głowny bohater to ciota. głowna bohaterka to taka egoistka ze az szkoda patrzec. można
obejrzeć, ale szału nie ma.
Nie wiem dlaczego uważasz że główny bohater to ciota, ale jak tam chcesz. Natomiast ona jest egoistką ale takie właśnie kreacje bohaterów reżyserowie mieli zamiar stworzyć, i co tu dużo gadac - udało im się :)
no tak ja to odbieram-gościu jest ciotą :P aktora lubię, ale postać mi sie nie podoba. film jest dla mnie średni, ale to tylko moja opinia ;))
Spoko, nic nie mowie ;) Mi się film wyjątkowo spodobał, przez to że nie jest taki przekoloryzowany i dość prawdziwy ;p
no jest prawdziwy. nie wiem, moze tez drażni mnie ta cała zooey po prostu, w kazdym filmie tak samo infantylna i przesłodzona, a może po prostu nie powinienem sie brac za komedie romantyczne :PP
jaka jest definicja faceta cioty wg ciebie <to nie jest oskarżycielskie pytanie tylko z ciekawości>
bo daje sie ciągle nabierać kobiecie, chociaż dobrze wie, ze nic z tego nie będzie. no i potem rzuca talerzami i ryczy bidulek. chociaż najbardziej wkurzające w nim jest to, ze pomimo tego jak ona go potraktowała on ciągle uważa, ze ona była wspaniała i zadna inna nie bedzie juz tak dobra jak ona :P ja wiem, ze mozna miec problemy z ogarnięciem sie, ale ten gościu robi to w taki sposób jakby chodził do gimnazjum przynajmniej :P
naucz się ortografii i wtedy coś pisz. poza tym to jest miejsce do dyskusji co nam sie podoba, a co nie. nie umiesz tego robić to sie nie wypowiadaj.
zgadzam się, film w sumie niczym specjalnie nie zaskoczył, bez żadnych rewelacji.
Zgadzam się z tym, że główny bohater był mięczakiem, ale Summer nie była egoistką.
Moim zdaniem film jest cudowny, jakiś taki prawdziwszy niż większość filmów z metką "komedia romantyczna". Urzekł mnie swoim klimatem i humorem, a przede wszystkim kreacjami głównych bohaterów. Na pewno nie był nudny. Nieco wzruszający, smutny, ale jednocześnie zabawny i radosny (scena gdy zakochany główny bohater tańczy na placu jest jedną z moich ulubionych).
Rozwodzę się nad nim jak egzaltowana, przesłodka idiotka, ale film zdecydowanie przesłodki nie jest ; )
Trochę SPOILERÓW..... Zgadzam się - ten film jest po prostu przesłodki. Nie mdły, nie infantylny, nie głupawy jak większość komedii romantycznych. Jest uroczy i baaaardzo prawdziwy moim zdaniem. Zazwyczaj w komediach romantycznych jest tak, że się zakochują, ktoś przed kimś coś ukrywa więc jest kłótnia i obraza majestatu, a potem wielkie, szczęśliwe zakończenie. W związku z powyższym nie jestem fanką babskich filmów o miłości, a 500 days of Summer totalnie mnie zaskoczył. Ciągle japa mi się uśmiechała, mimo iż było mi niezmiernie żal głównego bohatera. Niby nie było tradycyjnego happy endu, a jednak cała historia skończyła się szczęśliwie dla obojga.
Nie zgodzę się też, że główna bohaterka była egoistką, bo uprzedzała Toma od początku, że nie szuka stałego związku. Najzwyczajniej w świecie to nie był dla niej ten jedyny. Jak się okazało, potem się zakochała i szybko wyszła za mąż bo poczuła TO o czym mówił jej wcześniej Tom. Miała być z nim ze współczucia? Wiadomo, że Joseph Gordon-Levitt jest tak słodki, że ja bym z nim była z obojętnie jakiego powodu;)
Jednym słowem: na pewno jeszcze wiele razy powtórzę sobie ten film bo jest świetną odtrutką.
dobra, ten film jest uroczy i słodki, ale prawdziwy?? nie wiem... moze z punktu widzenia kobiet, pomimo tego, ze głównym bohaterem jest facet. no ale w końcu to fikcyjna historia, a fikcja ma swoje prawa ;)) pozytywny przekaz jest okej, ale film nie jest prawdziwy... takie historie tylko w babskiej wyobraźni ;)
bo facet sie na prawde zabujał to od razu film nie prawdziwy ;p ?
moim zdaniem film był momentami prawdziwy aż do bólu, chociażby moment jak przez dziewczyne nagle świat stał się piękny, kolorowy, wszyscy mili i wspaniali, żyć nie umierać - ta scena została oddana świetnie, i po chwili przeskok w czasie do przodu - już nie tak kolorowo i niezwykle.
Porównanie oczekiwań i rzeczywistości w formie 2 obrazów - genialne. Co tu dużo mówić. Myślałem, że to będzie kolejna "komedia romantyczna" przy której dziewczyna mnie obudzi bym nie chrapał bo nie słyszy filmu, a było wręcz przeciwnie.
Film bardzo nie typowy, i takich trzeba, bo szablony w amerykańskich filmach znajdzie się w prawie każdym...
Po pierwsze polecam słownik. Po drugie to moje zdanie. I nie chodzi o to, że się zakochał i porównanie jego oczekiwań z rzeczywistością. Flm był fajny, nie tak wybujały jak reszta komedyjek, ale są prawdziwsze filmy o relacjach damsko-męskich, więc nie rozumiem zachwytów nad prawdziwością owego filmu.
I dlatego był dla mnie nudny. Bo owszem uroczy itp. , ale nie porwał mnie swoją fabułą. Film raczej dla kobiet i to tych samotnych.
Gowno prawda. Tyle w temacie. Ludzie maja rozny gust i niestety nie masz pojecia komu film moze sie spodobac, bo wszechmocny, przykro mi, nie jestes... a to ze tobie sie nie podoba, to inna sprawa.
no i to chodzi, ludzie mają różny gust. ale też różne zdanie i to jest moje. nie mówię, ze ten film to jakaś klapa/tragedia, ale bez jaj, porywający on nie jest. dla mnie. moje odczucie jest takie, że ,,zakochują" się w nim głównie samotne babki i tyle. można obejrzec raz będąc facetem, ale jarać sie nim jakoś mocno to chyba dziwne...
Ja widziałem 3 razy i bardzo mocno go sobie cenię! Prawdą jest, że to kobieta potrafi całkowicie wywrócić facetowi świat do góry nogami... a także go zawalić. A ten film ukazuję to idealnie. Więc jestem "dziwny" dla Ciebie. Pozdrawiam :)
no zobaczyć to 3 razy, żeby dojść do wniosku, że kobieta może zawrócić w głowie jest dziwne ;)) nawet moja dziewczyna obejrzała to raz i jakoś nie widze żeby chciała jeszcze raz, chociaż ,,ścniadanie u tiffaniego" ogląda co pół roku prawie :P
Każdy lubi co innego. Ja ten film uwielbiam tak samo jak np. "Before Sunrise"... a znowu Tiffany jest dla mnie jednorazową pozycją. Ale żeby dojść do wyżej wymienionych wniosków, jednak trzeba samemu przeżyć taki rodzaj załamania... niestety.
ja sie z nikim nie chciałem kłócic, to wy mi staracie sie udowodnić, że nie mam prawa do swojej racji. dla mnie to szału nie ma, są lepsze filmy, które wolę oglądać po 2-3 razy. nie wiem, może jestes platoniznie zakochany bo innego sensu w tym nie widze... ;)) w każdym razie rozumiem, ze tak spędzasz swój wolny czas, ale daj mi prawo do własnego zdania.
Przecież nikt ci nie zabrania wypowiadać własnego zdania. Wprost przeciwnie, szanuję je i akceptuje :) Platonicznie nie, ale jestem po szeregu załamań sercowych i wiem jak bohater tego filmu się czuje, dlatego jest mi to takie bliskie. Przecież się nie kłócimy, tylko wymieniamy między sobą poglądy :)
Ja tam preferuję konwersację niż bezsensowną kłótnię... najlepiej przy kubeczku dobrej kawy. Więc zapraszam na jakąś kulturalną dyskusję :)
Gościu siE przestraszył propozycji kawy ;D Ja akurat zgodze sie z opiniami, że film jest zabójczo prawdziwy. Jest w 90% odtworzeniem moich relacji z pierwszą "prawdziwą" miłością. I z tego co widze po komentach tu i na innych portalach nie jestem w tym uczuciu osamotniony ;)
Antyseba, wymieniles w jednej ze swych wypowiedzi "Before Sunrise". Zdecydowanie mamy podobny gust co do filmow o relacjach damsko-meskich ;D pozdrowionka
hahhaa, nie-przestraszyłem sie słowa ,,kubeczek" ;) a tak na serio to po prostu powiedziałem już wszystko w tym temacie..
Ej kiepski mam refleks, wiem, ale muszę nadmienić, że nie jestem samotną babką, a mimo to ten film uwielbiam, więc tu się pomyliłeś, że zakochują się w nim tylko samotne:)