ironia losu:
film o samolocie
kręcony na autopilocie.
eksces, w którym nic nie ekscytuje.
banał za banałem
na każdym poziomie.
ale kabinowe menage de trois ewokuje rozliczne ewokacje..
żeby się trochę podekscesić, wyliczam wielkich przedwiecznych:
gatunkowy wzorzec metra?
Nóż w Wodzie.
rozwodniony Nóż w Wodzie?
Martwa Cisza.
rozwodniona Martwa Cisza?
tegoroczny eksces gibsona.
operacja się nie udała, pacjent wciąż żyje.
czy leci z nami reżyser?
nie ma reżysera.
na automatycznym pilocie od początku do końca.
spokojnie, to tylko awaria.
na koniec tak się zastanawiam:
czy to gibson potrzebował bardziej tego filmu,
czy to ten film gibsona?
Dobre pytanie. Mnie zastanawia z jakiego powodu robił ten film. Nie śledzę wszystkiego więc nie wiem czy to jakieś warunki z wytwórnią czy inne czynniki zmusiły lub przyczyniły się do tego przedsięwzięcia czy może Gibson postanowił się rozgrzać przed Pasją 2?
no, też miałem podobne wrażenia. że - przywołując metaforykę z jego piaskownicy - wydobywa on miecza i wbija go w ścianę, aby się rozeznać, czy ręka jego wciąż sprawna. i tak zabija możnego pana własnej kreatywności.
No w każdym razie sam ten projekt Flight Risk tak nagle się pojawił i raczej nie był promowany w taki sposób by rzeczywiście jakieś grube pieniądze zarobił więc może to taka rozgrzewka przed czymś ambitniejszym. Na pewno to nie będzie wpływało to na moje oczekiwania na jego kolejny film. Już podobno w marcu tego roku wchodzą na plan Pasji 2 i póki tego projektu nie uwali brakiem lub nadmiarem swojej kreatywności to ja nadal będę z zaciekawieniem i zainteresowaniem czekać na kolejny film Gibsona bo wiele razy udowadniał że umie w filmy. I kto wie, może jeszcze zdoła nas zaskoczyć. Czekam