Lepiej się nad tym filmem, jego fabułą i licznymi interpretacjami tak naprawdę głęboko nie zastanawiać, bo można autentycznie dostać do głowy. Wszystko w umiarze...
Problem z tym filmem jest taki, że podobnie jak Diuna jest tylko interpretacją filmową, wielokrotnie lepszej książki. Umieszczenie fabuły Nowel A.C. Clarka w ramach dwu godzinnego filmu nie ma prawa się udać, no nie do końca, bo w porównaniu z Lynchowską diuną, to jest genialnym dziełem.
Można jaśniej? Szerzej? Sensownie?
Jeszcze nigdy w całym moim dotychczasowym życiu kinomaniaka nie spotkałem się z przypadkiem, by jakikolwiek film, był lepszy od książki. A mianowicie z jednego powodu: NIE DA SIĘ PRZENIEŚĆ W PEŁNI FABUŁY,KLIMATU, ANI TREŚCI KSIĄŻKI". Więc twoje twierdzenie, jakoby książka była niczym szczególnym przy filmie nasuwa mi tylko jeden epitet:"Twój argument jest inwalidą".
Oj, książkę czytałem dawno temu, pamiętam jak u Clarke'a sama końcówka jest taka banalna i jednoznaczna - motyw ewolucji i wędrówka cywilizacji wyższej od naszej. Kubrick niczego nie wyjaśniał - słowem uniknął banału. W przeciwieństwie do książki idącej utartym szlakiem pisarzy fantastów pełnej przy tym nieuzasadnionego optymizmu.
"A mianowicie z jednego powodu: NIE DA SIĘ PRZENIEŚĆ W PEŁNI FABUŁY,KLIMATU, ANI TREŚCI KSIĄŻKI"
To może przestań myśleć stereotypem. Gdyby nie film o książce nikt by nie usłyszał. Była dobra ale to Kubrick nadał jej głębszy wydźwięk podobnie jak to zrobił zresztą z Lśnieniem.
Akurat sprawa ekranizacji nie jest taka jednoznaczna. Clarke wraz z Kubrickiem tworzyli scenariusz, a książka powstawała niejako równolegle. Więc sam film nie jest ekranizacją książki w sensu stricte. Uważam że oba elementy wzajemnie się uzupełniają. Warto najpierw przeczytać książkę, mimo pewnych różnic pozwala naprowadzić widza i wtedy film lepiej się ogląda. Lubię wracać do tego filmu. Dla mnie jest absolutnym arcydziełem. Kiedy pierwszy raz go oglądałem, byłem dzieciakiem i przypadkiem obejrzałem go w TV. Ze zrozumiałych względów niewiele z tego zrozumiałem, jednak pewne sceny mocno zapadły mi w pamięć. Kiedy obejrzałem go jako w pełni świadomy, dorosły człowiek... cóż tu powiedzieć... po prostu wywalił mnie z butów!!! :O Może to trochę kolokwialne określenie, ale dokładnie tak wtedy się czułem. Sceny rozmowy z Dave'a z HALem, czy podróż Dave'a poza granice nieskończoności, to jest coś niesamowitego! Do tego ta niepokojąca ścieżka dźwiękowa. Tan film na pewno jest jednym z tych, które zrobiły na mnie największe wrażenie.
No racja. Clarke prostolinijnie doprowadził swą Odyseję do konkretnej puenty. Kubrick nie, i bardzo dobrze.
To nawet nie jest ekranizacja. Film i książka powstawały równolegle, a w opowiadaniu, na podstawie którego powstał, nie było nawet mowy o Jowiszu czy Saturnie. Do tego, Kubrick trzymał C.Clarck'a na dystans :P.