Właśnie obczaiłem sobie film uznany przez wielu za arcydzieło. Może zbyt szybko piszę, ale mam mieszane uczucia. Z jednej strony powaliła mnie kapitalna końcówka, to swoiste przejście w inny wymiar, mroczne i nieprzejednane powierzchnie innych planet, hipnotyzująca muzyka, swoiste oświecenie Dave'a który zobaczył coś co nie dane było zobaczyć człowiekowi nigdy.
Moje zafascynowanie tym co nieznane, odległymi galaktykami w pełni zostało usatysfakcjonowane.
Z drugiej - nie do końca trafia do mnie motyw dłużyzn połączonych z orkiestralną muzyką. Rozumiem po części jaki był zamysł rozwlekania w czasie ujęć (może i nawet dzięki temu ten film urósł do miana arcydzieła), ale mimo wszystko, to powolne tempo, budowanie atmosfery tak naprawdę nie miało żadnego klimatycznego finału. Raz za razem czekałem na jakieś większe wydarzenie które niestety nie nastąpiło.
Sama końcówka - tutaj chyba zostało już wszystko powiedziane. Zamknięcie historii jest otwarte, motyw koła, zalążka życia i Monolitu jako swoistego spajacza tego koła życia.
Tak czy inaczej musze oddać szacunek reżyserowi. Film z końca lat 60-tych a sam zachodziłem w głowę jak 45 lat temu można było stworzyć niektóre efekty. Niesamowita wizja rzeczy które tak naprawde niedawno weszły do użycia - płaskie tablety/monitory, product placement i firmy usługowe (Hilton) jako nasza codzienność, papka zamiast jedzenia, hibernacja, sztuczna grawitacja. Zapewne Kubrick nie był pierwszym który miał taką wizję (pisarze) ale to on jako pierwszy podał nam to w tak niesamowitej formie wizualnej.
Dałem 8/10. Nie chce sie silić na szukanie w tym filmie arcydzieła, pozostawię to ludziom którzy wychowali się na tym filmie. Ja widocznie za późno go obejrzałem w całości. Wg mnie końcowe kilkanaście minut stanowi o sile tego filmu, reszta jest w miarę dobrym preludium do przekazania treści końcowej.
Czy znacie jakieś dobre, niszowe sci-fi? Chodzi mi głównie o eksplorację planet, podróże kosmiczne i szeroko pojęte obce formy życia?