Ze względu na dość małą liczbę dobrych filmów z gatunku "straszącego" postanowiłem
ostatnio pobuszować po necie w poszukiwaniu jakichś ciekawych tytułów. Moją uwagę
zwróciło to, że ostatnio bardzo wiele produkcji wałkuje temat wampirów. Że niby to
straszne i w ogóle okrutne. Moją uwagę przyciągnęło kilka tytułów ze zmierzchem (sic!)
na czele. Jednak film "30 dni mroku" wyróżnia się spośród nich wszystkich (filmów o
wampirach oczywiście) tym, że... śmiało można nazwać go horrorem, bo po pierwsze -
straszy i to solidnie (oczywiście jeśli ogląda się w samotności), po drugie ma naprawdę
straszące "bestie" (już nie o sam wygląd chodzi, ale o ich zachowanie - takie...
bezuczuciowe, zimne, lodowate wręcz), po trzecie mamy dość ciekawe miejsce i w
związku z tym fabułę. Jak wspomniałem kreacje wampirów są moim zdaniem świetne i
takie, jakie być powinny - żądne krwi monstra, które nie mają nic wspólnego z urodą
Edwarda Cullena czy innego Draculi, posługujące się bliżej nieznanym (zapomnianym)
językiem, co jeszcze nadaje filmowi klimatu. Miasto wyrżnięte w pień, odcięte od świata,
a jedyni pozostali przy życiu mieszkańcy chowają się w bezsilności i bezradności wobec
nadciągającej śmierci.

Ogółem, żeby już nie lać wody zbyt dużo, film był bardzo dobry i za pierwszym razem
spełnił swoją rolę - wystraszył mnie. Dałbym mu śmiało 10/10, gdyby nie pewien
mankament - zakończenie... Nie chcę zbyt wiele zdradzać, ale ten mały szczegół wpłynął
na końcową ocenę i na to jak film odebrałem. A szkoda, bo przez większość czasu było
naprawdę ciekawie :)