ale szczena mi poszła przez całość filmu. Scenariusz wali przez łeb - wbrew pozorom bardziej rozważania socjologiczne pod Ursulę LeGuin niż zachwyt technologią. W świecie, w którym każdy potencjalnie funkcjonuje w 10 kopiach, wszystko jest możliwe, a dowodem osobistym można się podetrzeć. Ku rozwadze panom ateistycznym naukowcom.
Panowie ateistyczni naukowcy doprowadzą do zguby i zagłady tego świata - to wydaje się być nieuniknione - wystarczy, że stworzą sztuczną inteligencję lub inny zaawansowany wynalazek jak to zrobili tworząc bombę atomową. Raz otwarta puszka pandory nie da się już zamknąć...
da się - zlikwidować wszelką broń atomową, zlikwidować wszelkie firmy pracujące nad sztuczną inteligencją, zamknąć światowe totalitarne lewactwo w więzieniach, powrócić do normalności.
Pamiętam jak oglądałem ten film, pewnie krótko po premierze, mając jeszcze naście lat, i jak mi on wtedy "zrył banię". Pojawiły się pytania o to, kim ja właściwie jestem, co znaczę, po co to wszystko, i tym podobne. Chyba dobry tydzień miałem doła.
Bo człowiek się klonuje przekazując geny. Trudno nazwać nas indywidualnymi stworzeniami jak masy przeciętnych ludzi wyglądają jakby ich robiono w laboratorium bo ich osobowości są jak zrobione od sztancy. Jesteśmy tak do siebie podobni jakbyśmy faktycznie się wcale nie rodzili bo urodzić się to nie być zwykłym Kowalskim jakich jest na pęczki.