300 było dobrym filmem. Estetyka, która mogła się podobać, albo nie, ale pozbawiona
hollywoodzkiego pierdzielenia. ,,Dobrzy,, to jednolici rasowo, stosujący eugenikę, wyśmiewający
ateńską demokrację madafakas, brak durnot w stylu kobieta-wojownik, czy wzięty z dupy Murzyn.
Antagoniści- wielorasowe imperium wielu kultur, zdrajca- odrzut genetyczny.
Niepoprawnie politycznie, prawda?
300 PI- Baby-wojowniki, nachalne pitu-pitu o demokracji i wolności. Powtórka schematu-
uciskane przez dużo silniejszego wroga społeczeństwo, pojawia się jednostka wybitna, która
prowadzi słabszą stronę konfliktu do walki, z obowiązkową sceną epickiej przemowy do
zrezygnowanych żołnierzy, w której gęsto poruszane jest zagadnienie wolności, po czym
jednostka wybitna wznosi w górę miecz/włócznię/karabin laserowy (w zależności od settingu), a
zebrani żołdacy pokrzepieni na duchu wznoszą gromki okrzyk. Ta sama bajka podana w milionie
wersji. Braveheart, Avatar, łotever made in hollywood.
Niemiaszki zrobili ze Spartan pierwszych nazistów, Ruskie ze Spartakusa i jego kumpli
pierwszych komuchów, więc czemu by nie zrobić z Ateńczyków piewców amerykańskiej
demokracji. Da się? Oczywiście, że się da. Rewizjonizm historyczny jak widać, podobnie jak Elvis
i Lenin wiecznie żywy.