Zmiana reżysera wyszła filmowi fatalnie. Pierwsza część była logiczna, dynamiczna, miała zapadające w pamięć sceny, dialogi, męskość, honor i klimatyczną muzykę. I przede wszystkim Leonidasa, który swoją charyzmą i mięśniami rwał do walki.
W kontynuacji Temistokles, główny bohater, wygląda jak chłopak wyjęty z serialu dla nastolatek, a reszta wojowników w ogóle nie pasuje do filmu. Są wychudzeni, wyglądają jak doklejeni do pejzażu.
Dobór aktorów jest fatalny, jedynie Eva Green jako tako daję radę. Filmowi brakuję fabuły, wydaję się być pocięty i złożony na szybko. Panuje chaos. Z każdym dialogiem jest coraz drętwiej, patos wylewa się z ekranu. Żałośniej robi się z każdą minutą.
Głupota zaczyna się od komicznej sceny seksu, wplecionej na siłę. Podczas sztormu statki uderzają w siebie, wojownicy Greccy nawet nie drgną, a potem wracają jak by nigdy nic na plaże na pogaduchy. I tak kilka razy. Grecy skaczą, latają, fruwają, krew leje się aż do przesady. Śmiech sceny z koniem, który biega sobie po statkach i to jeszcze w ogniu, przebija jedynie żona Leonidasa w sukience z mieczem, trzaskająca Persów jak rasowa wojowniczka.
Jest jeszcze masę albo drętwych scen, albo z głupimi dialogami, albo z brakiem logiki.
Dodatkowo wplecione są sceny z 300, Kserkses porusza się i mówi jakoś inaczej, tak samo Ephialtes nie przypomina siebie.
3/10, dno i kilo mułu...