Ciekaw jestem, jak można porównać "2012" do 2012, o których wspominają
przepowiednie Majów, czy chociażby Projekt Cheops. Z pewnością osoby
wierzące w nadciągający kataklizm wybrali (bądź dopiero wybierają) się
na film. Ja należę do tego grona i, pomimo negatywnych opinii
dotyczących filmu, wybieram się na niego za ok. półtorej godziny,
dlatego dopiero wtedy będę mógł wygłosić na ten temat swoją opinię.
Z początku, kiedy oczy były świeżo po nacieszeniu pierwszym trailerem
przedstawiającym tsunami przelewające się po Himalajach, sądziłem, że w
końcu powstaje jakaś produkcja o masowej skali propagandy cyklu życia
naszego świata, który już się rozpoczął. Obawiałem się w sumie wtedy
tylko paniki, jaka mogłaby zapanować wśród ludzi po obejrzeniu takiego
filmu. Głównym atutem są przecież efekty specjalne, które przyciągną na
pewno ogromne grono widzów.
Jeszcze wczoraj jednak dowiedziałem się (z wywiadu), że twórca nie tyle
miał zamiar tym filmem uświadomić o nadciągających czasach jak
największe grono ludzi, ile po prostu, chcąc stworzyć jakąś chwytliwą
produkcję, zabrał się za wyszukiwanie jakiś sensacji w internecie.
Wiadomo, na jaki temat natrafił i który mu przypasował. To jest jednak
najśmieszniejsze: on nawet wcześniej nie słyszał o przepowiedniach czy
wizjach mówiących o tym, co dziać się będzie za trzy lata. W szoku
jestem, jak można tępo siedzieć i dopuszczać, by do głowy wchodziło
tylko to, co gada telewizor.
Dobra, bo się trochę rozpisałem, a tu lecieć trzeba, bo nie zdążę
jeszcze ;) wracam za kilka godzin i z chęcią podyskutuję.
Pozdrawiam,
qoudaris