Myślę tylko, że niepotrzebnie tak bardzo uwypuklono romantyczny charakter Toma. Znam osoby,
które wydawały się być realistami, twardo stąpającymi po ziemi a jednak nie mogły się długo
pozbierać po rozstaniu z chłopakiem/dziewczyną. Myślę, że film skierowany jest przede
wszystkim do osób które przeszły przez zawod miłosny: zaakceptuj rzeczywistość, pogódź się
z faktem że ta osoba nie była dla ciebie i szukaj szczęścia z kims innym. Jest także pewnym
ostrzeżeniem i mówi o pułapce iluzji w związku. Ludzie mają tendencje do idealizowania
partnera, wierza w to w co chca wierzyc, nie widza sygnalow ostrzegawczych…
Film zrobił na mnie dość duże wrazenie, mysle ze najbardziej trafi do osób, które przeszly przez
coś podobnego.
Zgadzam się z Tobą w pełni odnośnie do ostatniego zdania. Do mnie również film trafił w 100%. Nawet powiedziałabym, że nie tyle mnie wzruszył, co trafił prosto w moje serce. Dokładnie wiedziałam, co czują bohaterowie, przeżywałam wydarzenia razem z nimi. Moim zdaniem '500 days of Summer' pokazuje jaka naprawdę jest miłość.
Ja w ogóle zmieniłabym polski tytuł, który bardziej oddawałby sens i istotę filmu. Zamiast '500 dni miłości', zaproponowałabym '500 dni (z) Summer'. Tytuł pokazałby wtedy bardziej, że nie tyle chodzi o miłość (od razu wszyscy stwierdzają: 'ach, kolejna komedia romantyczna - nuda...'), ile o wspólny czas, o samą głowną bohaterkę, Summer. O uczucie do niej, ale z naciskiem na to, że to toksyczna miłość. Zarówno z jednej jak i z drugiej strony.
Wszystkim, którzy mają ochotę obejrzeć film o tym jaka naprawdę jest miłość, tzw. od podszewki, od kuchni, polecam obejrzeć film '500 days of Summer'. Napiszcie potem, czy Wam się podobał czy nie i dlaczego :)