Myślałem, że po poprzednim "365 dni" nie można nakręcić czegoś gorszego. Jakże się myliłem. Obejrzenie tego "dzieła" sprawia, że białko w oczach się ścina, a głowa zaczyna niepokojąco boleć i myśli się, że to zwiastun raka mózgu. Kolejny pseudofilm o niczym. Przepraszam, o ku...twie sprowadzonym do roli romantycznej bajki. Ewidentna promocja lenistwa (w końcu Laurze się nudzi, nie?) i sprowadzenia kobiety do roli seksualnego przedmiotu. Ale najgorsze to kolejne romantyzowanie gwałtu czy porwania(jak w poprzedniej części). Bo wiele zachwyconych pań po pierwszej części wręcz pisało teksty typu: "Och, jakbym chciała być tak porwana !"
Problem tylko w tym, że w takiej sytuacji (której nikomu nie życzę) raczej przystojny Massimo się nie pojawi, tylko gruby przepocony Wacek lub Józek o wyglądacie degenerata, który swoją ofiarę nie będzie trzymał 365 dni w pięknym domu jak z bajki, tylko kilka tygodni w zatęchłej piwnicy na swojej działce. I będzie mieć wiele szczęścia ta porwana jeśli na końcu jej nie poćwiartuje. Tak wygląda smutna rzeczywistość a nie te głupoty. Powinien być sądowy zakaz robienia takich filmów. O grze aktorskiej nie wspomnę poza tym, że raczej jest na poziomie reklamy konserwy turystycznej lub zupek w proszku. Scenariusza nie ma. To zbitek dziwnych ujęć bez ładu i składu. Naprawdę, dobre porno Marc Dorcel czy Private ma w sobie więcej erotyki i klimatu niż to coś. A pani "reżyserka" Basia niech może zajmie się czymś innym. Byle już nic więcej nie kręciła. Jest tyle innych pożytecznych zawodów. Uffff....Skończyłem. Szkoda, że nie można wystawić oceny "-1"