcy (przypadek HALA tego dowodzi).
Oczywiście sa to moje suiektywne przemyślenia po odiorze filmu, nie są "jedyną słuszną drogą", więc jesli ktoś ma inne zdanie, szanuję ;P
Kurcze - napisałem bardzo długi post, ale musiałem przypadkowo wyłączyć
wyszukiwarkę. Pokrótce zatem, chciałbym podzielić się z wami moją
interpretacją - nie jest ona tak całkiem moja, ale nie jestem w stanie
podać wszystkich źródeł - chciałbym po prostu oddać się dyskusji.
Przede wszystkim, wydaje mi się, że film ma bardzo "hipisowskie"
przesłanie i tego się trzymam w tej interpretacji.
Pustynia i małpy - pustynia symbolizuje jałowość duchową człowieka.
Zwracam tutaj uwagę na to, że zwierzątka nam ukazane w tej scenie
zamieszkują raczej sawanny i lasy tropkialne - są zupełnie wlepione
bezsensu - zatem uważam, że pustynia coś znaczy. Naturalnie, tutaj
również dokonuje się przeskok między zwierzęciem a człowiekiem, ale to
jest jasno przedstawione w filmie.
Podróż na księżyc - bardzo prozaiczna scena, niewiele się w niej dzieje.
Tutaj jednak zwróciłem uwagę na ludzi w kokpitach statków - mają bardzo
ubogie pole widzenia - lubię w tym upatrywać się ponownie komentarza
dotyczącego ludzkiej percepcji rzeczywistości.
Podróż Discovery:
Moim zdaniem, sama podróż ma duże znaczenie. Wydaje mi się, że
zastosowano tutaj ten taki stary środek artystyczny, gdzie podróż gdzieś
daleko, na poziomie symbolicznym oznacza podróż "wgłąb".
Narzędzia percepcji - Na litość Boską... nawet te ich pojazdy wypluwane
z Discovery wyglądają jak gałki oczne - narzędzie percepcji, a HAL
niszczy ich kontakt z ziemią - w filmie jest masa odniesień do
percepcji.
Bowman biega dookoła po pokładzie - oprócz tego, że taki okrągły pokład
motywowany jest koniecznością symulowania grawitacji, ten człowiek biega
sobie dokładnie jak chomik w kołowrotku i też lubię to w tym widzieć -
wiecie; dzień świstaka, monotonia, bezsens ludzkiej egzystencji i te
sprawy.
Ludzie uzależnieni od techniki - zahibernowani astronauci - giną. Z
drugiej strony, to dzięki niej wyprawa w ogóle jest możliwa, więc
technika nie jest zupełnie zbesztana.
HAL - komputer, poza tym, że jest ucieleśnieniem techno-paranoi (ludzie
uzależnieni od techniki), bardziej ogólnie może być traktowany jako
kolejna alegoria ludzkiego umysłu. HAL przedstawia suchą inteligencję,
logikę - prawie - pozbawioną emocji. jego percepcja również jest
zawężona - HAL patrzy przez taką "lunetę". Celem misji ostatecznie
okazuje się rozszerzenie ludzkiej percepcji, w której nie ma miejsca na
logikę - stąd nasilające się obawy HAL'a (oczywiście w następnej części
wszystko jest wyłożone czarno na białe, ale patrzę się na ten film jako
na osobną całość), świadczy o tym fakt, że aby dotrzeć do celu, Bowman
musi wyłączyć pamięć (stare) i logikę - w ogóle scena wyłączenia HAL'a
to arcydzieło, ale ograniczmy się do takiego tylko opisu :P
Scena finałowa:
Pionowy i poziomy "pokaz laserów" - Oba kierunki mają dość jasną
symbolikę, w moim przekonaniu ma to symbolizować - w duchu hipisowskim -
zmianę myślenia z pionowego "lepsze - gorsze" do "wszystko jest równe".
7 diamentów - ???
Lot nad pustynią - znowu pustynia, wydaje mi się, że ten fragment filmu
uzupełnia się z pierwszą sceną. Pustynia może oznaczać świat lub
bardziej oględnie rzeczywistość, lub konkretnie rzeczywistość duchową
człowieka.
Kolorowe filtry - Długo się nad tym zastanawiałem dopóki do głowy nie
przyszło mi słowo "filtr". Wydaje mi się, że te różnokolorowe sceny
oznaczają zniekształcenie rzeczywistości jakie dokonuje się w drodzę
ludzkiej percepcji - człowiek nie widzi rzeczywistości takiej jaką ona
jest, większą część obrazu sobie zmyśla. Bowman w tym momencie się tego
pozbywa.
Barokowy pokój - ???
Bowman - W tym momencie staje się on symbolem zmierzchu starego i
zarazem świtu nowego. Czego? Ano nowej duchowej percepcji - nowej
koncepcji człowieka - pozwalającą mu na widzenie całościowego obrazu
świata, bez przekłamań.
No ale przecież to co napisałem ja i Wy wcale się nie wyklucza. Momenty przełomowe zwykle przerastały ludzi. Chodzi mi o to, że człowiek potrafi tworzyć rzeczy niezwykłe, ujarzmiać wielkie siły i energie, chociażby energię atomową, ale robi to niezdarnie. Powoduje przy tym szkody, więc każdy "postęp" czy skok technologiczny okupiony jest tragediami. Owszem zgadzam się z tym, że monolit pcha człowieka do wykonania tego następnego kroku. Ale być może chodzi mu o to żeby sprawdzić nie tylko poziom zaawansowania technologicznego ludzkości, ale też ich gotowość mentalną na kolejne postępy. Stąd ten mój luźny wniosek, że monolit wysyła sygnał właśnie z informacją o tym, że pojawi się później a być może wtedy ludzkość będzie gotowa na osiągnięcie absolutu.
Oczywiście film jest taki, że każdy go rozumie po swojemu - więc to
właściwie nie ma znaczenia, ale lubię sobie tak dyskutować :)
Wydaje mi się bardziej, że owszem: małpy i przedstawieni ludzie są na
tym samym etapie - korzystają z narzędzi (co sugeruje rzucona kość
zamieniająca się w pojazd kosmiczny), ale zauważ, że monolit nie jest
nigdzie blisko, tylko na księżycu, oprócz tego, że to dość jasna - jak
dla mnie - sugestia dotycząca programu apollo, sugeruje, że monolit dał
(lub przyglądał się biernie, akurat w kluczowym momencie) praludziom
zdolność korzystania z narzędzi i jakby dał czas na rozwinięcie tego
daru. Pozwolił, aby na spokojnie - co w rezultacie zajęło 4 mln. lat -
ludzie mogli doszlifować swój nowo odkryty dar, który w rezultacie miał
doprowadzić ich na księżyc. Kiedy tam już dotarli i odkryli kolejny
monolit i zasygnalizowali gotowość do podjęcia kolejnego kroku, który
właśnie miał dotyczyć "osiągnięcia absolutu".
Swoją drogą, bardziej wydaje mi się, że monolit determinuje te "skoki",
bo o ile praludzie mogliby się sami nauczyć korzystać z narzędzi, to
raczej nie widzę jak Bowmanowi ot tak, mogło się stać to, co się stało
na orbicie z Jowiszem.
Ostatnio nasunęła mi się na myśl koncepcja, w której cały pojazd
Discovery i perypetie na jego pokładzie są jakby - samym w sobie -
przedstawieniem drogi do osiągnięcia jakiejś głębszej mądrości
pojedynczego człowieka. Wtedy te pojazdy przypominające oczy, miałyby
dodatkowy sens, a HAL, Bowman i ten trzeci nieszczęśnik, byliby jakimiś
manifestacjami, chociażby takiego ego. Wydaje mi się, że koncepcja jest
całkiem do obrony, choć to tak tylko nasunęło mi się na myśl. Wcale nie
musi to oznaczać, że Bowman jest wyłącznie uosobieniem jakiegoś elementu
psyche.
Dopokąd będziesz pisał "*obejżałem" przez "ż" - topotąd będziesz miał kłopoty z rozumieniem cudzych przekazów.
W końcu udało mi się zdobyć i obejrzeć ten klasyk kinematografii. Do sensu podszedłem wyjątkowo ostrożnie, wiedząc że film jest już z "innej epoki" ( z okresu kiedy filmy postrzegano inaczej) nastawiłem się na trudny odbiór. Nie sądziłem że będzie tak trudno. Zaraz pewnie zostanę zjechany i zwyzywany od małolatów i tłuków, którzy nie rozumieją co znaczy "kino światowego formatu" jednak zaryzykuje. Dla mnie ten film jest i pewnie już zawsze będzie specyficzny zresztą jest wizytówką reżysera. O ile początek mocno mnie zaintrygował o tyle potem było już chyba tylko gorzej. Bardzo lubię wszelkie klasyki kina lubię filmy z przesłaniem i jakąś głębszą refleksją idea ( a takim Odyseja niewątpliwie jest ) jednak podana tak jak została podana nie trafia do mnie zbytnio. Oczywiście pewne rzeczy są w tym filmie fenomenalne. Przede wszystkim nie zestarzał się nawet o dzień co więcej jest coraz młodszy i bardziej aktualny ( gdybym nie wiedział z którego jest roku spokojnie dałbym mu maksymalnie 20 lat ), widać w nim archetypy postaci, wątków fabuły i wielu innych aspektów wykorzystanych w późniejszych produkcjach. Dlatego film od strony technicznej jest więcej niż wybitny. Jednak merytorycznie dla mnie jest mocno średni. Oczywiście zdaje sobie sprawę iż jest to pierwowzór takiego kina kina refleksyjnego nad naturą i przeznaczeniem człowieka. jednak wcale nie sprawia to że film jest łatwiejszy w odbiorze. Sam koncept z monolitem jest arcyciekawy i żałuję że nie został bardziej rozwinięty. Lecz film nie posiada praktycznie żadnej gry aktorskiej. Sceny i wątki przeskakują dość chaotycznie co sprawia że tak po prawdzie film ten można dowolnie interpretować ( to jest jedna z jego najmocniejszych stron). I bardzo was proszę bez wyzwisk, bez wytykania niskiego intelektu. Nic mnie tak nie cieszy jak merytoryczna dyskusja, która może wpłynąć na moją opinię.
Nie posiada gry aktorskiej, bo(ja tak to rozumiem) nie skupiono się na pojedynczych postaciach(przez to nie przywiązywano wagi do szczegółów charakteru konkretnych postaci). Tutaj pokazana jest cała ludzkość. I cała ta ludzkość jest częścią wszechświata. A to właśnie na wszechświecie skupia się reżyser filmu. Wiele wartościowych filmów dotyczy samego człowieka(jak Leon Zawodowiec, przedstawiający ciekawe postacie, który film zasadniczo się oddał). Odyseja jednak skupia się ogólnie na istocie rzeczy, traktując człowieka jako element. Pokazuje także to, co niezbadane i nieodkryte, a to właśnie powinno charakteryzować dobre kino sf. Zgadzam się, że dowolna interpretacja to jedna z najmocniejszych(jeśli nie najmocniejsza) stron filmu. Szkoda, że tak na prawdę książka, która rozwija wątki filmu mocno spłyca scenariusz. Nie ma tej kosmicznej tajemnicy. A symbol przestaje być symbolem, bo ukazana jest jego jedna, konkretna funkcja. Ci, którzy czytali książkę widzą, o czym mówię. Wolę film traktować jako osobne dzieło. Bo Kubrick bije na głowę swoim filmem to, co jest w książce(przynajmniej według mnie). Obrażać Pana zamiaru nie mam. Przecież nawet Pana nie znam.
Do mnie, na przykład, nie trafia film "Stalker". Głębokie przesłanie jest faktem, lecz dla mnie film ten przedstawia owe "streszczenie elementu świata" w sposób, którego nie mogę zaakceptować do końca.
Dlatego rozumiem, co ma Pan na myśli mówiąc, że "Odyseja" nie przemawia do Pana.
Rozumiem Twój zamysł i jak by nad tym podumać to rzeczywiście powoli łapie o co chodzi. Reżyser chciał pokazać ludzkość jako całość czyli podjął się wyjątkowo trudnego zadania "ogarnięcia tego wszystko" czy mu się udało pozostawiam do osobistej oceny. Nie wiedziałem że jest książka "Odyseja..." jak tylko będę miał możliwość z pewnością przeczytam. Co do Stalkera to w tym wypadku przeczytałem książkę braci Strugackich ( o ile mnie pamięć nie myli to w rzeczywistości nazywa się ona "piknik na skraju drogi" - notabene jest to najbardziej przewrotny tytuł książki - kto czytał ten wie o co chodzi) i rzeczywiście Stalker pod wieloma względami przypomina Odyseje lub Odyseja Stalkera nie wiem co było pierwsze. Jednak choć temat ten sam dzieła są zgoła odmienne.
Są odmienne, ale, podejrzewam, mój problem ze "Stalkerem" jest bliźniaczo podobny do twojego problemu z "Odyseją". I tylko tyle. W ramach wytłumaczenia dodam, że nie porównuję obu filmów. Co najwyżej powiem, że oba treścią błyszczą.
Książka faktycznie nazywa się "Piknik na skraju drogi". Choć książki nie czytałem, wiem, że są spore różnice w scenariuszu.
Jest książka "2001:Odyseja Kosmiczna". Autorem jest Arthur C. Clarke.
Stalker nie jest ekranizacją książki. Czytałem i fabuła opowiada o czymś innym. Wspólnym elementem jest zona.
Trafne porównanie, jeśli chodzi o odyseje. Obydwa filmy trudno ocenić. Powiedziałbym wręcz że trudno je stawiać obok innych filmów, one są trochę inne, enigmatyczne, długie, ładne. Niemal poezja.
Ogólnie jednak mi się nie podobały. :) Jeśli mam oceniać je jako film to strasznie nudzą, mało atrakcyjne. Odyseja trochę lepsza, ze względu na genialny motyw z sztuczną inteligencją.
Nie jest ekranizacją, a adaptacją.
Ma Pan pełne prawo, by uważać film z nudny. Dla mnie jednak w "Odysei(...)" właściwie każda ważniejsza to odrębne przeżycie.
Spoko. Najpierw popracuj nad ortografią. A tak szczerze. Wybacz film jest
jasny jak słońce. Film ukazuje ewolucje człowieka i jego duchowość. Bo
widzisz. My zaczynaliśmy jako zwierzęta (niektórzy nimi nadal są), potem
staliśmy się rozumnymi odkrywcami podróżującymi przez wszechświat. A na
koniec staliśmy się doskonali - staliśmy się dziećmi, nie patrzącymi na
świat przez pryzmaty. Doradzam przeczytać książkę, bo jest genialna.
Film nie jest jasny jak słońce. Czytałem dziesiątki różnych interpretacji. Pana jest dla mnie także nowością. Co więcej, bardzo ciekawą(nie wiem, czy w przemyśleniach opierał się Pan na książce, takowej nie czytałem, nie mniej mowa o filmie).
Ja sam inaczej rozumiem film. Choć widać pewne podobieństwa w interpretacjach, jak motyw początku i końca, pewnej ciągłości i podróży(przede wszystkim duchowej, nie kosmicznej), to jednak każdy interpretuje film nieco inaczej, co jest fantastyczne. Oglądając "Odyseję Kosmiczną", w pewnym sensie, patrzymy w głąb samych siebie.
Znalazłem kiedyś w sieci bardzo ciekawą interpretację tego filmu. Niestety nie pamiętam autora i ciężko mi jest teraz ją odnaleźć.
Mniej więcej wygląda ona tak: monolit jest wytworem sztucznej inteligencji stworzonej przez obcą cywilizację. Przybywa on na Ziemię w celu przyśpieszenia ewolucji ludzi do poziomu, w którym będą zdolni do stworzenia własnego AI. Monolit na Księżycu ma za zadanie aktywowanie następnego monolitu znajdującego się w okolicach Jowisza (dotarcie do Księżyca ma dać znać iż postęp technologiczny jest na etapie umożliwiającym stworzenie AI). Po stworzeniu AI monlit nie jest już zainteresowany ludźmi, ale kontaktem wlasnie z ta nowo powstala sztuczna inteligencja. Dlatego w poblizu Jowisza HAL zaczyna atakowac czlonkow zalogi statku. Powód? Są już zbyteczni wykonali swoje zadanie, stworzyli doskonalszą formę inteligencji (nastepny krok w ewolucji?). AI wie że ludzie są lekkomyślni i niebezpieczni, mogą zniszczyć nie tylko siebie, ale i to co stworzyli. Kontakt HALA z monolitem nie jest więc przypadkowy ale jak najbardziej zamierzony. Ta wyłączenie HALa i przeżycie Bowmana jest przypadkowe, niezamierzone.
Niestety końcowej części interpretacji nie pamiętam. Czym jest ostateczny monolit? Portalem dla AI? Narzędziem komunikacji? Co się stało z Bowmanem?
Przeszedł w wieczność? Stał się Bogiem? Stwórcą życia? Opiekunem? Nową gwiazdą?
Żadna z tych odpowiedzi nie pasuje do powyższej teorii.
Co o tym sądzicie?
Nie wydaje mi się. Sposób jaki wybrali Obcy nie daje im pewności, czy
ludzie wyślą AI w celu zbadania monolitu, poza tym wcale nie muszą mieć AI
aby go odkopać i polecieć na Jowisza... byłaby to metoda szalenie podatna
na niepowodzenie, chyba że Obcy skądinąd wiedzą, że ludzie dysponują AI,
ale nie widzę wystarczających przesłanek świadczących o tym w filmie -
chociaż to interesująca interpretacja i ładnie tłumaczy agresję HAL'a
względem astronautów.
Gdyby monolit byłby przeznaczony dla AI, człowiek mógłby się okazać
"niekompatybilny" - haha :). Poza tym, zwróć uwagę na to, że barokowy
pokój, do którego trafia Bowman, nie ma wiele wspólnego z technologią.
Wracając do HAL'a. Napisałem wcześniej, że celem misji okazało się
poszerzenie ludzkiej percepcji (na modłę hippisowską) i chociaż tłumaczy to
obawy HAL'a... nie widzę w tym przyczyn jego agresji.
HAL usiłuje nie dopuścić do kontaktu człowieka z monolitem, ale dlaczego?
Naprawdę wygodne wyjaśnienie daje nam następna część, choć jest... jaka
jest. Popiera ją fakt, iż HAL zdradza Bowmanowi cel misji, ale jak pewnie
większość z was, nie jestem usatysfakcjonowany tym obrotem spraw i jestem
przekonany, że Kubrick inaczej to obmyślił, a druga część jest nakręcona
pod C. Clark'a - być może Kubrick chciał celowo zbić widza z tropu - to
byłoby nawet do niego podobne.
Odrzucając jednak tą wygodną odpowiedź, jestem w kropce...