Produkcja ta jest jakos tam do przetrawienia, sama koncepcja - niewiadome pochodzenie wampirow wgryzajacych sie w miasteczko polozone na odludziu, ucieczka przerazonych ludzi miedzy uliczkami i domami, niczym konkretnym nie zachwyca. Znieksztalcone i blade twarze przy wyjadaniu tetnic, odcinanie glow, 3/4 planu, scenografii turla sie w sztucznej krwi, dodany watek jednego bardziej ogarnietego, bardziej logicznie myslacego, bardziej odwaznego (Hartnett ), ktory gotow jest oddac zycie za przerazonych i sfrustrowanych... i tyle. Bardziej drazniacego efektu dodaje ostatnie 15-20 minut filmu, zakonczenie zupelnie bezmyslne, nieprzemyslane, za bardzo hamerykanskie, za bardzo slodkie.
Natomiast sama 3-cio planowka Bena Fostera, zjada swoim wejsciem obsade 2 i 3 planu, te 20 minut roli dodaje niesamowitego klimatu, szkoda tylko, ze tak krotko.
I kolejny raz nie wzruszam sie widzac kolejna kiepska recenzja prowadzacych filmweb, tj. tutaj: Łukasza Muszyńskiego, ktory nie wysilil sie za bardzo, dopatrujac sie samych bledow, popsutych fryzur, nielogicznych wyjasnien, dajac filmowi ocene az(!) 7/10. Troche przesadyzm z ta wysoka ocena, dlatego od dawna nie sugeruje sie opiniami i powodem redakcji filmwebu.
Ode mnie slabe 4/10 (3,9/10).
UWAGA - SPOJLERY!!!
Co do Bena Fostera to się zgodzę. Oglądałem z nim jeszcze jeden film pt. "Hostage", w którym swoją rolą przebił wszystkich, łącznie z samym Brucem Willisem. Autentycznie czułem niepokój patrząc na jego wyczyny i niesamowity popis gry aktorskiej.
I podobnie jest w "30 dniach mroku". Ben Foster udowadnia, że jest bardzo dobrym aktorem (użyłbym nawet przymiotnika "rewelacyjny", ale z tym wstrzymam się do seansów innych filmów z jego udziałem). Choć zagrał w sumie rolę drugoplanową i bardziej epizodyczną to jest najjaśniejszym punktem tego horroru. Zasługuje na pochwałę i słowa uznania. I jeszcze jedno - z pewnością pasowałby bardziej na lidera wampirów niż William Stryker z "Wolverine'a".
Co zaś się tyczy całości obrazu...Film miał swoje mocniejsze i słabsze strony. Nie będę się rozwodził co dokładnie było fajne, a co mi się nie podobało. Nie mogę się jednak zgodzić z następującym zdaniem:
"Bardziej drazniacego efektu dodaje ostatnie 15-20 minut filmu, zakonczenie zupelnie bezmyslne, nieprzemyslane, za bardzo hamerykanskie, za bardzo slodkie." Uważam, że było wręcz przeciwnie - dzięki końcówce podniosłem ocenę filmu o jedno oczko (na 6/10). Może i poświęcenie się jednostki dla ogółu jest bardzo "hamerykańskie" (przykład w tym samym filmie - Beau, którego postać jednak wyjątkowo przypadła mi do gustu), jednak to co uczynił Eben (Josh Hartnett) było dość nieprzewidywalne. I nie nazwałbym zakończenia "bardzo słodkim" jako, że główny bohater spala się w objęciach swej ukochanej. Dla mnie to było raczej smutne...
Pozdrowienia.
Ja również dałem 6/10. Film ogólnie jest ok, nic nie wnosi, niczym nie zaskakuje, ale zrealizowany całkiem znośnie. Do tego, tak jak powiedzieliście, Ben Foster plus samo to jak pokazano wampiry (bardzo mi się spodobały takie prymitywne stworzenia, czyste drapieżniki. powiew świeżości po tych wszystkich wyrafinowanych wampirach które ostatnio oglądałem). Za to daje o 1 więcej niż OK, czyli 6/10.
PS. A zakończenie było dla mnie przykre. Już więcej pasteli na to tło za bohaterami nie dało się wpierdolić. Nie wiedzieć czemu od razu mi się z Matrixem 3ką skojarzyło, ze sceną jak wylecieli nad spalone niebo. Miętki chuj w gównie generalnie.
Heh, rozwaliłeś mnie swoim postscriptum:)
Co do 3 części "Matrixa" to nie będę się lepiej wypowiadał. Dla mnie ta "seria" skończyła się wraz z 1 częścią...