Nie wiem dlaczego, ale po obejrzeniu Odysei Kubricka, tak jak w temacie, po prostu musze coś napisać. Problem w tym, że jest to jeden z tych filmów, których nie potrafię ocenić. Z jednej strony opadała mi głowa i nieraz głośno ziewałem podczas delikatnych i statycznych scen, które w Odysei przeważają. Zapewne przez to, że jestem młody, a współczesne kino wpoiło mi gloryfikację szybkiej akcji i ciągłej zmienności i niestety nie jestem w stanie docenić obrazów powolnie ewoluujących w akompaniamencie muzyki. Jednakże patrząc z drugiej strony wiele tych scen, które usypiają formą, bronią się mistrzostwem treści i głębią psychologizacji, które wbijają w fotel. Ponadto mistrzowski finał, przez który jeszcze długo po końcu napisów siedziałem zastanawiając się nad sensem wszechrzeczy.
Uważam, że Odyseja wywodzi się z gatunku filmów obowiązkowych. Daje ona człowiekowi coś więcej niż XXI-wieczne wysokobudżetowe, a niskie treściowo kino akcji nastawione na zysk, daje myśl, której tak mało we współczesnym świecie.
Jednak nadal nie jestem w stanie umieścić tego filmu gdzieś między 1, a 10.