Moze i jestem bezgusciem i amatorem, ale dawno tak sie nie wynudzilem na filmie, bralem go na dwa razy bo zasnalem.
Moze jestem glupi, bo kompletnie nic z niego nie zrozumialem, staralem sie ale no nie idzie! Pojecia nie mam jaki ma cel, ba, nie wiem nawet na jakiej planecie ma miejsce - pierwsza czesc filmu z małpami. Jezeli dobrze pamietam, to w pozniejszym czasie astronauci odkopali ten bloczek na ksiezycu tak? Te wydarzenia z malpami wiec mialy miejsce na ksiezycu 4 miliony lat wczesniej? Hmm...
Nie wiem co to za wątek byl z tym skazeniem bazy, tzn skazenie to podobno bylo "cover story" a nie to co naprawde bylo na rzeczy, nie wiem co to za wazna misja byla ktora przeprowadzali Dave, Frank i Hal9000, a koncowki filmu to w ogole nie kumam. Statek naszych protagonistow zmierza ku Jowiszowi a za nimi podąża w/w bloczek... czemu? Co to za kolorowa sekwencja, ktora wyglada jak jakis wygaszacz ekranu? Czemu Dave znalazl sie w jakims sterylnym domu i co chwila widuje starsza wersje siebie, a na koncu ten nieslawny blok i jakis zarodek czlowieka patrzacy na kosmos? Tyle pytan i zero odpowiedzi... Zastanwiam sie nawet po co byla scena z odkryciem przez małpy broni w postaci kosci, to pewnie symboilizowalo jakotaki postęp, naukę, prowadzac nas miliony lat w przod do podrozy w kosmosie. Jedyny watek ktory byl podany mi jak normalnemu widzowi i ktory zrozumialem to bunt Hala.
Juz odejmujac to, ze film jest trudny do zrozumienia, jest zwyczajnie za dlugi, kazda scena jest z premedytacja przeciagana do granic absurdu, nie wiem po co, aby dac nam czas na analize wszystkiego co sie dzieje? Aby odkryc jakies drugie dno kazdej jednej sceny? W kazdym normalnym filmie, scena ktora trwa powiedzmy 10-20 sekund tutaj trwa minute albo dwie... malpy skaczace wokol szarego bloku, ta dziwna podroz przez kolorowy tunel... no wszystko.
Jak mowilem, moze i jestem niekumaty a ten film to apogeum geniuszu rezyserskiego, nie wiem, mi sie nie podobal, wynudzilem sie i zasnalem, caly ten film jak i ś.p. Kubrick wydaja mi sie pretensjonalni. Pozdrawiam.
Dodam tylko, ze nie oceniam filmu pod wzgledem technicznym, w sensie jak się napocono i jakich trików użyto aby uzyskać przeróżne efekty w przestrzeni kosmicznej. Domyślam się, że dosięgają (lub przewyższają) Lucasa w starej trylogii.
Nie będę Ci tutaj analizował całej Odysei, bo interpretacji na samym filmwebie jest od groma, więc polecam się z nimi zapoznać. Powiem tylko tyle, że te "dłużyzny" pozwalają nasycić się niesamowitymi obrazami kosmosu, w dodatku tworzą niepowtarzalny klimat, ale dla takiego ignoranta widocznie to nic nie znaczy. Poza tym, po Twoich ocenach widzę, że niezbyt interesuje Cię kino ambitne, z wyższej półki, a skoro już zaczynasz z nim przygodę, to zacznij od dzieł przystępniejszych reżyserów, jak Scorsese, Forman, czy nawet Hitchcock. Co do Kubricka - jego filmy zostawiłbym na deser, jednak skoro już zacząłeś to zobaczysz, że z doświadczeniem nie uwierzysz jaką ocenę wystawiłeś Odysei Kosmicznej - produkcji sięgającej filmowego absolutu, będącej być może najwybitniejszym filmem jaki kiedykolwiek powstał.
Scorsese'a bardzo lubie, a co do "dłużyzn" pozwalających nasycić się obrazami kosmosu to zapewne tak to działało na ludzi 50 lat temu, teraz tak nie jest. Moge zrozumiec sceny w kosmosie, bo pewnie nielatwo bylo je osiagnac majac do dyspozycji taka technologie jak wtedy, ale co do cholery autor mial na mysli kiedy kazal mi sie gapic przez 11 minut (sprawdzilem) na jakis dziwaczny techno-light-show-trip pod koniec filmu? Wzbogaca(ło) to kiedykolwiek kogos? Co ta sekwencja wnosi do filmu?
PS. Obejdzie sie bez nazywania mnie ignorantem, wkurza mnie ta glupia moda na filmwebie, ludzie wywyzszajacy sie nad innych bo owczesnym "przeskanowaniu" ocen rozmowcy, od razu wiedza ze jest "ignorantem".
Sekwencja podróży Bowmana, to podróż do nieskończoności. Dociera on do końca swojego życia, widzi siebie na łożu śmierci, gdzie w końcu umiera, aby dać początek gwieździe. Wreszcie staje w obliczu monolitu (tak jak małpy na początku filmu), który obrazuje coś nieznanego, ostatecznego. Monolit można postrzegać jako Boga, który odbiera i daje nowe życie, czy też jako świadka towarzyszącego wszechświatowi od jego narodzin do samego końca. Film ten rodzi wiele niedomówień, na które sami powinniśmy sobie odpowiedzieć, dlatego jest jednym z najbardziej tajemniczych i zarówno najwybitniejszych arcydzieł w dziejach kina. Tak jak wspomniałem, poświęć sobie godzinę na przeczytanie kilku interpretacji, jak już będziesz wiedział o co (mniej więcej) tutaj chodzi, to powtórz ten film po jakimś czasie, bo naprawdę warto i każdy ceniony się kinoman powinien go docenić.
Kwestia "dłużyzn" już na zawsze pozostanie sporna. Część ludzi uważa je za słusznie spotęgowanie kosmicznego klimatu, inni zaś jako niepotrzebny, niestrawny zapychacz. Ja oglądałem ten film jakieś pół roku temu i zdjęcia kosmosu wywarły u mnie tak ogromne wrażenie, że momentami szczęka mi opadała.
Ależ ja wcale nie wywyższam się nad innymi; po prostu staram się nakreślić granicę pomiędzy mieliznami kinowymi, antyfilmami, które są niestety najpopularniejszą kategorią filmową wśród większości widzów, a największymi dziełami w historii kinematografii. Widzę, że preferujesz luźniejszy typ filmów, dlatego nie mam bladego pojęcia czego się spodziewałeś zabierając się za Odyseję.
Verterain - Jak ja nie lubię snobizmu. Czy mógłbyś powstrzymać się od poniżania innych?
dawid1420 - Jak zauważyłam, ten film albo wciąga, albo nudzi. I wszystko zależy od indywidualnych potrzeb widza. Mnie nie przeszkadzały jakiekolwiek "dłużyzny" i ani na moment ten film nie wywołał we mnie uczucie znużenia. Choć lubię kino czysto rozrywkowe, to lubię też takie, na którym można się wyciszyć i na chwilę "zatrzymać". Nie wiedziałam czego spodziewać się po "2001: Odysei kosmicznej", ponieważ nie czytałam ani recenzji, ani opinii na jej temat. Seans wywołał u mnie lekki szok, ale w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Końcówka wprowadza tyle "zamętu", że nie wiesz "co jest grane". Choć forma tej produkcji jest dość osobliwa, to ten film przywołał u mnie wiele refleksji, np. o życiu pozaziemskim, wpływie postępu technicznego na ludzkość, czy sensie istnienia. Choć ta produkcja nie rozpoczęła moich rozmyślań w tym zakresie, ale na pewno trafiła celnie w moje odczucia. Bo ten film porusza wiele pytań na które wciąż nie znamy odpowiedzi, a które nadal nurtują. Ta produkcja "każe" nam oderwać się od tego materialnego świata i poszybować myślami - tak naprawdę - w głąb siebie. Każdemu towarzyszą inne odczucia i przemyślenia przy różnych scenach, dlatego też każdy indywidualnie odbiera ten film - stąd multum interpretacji. Wierz, lub nie, ale "dłużyzny" pozwalające nasycić się potęgą kosmosu oraz klimatem samego filmu, działają do dzisiaj. Jeżeli tego nie odczuwasz, nie znaczy to, że absolutnie wszyscy również tak mają. Duży wkład ma tutaj nasza wyobraźnia. Tę produkcję nakręcono pod psychikę widza, że się tak wyrażę. Żaden inny film science-fiction, nie dał mi możliwości całkowitego skupienia się nad duchowymi sprawami.
Sam obraz najlepiej jest mi zrozumieć, jeśli podchodzę do niego jak do czystej fantastyki naukowej. Owszem, niektóre jego elementy można odebrać jako symbolikę i doszukiwać się w nich drugiego dna. - I to też jest wedle własnych potrzeb. Ja wolę podejść do tego "dosłownie". Planeta, na której znajdują się małpy, to nasza Ziemia. Dlatego ta część została nazwana "Świtem ludzkości". Mnie akurat niezbyt się to podoba, ponieważ nie jestem za tym, że powstaliśmy z małpy. Ale to już kwestia tego, czy jest się za darwinizmem, czy też nie. Dlatego patrzę na to z przymrużeniem oka. Ów tajemniczy przedmiot, czyli ten czarny blok, traktuję jako wynalazek obcej cywilizacji. I to najbardziej pasuje mi do całej fabuły. Zresztą, sam film również podsuwa taką myśl. Podczas wyprawy na Księżyc, gdzie znaleziono monolit, astronauci rozmawiają o tym, że został on celowo zakopany i że była to zamierzona robota. Już tutaj można powoli domyślać się tego, że były to działania przybyszów z innej planety. Gdy już znajdują są na naszym satelicie i zaczynają kręcić się wokół tajemniczego monumentu, zaczyna on wydawać przenikliwy dźwięk. Następnie jest ukazana podróż innego statku kosmicznego. I dopiero po wyłączeniu zbuntowanego komputera można dowiedzieć tego, co jest celem jego wyprawy. Nagrana wiadomość dla załogi, informowała o możliwym dowodzie na istnienie inteligentnego życia pozaziemskiego (monolit) oraz o sygnale radiowym wysłanym na Jowisza (czyli ten przenikliwy dźwięk monolitu, znajdującego się na Księżycu). Dlatego w celu zbadania tego, co znajduje się na Jowiszu, wysłano ten drugi statek. I była to ściśle tajna ekspedycja, skoro sami astronauci tego nie wiedzieli. Również obok tego statku, ujrzeć można ten czarny blok. Barwną sekwencję uważam za podróż Dave'a w tunelu czasoprzestrzennym. Film zawiera proste (z punktu widzenia widza, bo z aspektu wykonawcy to już nie) efekty specjalne, ale one jednak mają dla mnie moc. Zatem kolorowa podróż naszego astronauty zaintrygowała mnie, i nie tak bardzo pod względem wizualnym (choć chwilami mnie odrobinę hipnotyzowała), jak pod względem emocjonalnym - to przerażenie bohatera przed nieznanym, wręcz graniczące z postradaniem zmysłów, i jego samotność w tej sytuacji. Pokój oraz "plastycznie" ukazane starzenie się Dave'a daje mi do myślenia, że nasz bohater spotkał się z obcymi i resztę swojego życia spędził na obcej planecie (czyżby na Jowiszu?). Samych monolitów było znacznie więcej, a nie tylko jeden egzemplarz, i każdy z nich sprawował inną funkcję. Praludziom dał zarzewie rozumu (wspomaganie rozwoju ziemian przez obcą cywilizację), na Księżycu zebrał informacje i wysłał do "centrali" (wiadomość o spotkaniu zaawansowanej cywilizacji ziemian), a dla Dave'a był bramą do tunelu czasoprzestrzennego (szybka podróż na Jowisza). Nasz bohater ponownie spotyka monument u kresu swego życia. Tę konkretną scenę odbieram w taki sposób, że jego duszę (czyli ten tajemniczy płód) czarny blok teleportuje w okolice Ziemi. Można uznać, że tym sposobem Dave wrócił na swoją planetę, a jego dusza czeka na to, aż wejdzie w ciało nowo narodzonego ziemianina.
Tak mi jeszcze przyszło na myśl, że monolit jednak mógł być tylko jeden, ale z całym arsenałem przeróżnych funkcji. Więc 4 000 000 lat temu jakaś obca cywilizacja wypuszcza swój wynalazek w przestrzeń kosmiczną. Dryfuje on jako sonda w poszukiwaniu obcych form życia, aż odkrywa Ziemię na której znajdują się praludzie (prawdopodobnie chodzi o australopiteki, gdyż czas ich życia oraz wyprodukowania monolitu zgadza się ze sobą). Daje im iskrę rozumu, a następnie lokuje się na Księżycu i "czeka" na efekty. Ze strony czarnego bloku jest to nawet świetne posunięcie, bo jak inaczej sprawdzić rozwój gatunku, któremu dało się intelekt, jak nie poprzez jego podróż na satelitę - co świadczyłoby o udanym badaniu. Po odkryciu monumentu przez ludzi, wysyła on swoim twórcom informację o pomyślnym eksperymencie. Dalej towarzyszy im w podróży na Jowisza, w celu uskutecznienia kontaktu dwóch cywilizacji.
"Można uznać, że tym sposobem Dave wrócił na swoją planetę, a jego dusza czeka na to, aż wejdzie w ciało nowo narodzonego ziemianina"
Film można interpretować na wiele sposobów, taki urok tych fabularnych dziur i oszczędności.
Osobiście założyłem w powyższej sytuacji błąd tajemniczej rasy obcych w kwestii kreacji inteligentnego gatunku. Podobnie jak ludzie i HAL 9000.
Mamy małpy, które to są nieszkodliwymi roślinożercami żyjącymi w stadnej zgodzie i harmonii. Pojawia się monolit, który wprawia zwierzęta w popłoch. Ciekawskie stworzenia dotykają monolitu - wówczas to przemieniają się w krwiożerczych i żądnych władzy mięsożerców. Błąd w sztuce bądź też celowy zabieg w ramach eksperymentu obcych.
Po zebraniu wystarczającej liczby danych za pomocą monolitu na księżycu oraz badań i obserwacji Dave żyjącego w miarę ludzkim środowisku jakim był luksusowo urządzony pokój obcy sporządzili nowy gatunek (czy też dopracowali stary) i w postaci płodu zesłali na jakąś zdatną do życia planetę.
Idee błędu podsuwają relacje HALA 9000 - jego całkowicie ludzkie reakcje i emocje (zresztą zaprogramowane przez człowieka) on sam jak i załoga interpretują jako usterkę. Istota mająca być doskonała zawiodła...
Zgadzam się, że można doszukiwać się porównań między małpami, a HALem 9000. Praludzie dostali coś na wzór wolnej woli. Ale komputer musiał być z założenia posłuszny, a za swoją niesubordynację został wyłączony - w zestawieniu z ludźmi, nie mógł posiadać tej swojej wolnej woli. W związku z tym, jeśli chodzi o ludzkość, to dość apokaliptyczna wizja się przedstawia.
Płód został teleportowany nie na jakąś planetę, tylko właśnie na Ziemię, a świadczy o tym jej satelita. Zdecydowanie widać, że to Księżyc ukazuje się po przejściu przez monolit. Choć na planecie nie można dostrzec wyraźnych kształtów kontynentów, to jej wygląd jest taki sam, jak podczas scen z "tańcami" statków kosmicznych.
W mojej opinii to głównie końcówka filmu jest najbardziej tajemnicza. A moją "dosłowną" interpretację całego obrazu traktuję jako podstawę do wszelkich swoich rozważań. Film mówi wiele o naszych obawach i nadziejach na przyszłość. Pobudza nasze myśli na tle egzystencjalnym. Porusza również temat dotyczący obcych cywilizacji. Gdyby reżyser chciałby nas "zamknąć" jedynie w zwykłej opowieści science-fiction, to pewnie by to zrobił. Wystarczyłoby, żeby zamiast intrygującego zakończenia, zrobić całkowicie klarowne oraz wszystko wyjaśniające. Uważam, że wtedy obraz nie wyróżniałby się aż tak bardzo spośród innych produkcji z tego gatunku (zarówno ówczesnych jak i obecnych). Dla kogoś może to być pretensjonalizm i to wyłącznie jego sprawa, jak to wszystko odbiera. W innym wątku napisałeś do mnie, że w Twoim przekonaniu reżyser machnął ręką na fabułę, ponieważ zależało mu tylko na prezentacji efektów specjalnych. Dosłownie nazwałeś ten film pustką fabularną - co mnie dziwi. Owszem, twórcy mogli mieć chęć pochwalenia się efektami specjalnymi i mogli to zawrzeć w tych "dłużyznach". Ale to nie jest wszystko, co ten film oferuje. Dla mnie "2001: Odyseja kosmiczna" jest fantastycznonaukową sztuką, ukazującą interesującą treść i dającą sporo do myślenia. Na dodatek rewelacyjnie i starannie wykonaną.
Bunt Hala też zrozumiałem. Rozumiem też te dłużyzny. To klimat tamtych lat. Ptaki, Szczęki - cała akcja zaczynała się w 3/3 części filmu. Stopniowanie napięcia itp. Ktoś młodszy oglądający te filmy zanudzi się, nie dotrwa. "wynalazek" w postaci gnata, dzięki któremu jeden gatunek małp miał przewagę można rozumieć jako ewolucję... ale co dalej ? Ten monolit? Jowisz i dokładnie kafelki niczym piksele? Dziecko w błonie... Założe się, że nawet scenarzysta i reżyser filmu nie wie o co w nim chodzi. chcieli nakręcić film z wieloma pytaniami, nie znając odpowiedzi...udało im się. Myślę, że w tym tkwi fenomen .