Treść? Bez LSD nie da się zrozumieć. Film mógłby trwać kwadrans przy mniej flegmatycznym montażyście. Czemu wizualny samogwałt? Kubrick będąc świadomym tego, że w techniczny sposób dokonuje sprawy wspaniałej wyprzedzając sobie współczesnych o dekady - spuszcza się zbyt mocno nad warstwą techniczną, czy audiowizualną nie przykładając się do treści. W takim sensie nie przykładając, że ciągłość montażowa, narracja, dialogi i prowadzenie scen jest fatalne.
Dobra. W filmach Kubricka fabuła rozwija się dość nieśpiesznie, to fakt :P, ale treść w Odysei, jak najbardziej jest.
Tu się w ogóle nie rozwinęła, a nie nieśpiesznie. Żadnego przyspieszenia, żadnego zwrotu. Nie, nie ma treści. Jest przekaz, nie treść.
Przekaz, to pointa. Wnioski po filmie. Refleksje, pytania i odpowiedzi jakie możemy wysnuć po obejrzeniu. Treść, to historia jaką nam się podaje na talerzu. Historia w tym filmie jest na prawdę ledwo co nakreślona... Przesadzony symbolizm ponad rozwój akcji.
ale historia prowadzi do tej pointy. Gdyby nie było historii, skąd by się brały przemyślenia na końcu?
Tyn film bardzo dużo opowiada samym obrazem, symbolizmem (czytaj raz jeszcze co napisałem wyżej). Nie historią w nim zawartą, ani losami postaci czy czegokolwiek. W filmie dzieje się niewiele, w zasadzie nic.
Pokuszę się o podanie Ci pewnego abstrakcyjnego przykładu. Stoisz przed tym monolitem, nie opowiada on żadnej historii i nie ma żadnej treści. Jest gładki, bez skazy i nie widzisz w nim swojego odbicia. A jednak budzi do pewnych refleksji...
Ale mimo to, film przedstawia pewną historię. Nie jest to wartka akcja, ale ma swoje zwroty, jak choćby ten wątek związany z HALem. Owszem, nie ma na niej silnego akcentu i niewiele się dzieje, ale myślę, że przesadą jest uważać, że nie ma w filmie akcji w ogóle.
A to, że film skupia się na opowiadaniu historii przez obraz, to w sumie plus.
Powiem Ci tak... Film przepadłby w nieznane gdyby nie innowacyjne efekty specjalne i setki trików operatorskich, które zrewolucjonizowały kinematografię. Tego typu "treść" i głębię egzystencjalną ma co drugi film studencki.
Odpowiedz sobie na pytanie czy ten film byłby w ogóle znany, gdyby nie nazwisko autora i owe efekty. Gdyby tylko "treść" i "głębia" taka pozostała, czyli dialogi między aktorami pomijając zabawę z grawitacją w pomieszczeniach i modele na zewnątrz, czy też charakteryzacje małp . To budzi w filmie największy podziw, właśnie efekty plus muzyka. Treść jest do bólu mdła.
Być może, ale autor zapracował sobie na to imię między innymi przez Odyseję, a film powinien operować obrazem.
Nie można od tak pomijać warstwy wizualnej, bo obraz jest głównym narzędziem do przedstawienia historii w filmie.
A akcji nie ma zbyt wiele i nie jest ona wartka, to też prawda, ale nie jest też tak, że nie ma jej wcale.
Nie czytasz uważnie. Niczego nie chcę pomijać.... Wolałbym, by Kubrick coś dodał. Dialogi, sceny, historię, trochę charakteru postaciom, narrację, wątki. Bo tu nic nie ma. Nic.
Owszem, Kubrick zapracował na swoje imię dzięki Odysei, ale kult tego filmu budowany jest przez dekady. Na początku nie miał takiej wartości.
W tym dziele treść to wizualia celowo pomijające typowe ozdobniki filmu fabularnego. A nie treść pojmowana tradycyjnie - jak się tego nie wie to się w zasadzie nic nie wie o kinie.
Doskonale o tym wiem, dlatego uważam film za bardzo udany eksperyment reżyserski, a nie film fabularny.
Na tym polega sztuka, aby przekraczać jakieś ramy. Nazwanie tego bezdyskusyjnego arcydzieła eksperymentem jest trafne bo to jest po części kino eksperymentalne. Kubrick czerpał od surrealistów a nawet jak nie to cechuje go podobna wrażliwość. Film fabularny to zbyt miałkie nazewnictwo na taki rodzaj kina, który za nic ma tradycyjną fabularność.
Co nie zmienia faktu, że jest nieprzyjemnie opowiadany i brakuje mu treści bez braków w przekazie. Nie lubię dyskusji i przekraczaniu ram w sztuce. W tedy rodzi mi się myśli w głowie na temat sztuki konceptualnej, gdzie malarz walnie gównem o ścianie i krzyczy Voilà, a Buonarroti rzeźbij Dawida przez 3 lata w gównianym marmurze. (pisałem o tym w innym temacie). I co tu zwać sztuką?
Bez dyskusji o sztuce sama sztuka przestaje istnieć. A jaka jest ta sztuka - hmm, jeśli coś pozostawia po sobie to na pewno godna uwagi.
"Co nie zmienia faktu, że jest nieprzyjemnie opowiadany" - lecz nie dla mnie. Raczej przeciwnie - był fascynująco opowiadany. To kwestia gustu nie faktu. Trudna sztuka jest natomiast w mniejszości - co nie obnaża nic a nic z jej wartości tylko temu, że sprawia trudności dla kogoś nieprzyzwyczajonemu w innym stylu niż to sobie ubzdurał.
Nie kwestia przyzwyczajenia, tylko pewnych reguł opowiadania. Gdybym chciał tak montować w szkole, to by mnie oblali na każdym kroku. Owszem, to artyzm eksperymentować z formą, ale są granice. Gdyby Kubrick puścił film od tyłu, to też byłby fenomenalny, bo to Kubrick?
Z puszczania filmu od tyłu też wynikają ciekawe rezultaty - vide Nolan i jego "Memento" lub "Nieodwracalne". Te szkoły to bardzo kiepskie widać są. Nie ma żadnych reguł opowiadania w sztuce - takie reguły to se mogą być w kinie głównego nurtu, gdzie indziej nie obowiązują żadne reguły. I nie żaden wielki film bo to Kubrick tylko Kubrick na swą reputację odpowiednio se zapracował a Odyseja to jest jego największe dzieło. Jeśli szukać gdzieś u niego słabszych punktów w filmografii wskazałbym na "Lolitę".
Miałem na myśli dosłowne puszczenie filmu od tyłu (reverse), a nie dyschronologię zdarzeń i scen. To jest zrozumiałym zabiegiem dodającym smaczku, a revers psułby odbiór.