Zabrzmi to obrazoburczo, ale film ten nie jest ani arcydziełem, ani nawet dobry. Podchodziłem doń bez oczekiwań i bez przygotowania teoretycznego. Ot, usłyszałem o dobrym filmie, wypada obejrzeć...
Parę luźnych refleksyj:
Jednym z atutów filmu mają być głębokie symbole i nietuzinkowe nawiązania. Szczerze? Są pretensjonalne, krzykliwe niczym rysy Wenus z Willendorfu. Katedry gotyckie dlatego są genialne, że nawał pojedynczych symboli zlewa się w harmonijną całość i niczego nie widać bez lupy. Geniusz Mozarta dlatego nas zachwyca, że melodia płynie bez wysiłku. Dlatego cenimy Dostojewskiego, że rozmawia z nami i potrafi nas słuchać.
Zwraca się uwagę na oryginalność wizji i skłanianie odbiorcy do zadumy. Te same tematy zostały jednak ujęte przez innych twórców stokroć lepiej, bardziej interesująco i przenikliwie. Weźmy motyw komputera. Po wielu kwadransach męczarni pojawienie się wątku z HAL-em dało mi nieco otuchy, spodziewałem się kreacji podobnej do lemowskiego Golema XIV, GOD-a (Fiasco) itp. Jakże gorzkie było rozczarowanie! HAL dawał reżyserowi tysiące możliwości, tymczasem został potraktowany niczym ubogi intelektualnie morderca z podrzędnego horroru.
Najgorszym kiczem wydają się efekty specjalne. Nie wierzę, aby nawet w tamtych czasach raczenie widza wygaszaczem ekranu mogło być jakkolwiek usprawiedliwione przez najbardziej mondrańską awangardę. Do tego dołączmy nieścisłości natury fizycznej. Astronaucie w przestrzeni bez hełmu twarz eksplodowałaby z siłą kilograma na centymetr kwadratowy. Zabójca HAL-a musiałby co najmniej oślepnąć.
Na koniec coś o przekazie. Nie dostrzegłem w nim nic, czym nie raczyłby nas najbardziej populistyczny hippizm lat sześćdziesiątych. Kubrick nie wniósł nic nowego, on tylko odtwarzał.
W próżni nie ma ciśnienia, natomiast ciało ludzkie wytwarza ciśnienie równoważące ciśnienie atmosferyczne przy powierzchni ziemi. W próżni ciśnienie ludzkiego ciała pozostaje niezrównoważone, więc organizm pęcznieje od szybko parujących cieczy.
Podobnie wyciągając ryby głębinowe na powierzchnię, obserwujemy ich rozdęcie.
Eksplozja to nagłe i gwałtowne rozszerzenie się materii, którego przyczyną jest m.in. niezrównoważone ciśnienie wewnętrzne. Przeciwieństwo implozji. Nie mówię o fajerwerkach, ale o nie mającym podstaw chemicznych procesie fizycznym.
Nie popełniłem błędu w rozumowaniu, ale tak, było trochę nieścisłości w słowach, jakich użyłem. Człowiek wystawiony na działanie próżni lub ekstremalnie niskiego ciśnienia traci przytomność po ok. 5-10 sekundach (co nie znaczy, że jest w stanie działać), a choć parująca woda sprawia, że człowiek pęcznieje, to jednak można go odratować jeszcze po ok. 90 sekundach. Potem krew zaczyna się gotować. Szczególnie narażone są oczy, dlatego zwróciłem uwagę, że powinien oślepnąć. Tyle z doświadczeń astronautyki.
Czyli sam sobie miszczu zaprzeczasz, bo teraz twierdzisz, że było możliwe, żeby przeżył. Mam już dość tych bredni "znawców" fizyki, którzy co chwila twierdzą, że Bowman nie mógł przeżyć tak krótkiego czasu nez hełmu w próżni. Jest to jak najbardziej możliwe. Poczytaj sobie np. wikipedię:
"Podobnie Dave Bowman, próbując powrócić do Discovery bez skafandra próżniowego, co oznacza przebywanie przez pewien czas w otwartej próżni kosmosu (co wbrew obiegowym opiniom jest jak najbardziej przeżywalne dla człowieka – w badaniach małpy przeżywały w otwartym kosmosie 80-90 sekund, a po okresie przebywania w próżni około 60 sekund i ściągnięciu na powrót do statku kosmicznego zachowywały się dokładnie jak przed eksperymentem, nie wykazując żadnych ubytków fizycznych ani umysłowych), tuż przed zetknięciem się z próżnią kosmosu nabiera powietrza w płuca; byłoby to fatalne, gdyż spowodowałoby rozerwanie płuc, astronauta powinien raczej zrobić możliwie jak najpełniejszy wydech."
http://pl.wikipedia.org/wiki/Stanley_Kubrick
Jedyny błąd polegał na tym, że Bowman nabrał powietrza, zamiast zrobić wydech, co jednak nie na filmie nie wygląda jak karygodny błąd, bo mógł być to wdech który jeszcze przygotowywał go do wydechu. Więc zamilicz i nie wypisuj więcej bzdur specjalisto.
Spokojnie, nie napisałem nigdzie, że musiał umrzeć. :P Badania potwierdzają, że mimo to w próżni bardzo szybko traci się przytomność i człowiek nie jest w stanie racjonalnie działać. Czy w którymś z przypadków dekompresji astronauci wykonali jakiekolwiek działanie w próżni, czy tylko biernie przeżyli? Co więcej, można pytać dalej. Czy któryś z przypadków dekompresji był gwałtowny, czy też ciśnienie powietrza spadało w hełmie powoli, ulatniając się przez nieszczelność? To jest różnica.
Chociaż być może i jest możliwe to, co pokazał Kubrick. Przykład: Antoine Lavoisier. Skazany na śmierć, umówił się ze swoim przyjacielem, że ów będzie liczył, ile razy skazaniec zdąży mrugnąć oczami po dekapitacji. Pono mrugnął kilkanaście razy, co da się przełożyć na jakieś 10 sekund!
http://www.youtube.com/watch?v=0NbkF9_T0Eg Dave przebywa w próżni 12 sekund (badani najwyżej po 10 sekundach tracili świadomość i aby ich ocucić, należało im szybko podać sprężone powietrze) i cały czas działa racjonalnie, sprawnie wyszukując manipulatorów. Można to uznać za sytuację graniczną, mieszczącą się w odchyleniu standardowym dla wyjątkowo wytrzymałych jednostek, niech będzie.
http://www.fantastyka.wortale.net/735-Czlowiek-wybuchajacy-w-prozni-czyli-efekci arze-z-Hollywood-sf-filmy.html tu ciekawy wywiad. Gagarin twierdzi, że przy szamotaniu się nieszczęśnik ma tylko 5 sekund.
Dalej uznaję, że to, czy Dave miał szanse powodzenia, jest sprawą wątpliwą. Nagła dekompresja dla całej głowy+szamotanie się+12 sekund w próżni.
I wypraszam sobie przytyki ad personam. Ja mówię wyłącznie o filmie, o jego twórcy i o swoich odczuciach na temat tego dziełka, co jest uprawnione. Nie poniżyłem ani razu fanów tego filmu, których uważam zresztą za interesujących ludzi, bo trzeba pewnego wysublimowania, aby polubić takie filmy. Nie sądzę natomiast, aby godziwym był agresywny prozelityzm działający na zasadzie eliminacji i poniżania wszelkich malkontentów. Po co erystyka na forum Filmwebu? To tylko film, to tylko opinia o filmie, próba dzielenia się przeżyciami, nawiązania rozmowy, wysuwania spostrzeżeń. Jeśli nawet miała to być prowokacja, to intelektualna, tak jak Obłęd '44 Zychowicza.
Choć prawda, że ludzie o mniejsze rzeczy się żrą...
Bez odbioru.
Coś sobie przypomniałem. Bardzo stary temat: http://www.filmweb.pl/film/Stalker-1979-30808/discussion/Pseudofilozoficzne+gadk i+jaki%C5%9B+%C5%BCuli+w+postkomunistyczno-industrialne+j+oprawie+a%27la+PGR,498 096
Z wyglądu awatara i oceny tego można wywnioskować, że założył go fan Odysei. Zestawiając to z tym tematem i Twoim ukochaniem Tarkowskiego ... ale nie, to byłby przecież absurd. Na pewno dziwny zbieg okoliczności. On się zamknął na Stalkera, a Ty na Odyseję. Tak na marginesie to razem z Taksówkarzem jest to dla mnie na czas obecny taka trójca filmowa. Stąd bardzo mnie dziwi, że fan wielkiego mistrza z Rosji nie dostrzega prawie nic w filmie innego wielkiego mistrza.
Biorąc pod uwagę te wszystkie "za i przeciw", powiedziałbym ostrożnie, że ta scena nie jest przykładem rażącego ignorowania praw fizyki przez reżysera, a ewentualnie podlega dyskusji i może budzić wątpliwości.
Weź też pod uwagę, że astronauta, i to wysłany na taką misję, musiał być zdecydowanie wytrzymałą jednostką.
Co do pękających gałek ocznych:
http://imagine.gsfc.nasa.gov/docs/ask_astro/answers/970603.html
Wiem jednak, że spośród wielu filmów sf, które oglądałem, w tym akurat (chyba jeszcze tylko w "Akirze") dźwięk nie rozchodził się w przestrzeni kosmicznej. Brawa dla Kubricka! :-)
Czarny ekran w ogóle nie był "efektem specjalnym". To była po prostu przerwa, intermezzo. Nie w każdej wersji filmu (np. w tej z TCM) była ona w ogóle umieszczona. Swojego czasu normą było robienie przerwy podczas seansu w kinie.
HAL był okej. Nie trzeba być ubogim intelektualnie mordercą z podrzędnego horroru, aby zabijać ze strachu o własną egzystencję. To bardzo silny bodziec, który często popycha do niecnych uczynków (jak to miało miejsce chociażby w "Szpitalu Przemienienia" Lema).
Reszta Twoich wywodów nie tyczy się "Odysei" czy Kubricka, a innych artystów. Całość Twojego postu przedstawia się niemerytorycznie.
Podobnie, jak kolega powyżej, uważam, że Twój temat to zwyczajna prowokacja.
Tyle.
Jak zaznaczyłem, podałem luźne refleksje na temat tego filmu. Nie chcę prowokować, cokolwiek pod tym terminem rozumie się na tym forum, najzwyczajniej dziwię się, widząc moim zdaniem nieuzasadniony podziw dla tego dzieła.
Na symbole jestem wyczulony i nużą mnie kicze w stylu monolitu, czy gwiezdnego dziecka, które wyrażają bardziej wierzenia ówczesnych synkretyków buddyjsko-ekologistyczno-pacyfistyczno-niułejdżowskich niźli stanowią uniwersalny przekaz sztuki. Film miał być pewnie niejako sztandarem dominującego modnego światopoglądu głoszącego, że człowiek jest zły, krwiożerczy, zepsuty przez technikę, a postęp nie uczynił go ani trochę bardziej okrzesanym. Mizoginia emanująca z tego filmu wydaje mi się oczywista. Ludzkość opanowana przez dumę i poczucie siły nie korzy się nawet wobec monolitu, którego nie ma prawa rozumieć.
Trochę to banalne mimo wszystko, jak na "jeden z najlepszych filmów wszechczasów". Może za bardzo jestem sentymentalnym psychologistą zakochanym w Tarkowskim. Może zbyt młody, aby docenić nowe techniki wówczas wchodzące. Może nadto inżynierem, aby dać się ponieść powrotowi do natury.
Nie chodzi mi o czarny ekran, lecz o podróż astronauty do 'nieba' przez ten 'tunel czasoprzestrzenny'. Fajnie, że rodziła się informatyka i pozwalała na obróbkę graficzną zdjęć, ale pokazywanie zdjęć grymasów aktora poddanych obróbce różnymi dziecinnymi algorytmami i wielominutowa podróż w stylu 'poznaj swe myśli' może znudzić każdego i nie da się niczym usprawiedliwić.
Mam na myśli tę scenę: http://www.youtube.com/watch?v=pIwvLJX-Olg Co w tym jest dobrego? Muzyka? Gra aktorska? Efekty specjalne?
Całego HAL-a znajduję u Lema, tyle że u Lema jest to HAL rozwinięty, pogłębiony, interesujący. Nie mówię, że nie był okej. Boleję, że nie wykorzystano filozoficznych i estetycznych możliwości, jakie stwarzała kreacja maszyny z uczuciami wyższymi.
Dlaczego HAL nie wyłączył systemów podtrzymywania życia? Dlaczego nie działał inteligentnie, skoro miał do tego możliwości? Wypowiedzi HAL-a były właściwie jedynym głębszym zbiorem tekstów w tym filmie, co wydaje się zgoła zaskakujące. Ludzie mówili niewiele i rzeczowo, pod tym względem przypominali maszyny bardziej od przebiegłego, acz w ostatecznym rozrachunku naiwnego komputera. Ludzie działali, myśleli logicznie, realizowali zadania, HAL zaś czuł, lękał się, planował, żył, mylił się i nie mógł pogodzić się z własną bezradnością. Tym niemniej nędzny lemowski Aniel z "Wypadku", czy Calder z "Rozprawy" zostali odmalowani stokroć ambitniej.
Tak, racja, napisałeś wygaszacz, a nie wygaszenie ekranu. Mój błąd.
Nie widzę w tej scenie niczego złego. Trudną ją nazwać sztuczną, ponieważ nie odtwarza zjawiska mającego miejsce w rzeczywistości. Muzyka genialna. Gra aktorska to po prostu grymasy - równie trudno jest nazwać je sztucznymi, co efekty specjalne, i z tego samego względu.
Z resztą tego wpisu się nie zgadzam, i nie wiem za bardzo, jak się do niego odnieść szczerze powiedziawszy.
I dlaczego HAL miałby mieć władzę absolutną? Skoro nie wyłączył systemu podtrzymywania życia, widocznie nie miał takiej możliwości, i tyle.
Do ostatniego zdanie równie trudno jest się odnieść, jak do Twojej filmu interpretacji.
"W psychologii prowokacja jest świadomym wymuszeniem określonych zachowań, reakcji lub działań, często agresywnych i nagłych, poprzez oddziaływanie na psychikę, niekoniecznie zgodne z obranymi przez daną osobę zasadami i wyznawaną ideologią." - wikipedia o prowokacji.
Zatem moja wypowiedź nie wyczerpuje znamion prowokacji. Prowokacją byłoby przyjść na zlot pacyfistów z torbą ulotek zachęcających do wstąpienia do armii, ale nie opinia wyrażona na forum filmwebu, na którym użytkownicy oczekują wręcz zróżnicowania poglądów.
Wielu ludzi jest emocjonalnie związanych z tym filmem i zapewne stąd emocjonalny stosunek do jego krytyki, też mam takie filmy. Chętnie jednak wysłuchuję krytyki dotykającej je, a nawet próbującej podważyć moje przekonania.
HAL potrafił zaprogramować wahadłowiec i uśmiercić hibernowanych astronautów, którzy znajdowali się pod jego opieką, a nie mógł opiekować się pozostałymi członkami załogi? Coś to bardzo naciągane. Po to się buduje komputery, aby wykonywały trudne zadania za ludzi.
Mnie scena 'beyond the infinite' (tak się nazywa?) zwyczajnie znudziła, de facto to ona przesądziła o ostatecznej niezbyt pochlebnej ocenie filmu. W naukach ścisłych ciągle teoria fraktali jakoś żyje w świadomości naukowców, wykładowców i studentów (choć okazała się ślepą uliczką), toteż co jakiś czas bawimy się filmikami takimi jak http://www.youtube.com/watch?v=nWyOX7TUd6w . Hipnotyzujące, nieprawdaż? Problem w tym, że po takiej sesji 'zagłębiania się w nieskończoność', anachroniczna wizja Kubricka rozczarowująco nuży.
"Kubrick nie wniósł nic nowego, on tylko odtwarzał." - wystarczy mi to jedno Twoje zdanie by w 100% zargumentować moją odpowiedź o prowokacji. Przykład o ulotkach zachęcających do wstąpienia do armii to już skrajna prowokacja. Mógłbym jeszcze pisać o tym, że starasz się przyrównywać sztuka jaką jest film do literatury, architektury czy muzyki. Mógłbym wreszcie odbić piłeczkę i zapytać: jak wyglądają efekty specjalne u Twojego ukochanego twórcy Tarkowskiego w Solaris? Jeśli w Odysei są kiczowate to jak trzeba by nazwać te Solaris? Jednak ja zdaję sobie sprawę gdzie i w jakich warunkach tworzył Tarkowski i jakie miał możliwości Ty niestety nie możesz pojąć że "wygaszacz ekranu" u Kubricka jest elementem eksperymentalnym - swoistą awangardą właśnie której nie widzieć czemu stawiasz granice . No właśnie granice - to chyba słowo klucz w Twoim rozumowaniu. Lem i Tarkowski to mistrzowie absolutni ,a Kubrick to idiota którego chwalą tylko skrzywieni ludzie, lubiący sobie popatrzeć na wygaszacz z ekranu i nieścisłości natury fizycznej (a może wskażesz mi choć 1, proszę tylko o 1 film s-f który posiada ich mniej od Odysei). Wystarczy się tylko otworzyć na nowe horyzonty, Ty przed Odyseją postawiłeś własny monolit i dostrzegasz jej rzekome i dyskusyjne wady, nie widząc oczywistych zalet.
To jest zwykły idiota, który w ogóle nie rozumie co ogląda.
"HAL potrafił zaprogramować wahadłowiec i uśmiercić hibernowanych astronautów, którzy znajdowali się pod jego opieką, a nie mógł opiekować się pozostałymi członkami załogi? Coś to bardzo naciągane. Po to się buduje komputery, aby wykonywały trudne zadania za ludzi."
No kretyn mógł coś takiego napisać, przecież każdy wie, że po pierwsze HAL musiał się pozbyć potencjalnych wrogów, po drugie miał "emocje", pod których wpływem działał.
Gość wygłasza jakieś bzdury, że Bowman nie mógł przeżyć w próżni przez sekunde, podczas gdy jest to jak najbardziej możliwe, o czym można przeczytać np. w wkipedii http://pl.wikipedia.org/wiki/Stanley_Kubrick
"Dave Bowman, próbując powrócić do Discovery bez skafandra próżniowego, co oznacza przebywanie przez pewien czas w otwartej próżni kosmosu (co wbrew obiegowym opiniom jest jak najbardziej przeżywalne dla człowieka – w badaniach małpy przeżywały w otwartym kosmosie 80-90 sekund, a po okresie przebywania w próżni około 60 sekund i ściągnięciu na powrót do statku kosmicznego zachowywały się dokładnie jak przed eksperymentem, nie wykazując żadnych ubytków fizycznych ani umysłowych),"
Taki typowy mądraliński, który chwali się, że zna teorię fraktali, choć nie zna twierdzenia Pitagorasa. Zlewać takich oszołomów.
Nie znoszę głupoty ludzkiej. Zauważ jednak jak ten gościu zaczyna temat: TANDETA. To co wypisuje - "film ten nie jest ani arcydziełem, ani nawet dobry" - zamiast jego zdaniem. ALbo te bzdury:
"Na symbole jestem wyczulony i nużą mnie kicze w stylu monolitu, czy gwiezdnego dziecka, które wyrażają bardziej wierzenia ówczesnych synkretyków buddyjsko-ekologistyczno-pacyfistyczno-niułejdżowskich niźli stanowią uniwersalny przekaz sztuki. Film miał być pewnie niejako sztandarem dominującego modnego światopoglądu głoszącego, że człowiek jest zły, krwiożerczy, zepsuty przez technikę, a postęp nie uczynił go ani trochę bardziej okrzesanym. Mizoginia emanująca z tego filmu wydaje mi się oczywista. Ludzkość opanowana przez dumę i poczucie siły nie korzy się nawet wobec monolitu, którego nie ma prawa rozumieć. "
Wydaje mu się, że doszedł do zrozumiania, a gówno z tego zrozumiał. A udaje elokwentnego i oczytanego.
I w dodatku w ogóle nie rozumie co się dzieje w tym filmie.
Masz prawo się z Astatem nie zgadzać, masz prawo uznać jego zdanie za bezwartościowe.
Ale Ty go zwyczajnie obrażasz. Czemu ma to służyć?
Masz rację, tacy kretyni jak ten astat22 są dobrą szkołą rozwoju duchowego, żebym się powstrzymywał od osobistych ataków.
Nie mam nic przeciwko różnorodnym, nawet sprzecznym z moimi odczuciami, opiniom filmwebowiczów.
Nie pije do Twojej oceny ("film ten nie jest ani arcydziełem, ani nawet dobry"), tylko do zawartości Twojego postu. Piszesz albo w sposób ogólny, albo w ogóle nie o filmie, a o innych twórcach/innych działach/o samym sobie/inne.
Są oczywiście bardziej konkretne zarzuty. Mówisz np., że efekty specjalne są kiczem. A opinię opierasz o wykonanie sceny, która w ogóle nie odnosi się do zjawiska mającego miejsce w rzeczywistości. Mało tego, podróż ku nieskończoności, czy jakkolwiek to zwał, miała być czymś zupełnie niezrozumiałym i nienaturalnym. Dlatego ta scena nie tylko nie musiała realistycznie wyglądać ( bo i nawet nie miała jak), ale wręcz powinna prezentować się nienaturalnie.
I przy tym wszystkim nie wspominasz o wykonaniu całej reszty filmu - lwiej części efektów specjalnych.
A HAL miał za zadanie wybudzić naukowców, ewentualnie, jeżeli zajdzie taka potrzeba, na powrót poddać ich działaniu hibernacji. Natomiast funkcja wyłączenia systemów podtrzymujących życie bałby tak samo przydatna, jak przycisk autodestrukcji.
Swoją drogą prawdą jest, że możliwość wyłączenia systemów podtrzymywania życia w "lodówce" przez komputer jest raczej dziwna. Powinien istnieć jakiś system zabezpieczenia, który uniemożliwiałby tak gwałtowne przerwanie procesu podtrzymywania życia w kabinach hibernacyjnych, o ile znajduje się wewnątrz organizm żywy. Coś jak blokada drzwiczek od pralki, która uniemożliwia ich odtworzenie, o ile wewnątrz kotłuje się woda z płynem do zmiękczania tkanin.
Ale o czym tu w ogóle rozmowa? Przecież ten film nie jest jakąś intelektualną wyprawą, ale emocjonalną. Ostatnie sceny z Bowmanem w pokoju należą do najpiękniejszych i najgłębszych zakończeń w historii kina. Tyle że ogarnąć są w to w stanie jedynie ludzie o wyższym poziomie świadomości emocjonalnej. Jeszcze rozumiałbym, gdyby gość miał jakąś wiedzę z astrofizyki, ale nawet tej nie ma, twierdząc, że Bowman musiałby oślepnąć po kilkusekundowej "podróży" w próżni bez hełmu, bo badania empiryczne temu przeczą (powyżej dokładnie o tym napisałem).
"Swoją drogą prawdą jest, że możliwość wyłączenia systemów podtrzymywania życia w "lodówce" przez komputer jest raczej dziwna."
Miałem na myśli możliwość gwałtownego wyłączenia tych systemów wtedy jeszcze, kiedy w "lodówce" znajduje się żywa osoba.