Film określany mianem jednego z lepszych w swoim gatunku okazuje się całkowitą prawie klapą. Małe miasteczko, w którym zostaje 152 mieszkańców, jak informuje nas znak na początku filmu, do którego przybywa stado wampirów, do wampirów nie podobnych. Brak kłów przede wszystkim, a może właśnie masa zębów jak szpileczki, marnotrawstwo krwi, którą się żywią. Mordują bez większej przyczyny wszystkich już pierwszego dnia, a przez następne dwadzieścia kilka czają się na tych paru niedobitków. Rażące błędy, jak to na przykład, że po kilkudniowej zamieci śnieżnej nadal widać ślady krwi z pierwszego dnia rzeźni.
Prawie dwie godziny zmarnowanego czasu i niesmak, bo już dawno takiego kiczu nie widziałem.