Uważany przez niektórych za jedyny film sci-fi i jak najbardziej słusznie.
Arcydzieło ponad miarę.
Brak szybkich zwrotów akcji, mądrych dialogów, psychologicznych niezmiernie interesujących postaci ludzkich. Brak.
Przepełnienie przepięknych scenerii, idealnych kompozycji, łączeń kolorystycznych, cudowny dobór muzyki.
Psychodeliczny, kocham to
niezmiernie, o tak!
Nie oczekujcie arcydzieła, po prostu je poczujcie.
Mogę tylko żałować, że nie ja wymyśliłem ten film, ale ja bym tego nie potrafił, a na pewno tak perfekcyjnie. I żeby tak idealnie dobrać muzykę, czy to Straussa (zarówno Richarda jak i Johanna) czy Ligetiego (zwłaszcza Requiem w scenach z monolitem) to trzeba tworzyć pod natchnieniem.
No tak:
"W stronę słońca"
Widowiskowa opowieść o kryjącej wiele niebezpieczeństw wyprawie astronautów, którzy jako jedyni mogą zapobiec zagładzie naszej galaktyki.
Nie mam więcej pytań.
nie oglądałeś, nie pisz.
Chłopcy nie ratują galaktykę tylko zimną Ziemię, a sama misja to tylko pretekst do malowania estetycznych doznań i etycznej dyskusji o wyborach mniejszego zła.