PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=874354}
2,1 29 tys. ocen
2,1 10 1 28702
1,1 35 krytyków
365 dni: Ten dzień
powrót do forum filmu 365 dni: Ten dzień

Film obejrzałam z ciekawości, jak bardzo "odmienią się" główni bohaterowie po sakramentalnym TAK.
I oczywiście nie będę pisać, ze film ma niewiele wspólnego z prawdziwym życiem i realizmem, bo to przecież film. I wcale nie chodzi mi o pomysł pójścia do ślubu (kościelnego!) bez majtek, ani plan spędzenia 99% swego życia na zwierzęcym seksie. Nie nie nie. To wszystko akurat MOŻE SIĘ PRZYTRAFIĆ.
Zastanawia mnie natomiast, po co wciskać wątek, w którym Laura otrzymuje firmę modową (bo przecież jest tak ambitna, że nie może znaleźć żadnej kreatywnej i ciekawej pracy i mąż musi jej kupić własną firmę) skoro najwidoczniej osoba pisząca scenariusz (prawdopodobnie sama Blania) nigdy żadnego biznesu nie prowadziła i wydaje im się, że prowadzenie firmy to przebieranie w ciuchach i picie szampana. Z takim podejściem właściciela, myślę że w następnej scenie powinni ogłosić bankructwo... Niestety nie dowiemy się jak Laurze idą biznesy, bo temat kończy się po jednej scenie.
Częstotliwość, wielkość i i nachalność luksusowych marek w filmie jest wręcz żenująca. Oczywiście, od samego początku wiemy, że są to bogaci ludzie, żyją w luksusie - OK rozumiemy to. Widać to po samochodach, willach lub po samym fakcie, ze jeden z głównych bohaterów jest bossem sycylijskiej mafii do cholery!
Ilość logotypów tych marek tak bardzo przytłacza, że cały film sprawia wrażenie, jednego, wielkiego, TANIEGO filmu promocyjnego marek X, Y i Z.
No i wracając do scen seksu - bo przecież głównie o tym jest film i jak wiemy, Massimo jest ucieleśnieniem niespełnionych fantazji Blani, o czym sama zawsze wspomina. Moje główne zastrzeżenie brzmi: PO CO?! Skoro wszyscy twórcy filmu usilnie próbują nam wmówić, ze to wcale nie jest soft porno ani film erotyczny, a erotyczny thriller/kryminał/film gangsterski, to po kiego wrzucać sceny seksu, które nic nie wnoszą, poza popatrzeniem na fajne ciałka?
Nie mam nic do scen erotycznych w filmach - są potrzebne, uwiarygadniają relację itd. W tym filmie niestety sceny są dla samych scen. Bez żadnego tematu, nie są zwieńczeniem tematu, początkiem wątku czy zawiązaniem fabuły. Są absolutnie puste. Jak przerwa na reklamy.
Podsumowując - mam wrażenie, że gdyby cały film przedstawić jako sen czy też fantazję erotyczną głównej bohaterki, wyglądałoby to lepiej. Natomiast przy obecnej koncepcji film jest wyłącznie przełożeniem na ekran wszystkich fantazji, kompleksów i niespełnionych doznań Blanki Lipińskiej. Przeciętny człowiek idzie z czymś takim na terapię, a nie do kina...

Pozytywny aspekt tego filmu? Nowy bohater - Nacho - jest znaaacznie przystojniejszy niż Massimo i nie ma miny gwałciciela-mordercy.

ocenił(a) film na 1
martycha_k

Można zachodzić w głowę, pytać "po co?" ale niestety ktoś za to płaci, ktoś to ogląda... Obecnie kulturą rządzą clickbaity. Pytanie nie powinno brzmieć "po co", tylko "co z tym zrobić".