Tak, jest dobry, ale dla mnie jest znacznie przyciętą wersją historii z książki Clarka, nie moge dać więcej niż 7.
Ale film powstał w wyniku współpracy Clarka z Kubrickiem. Są *teoretycznie* spójną całością. Jednak oceniamy tylko film, więc 7/10 .
Zgadzam się, po przeczytaniu książki film bardzo stracił .
Gdyby oceniać całość 8, a nawet 9/10 .
Ja sądzę, że Clark napisał tę powieść i następne bo mu sie temat spodobał ;). Kubrick zaprosił go tylko do napisania scenariusza, nie powieści, a tym bardziej serii powieści. Gdyby Kubrick planował kolejne części, to by je nakręcił.
Mlodzik, ale mnie się to tak oglądało właśnie. Jak adaptację. Pominięto bardzo rzeczy przedstawionych w książce i ja naprawde nie dziwie sie kiedy ludzie piszą tu, że czegoś w tym filmie nie rozumieją, kwestii które w książce przedstawione są czarno na białym...
Jak można to oglądać jako adaptację, skoro film powstał przed książką? Film jest dokładnie taki jaki miał być. Niejasny, żeby każdy sam go sobie zinterpretował. Książka, wcale filmu nie wyjaśnia tylko wskazuje jedną z możliwych interpretacji (a przynajmniej tak wnioskuję z różnych wypowiedzi, bo sam jej nie czytałem).
z tego co teraz czytam wynika, że film wcale nie był tak bardzo pierwszy http://en.wikipedia.org/wiki/Arthur_C._Clarke#Adapted_screenplays
i tak, to się ogląda jak adaptację, bo film skraca i pomija wiele rzeczy dokladnie opisanych i czarno na bialym wyjaśnionych w książce. Co tu w ogóle interpretować jeśli w książce nie ma nic do interpretowania? kiedy oglądałem film i zobaczyłem ten tunel kolorowych światełek pod koniec myślałem że facet ma jakiś trip po lsd, na co dodatkowo wskazywałby fakt, ze krecono to w latach 60 tych ;p dopiero z książki dowiedziałem się, że monolit zaginał czasoprzestrzeń i on wpadł w tunel czasoprzestrzenny, w filmie w ogóle pominięto to co znaleziono na tym księżycu Satruna, bo tutaj w ogóle dolatują tylko do Jowisza...
Film powstał przed książką "2001:Odyseja Kosmiczna", nie przed wszelką książką. Z tekstu, który został przytoczony, wynika(kapitanie odkrywco - do ataku), że film bazował na opowiadaniu "Strażnicy", do którego odsyłam, a który, poza samą ideą, jest tak diametralnie różny od scenariusza "Odysei", iż równie śmiesznym, jak nazwanie filmu Kubricka adpatacją czy ekranizacją czegokolwiek, jest stwierdzenie, iż opowiadania o słynnym detektwie Holmesie są plagiatem Dupina Poego. Twórcy razem opracowali scenariusz. Tyle, że Clarke z tego scenariusza zrobił kolejną opowiastke sf, która, jak powiedziałeś, opisuje wszystko czarno na białym - najbanalniejszy i najbardziej ograniczający tak twórcę, jak i odbiorcę sposób przekazu. Faktycznie, bardzo trudno było domyśleć się, w została wplątana kapsułą Dave'a. Jak tragiczną była by idea Dave'a mówiącego "teraz wpadam do tunelu czasoprzestrzennego".
z przytoczonego tekstu wynika, że powstawały równocześnie o mistrzu ironii ;/ Nigdzie nie mówiłem o żadnym opowiadaniu 'Strażnicy' i nadal twierdzę, że po przeczytaniu książki film odbiera się tak jak jej adaptację. ODBIERA SIĘ , nie że film nią jest, to pewna różnica. Jak dla mnie to właśnie Kubrick niepotrzebnie zamydlił bardzo ciekawą opowieść usiłując z niej zrobić jakieś ponadczasowe dzieło o mnogości interpretacji i tak, mnie było trudno sie domyśleć gdzie leciał Dave i czy mu sie to przypadkiem tylko nie wydawało, zwłaszcza, ze pod koniec widzi siebie jako starca. Książka bardzo jasno to opisuje w przeciwieństwie do filmu. Dave znajduje na księżycu Saturna jeszcze jeden monolit, jego ostatnie słowa jakie docierają na ziemię to -mój boże, tu jest pełno gwiazd (przytaczam z pamięci, może niedokladnie) i wtedy zaczyna podróż przez galaktyki. W filmie wygląda to jak jakieś narkotyczne wizje, zwłaszcza, że ta scena zaczyna się nagle bez żadnego wprowadzenia.
Ale ja mówiłem o opowiadaniu "Strażnicy", i na tej kanwie stworzony jest film. I jeżeli chcieć na siłę z "Odysei" zrobić adaptację, to już prędzej na podstawie tegoż opowiadania. Rozumiem, że odbierasz film jako adaptację, mimo, iż nią nie jest. W takim razie samemu stwarzasz problem, który nie istnieje, ale nie ty jedyny.
Sen...w zasadzie to mógłby być sen, choć historia wydała by się wtedy niekompletna, a w zasadzie nie było nic, co sugerowało by, iż jest to sen, to też przyjął bym to jakoby nadinterpretacje. Ale zawsze to jest czyjeś zdanie. Choć to wątpliwe, jest już się nad czym zastanowić. Książka praktycznie nie daje takiej możliwości. Po prostu ją czytasz. Myślenia to rzecz drugorzędna....
Kubrick nie widnieje jako autor książki :P. Sprawa wygląda tak, że Kubrick zaprosił Clarka do współpracy przy pisaniu scenariusza, wcześniej Clark nawet nie planował takiej powieści nawet. A Kubric sam wspominał, że chciał stworzyć film filozoficzny.
wytłumaczcie mi w takim razie jedną rzecz i mniejsza o chronologię bo film i książka powstawały równocześnie- jak inaczej niż adaptacją nazwać fakt pominięcia (już nie tyle wyjaśniania czarno na białym) ale pominięcia w filmie wielu wątków przedstawionych w książce (od zabicia lamparta przez małpoludy przez niektóre detale podróży galaktycznej Dave'a) ?
+ porównajcie sobie powyższe z jakąkolwiek definicją adaptacji filmowej - odsyłam tu choćby do wikipedii
-->"Autorzy dodają i odejmują, łagodzą i zmieniają. Bardzo często pomijane są, ważne w pierwowzorze, wątki oraz zmienione zostają zakończenia"
hę?
dodam, że film całkowicie zmienia zakończenie przedstawione w książce ;]
To proste - "Odyseja" nie jest ani adaptacją, a na co wskazują też Twoje wpisy, ani ekranizacją. Jest po prostu odrębnym tworem, opartym na wspólnym szkielecie scenariusza, ale z różnym podejściem do problemu. Tak, jak różne obrazy przedstawiające ostatnią wieczerze - wszystkie przedstawiają to na różny sposób, czasem bardziej enigmatycznie i symbolicznie, czasem prosto i tak, jak to pokazuje Biblia. Ale nie znaczy to, że jeden obraz oparty jest na drugim.
wiesz, nie moge sie oprzec wrażeniu, że usiłujesz zrobić z tego filmu coś więcej niż to czym jest w rzeczywistości, ale ok, przyjmuje takie wyjaśnienie
Być może, a być może Ty próbujesz zrobić z tego filmu coś gorszego, niż jest w rzeczywistości. Ale jedni ludzie widzą w jednym ważne wartości, a drudzy w czym innym. Jeśli są to faktyczne wartości, a nie fłaszywe przesłania, to ważne, że je w ogóle widzą.
Bo książka oparta kubek w kubek na filmie miałaby jakieś 100 stron i sprowadzałaby się do opisów w stylu: "Dave płynął w przestrzeni kosmicznej i płynął... i płynął... i płynął...". Książka i film rządzą się różnymi prawami. Najbliższą stylistycznie prozą do "Odysei kosmicznej" byłyby "Sklepy cynamonowe". Opisy są baaardzo długie (ale za to jakie^^).
Zresztą, sam pisałeś, że książka i film wyszły w tym samym roku. Zdjęcia do filmu, o ile sie nie mylę, trwały 3 lata, tak wiec scenariusz musiał być gotowy jeszcze wcześniej.