Ten cytat z klasycznego już dzisiaj musical`u (dla tych co nie czają chodzi o "Kabaret") najlepiej określa powód dla którego wogóle powstał ten film!!!
TAK! Dobrze się domyślacie, że mam raczej niepochlebną opinię o omawianym tutaj obrazie.
Jestem w miarę na świerzo po projekcji "88 minut" w TVP1 i przyznam, że już po przeczytaniu samego opisu filmu w WP zapaliła mi się dioda ostrzegawcza, po przeczytanej jedynej jak dotąd recenzji w fimwebie zaczęła się już świecić 100-watowa żarówka, ale po obejrzeniu było jeszcze gorzej!
W zasadzie tak ogólnie to ten film jest dość znośny i nie powiem, że ogląda się go z przyjemnością, ale oczywiście jest klasą samą w sobie w porównaniu produkcjami a la Steven Segal, Dolph Lundgren czy, szczególnie wczesny Jean van "Cloude" lub tym podobne głupkowate "sensacyjne" produkcje. A jednak...
Może od początku:
Przez pierwsze jakieś 20 do 30 minut filmu mamy festiwal scenek, które żekomo mają nas wprowadzić w główny nurt historii o której opowiada dalszy ciąd materiału filmowego. Jednak ta introdukcja jest potraktowana w potwornie schematyczny i pobieżny sposób i nie wnosi w zasadzie nic do dalszej części filmu. Na dobrą sprawę cały film mógłby się obyć całkowicie bez tego kawałka bo tak jak on został przedstawiony to wystarczyło by żeby narrator na wstępie odczytał go z za kadru! :) Oczywiście nie mam tu na myśli, że to wprowadzenie do głównej akcji jest wogóle nie potrzebne temu utworowi, wręcz przeciwnie aby nie sprawiać wrażenia, że twórcy zupełnie nie przykładają się do swej pracy, zamiast 20~30 minut powinno ono trwać dwa razy tyle bo film dzięki temu byłby znacznie ciekawszy i zyskałby pewną głębię.
Następny etap "dzieła" zaczyna się po dziewięciu latach od wydarzeń przedstawionych we wprowadzeniu, jednak my całkowicie tego nie zauważamy (zasługa bylejakości wprowadzenia). Mimo, że teoretycznie upłynęło szmat czasu i wiele, wiele przez ten okres się powinno wydażyć to wszyscy nasi bochaterowie zachowują się tak jakby sytuacje przedstawione we wstępie wydarzyły się wczoraj, a dzisiaj mamy lekkiego kaca, ale tak generalnie to mamy brave new day. No cóż rok nie wyrok, a w tym przypadku 9 "roków".:)
Mnie osobiście to okropnie irytowało, że zarówno głowny bochater grany przez Pacino`a jak i cała policja właściwie w lot kojarzyli fakty i sytuacje tak jakby przez 9 lat niczym innym się nie zajmowali, wszystko jest dla nich proste i oczywiste. Ot takie ciągłe przebłyski intuicyjnego geniuszu.
Ponieważ moją intencją nie jest streszczanie akcji to w zasadzie już można by przejść do finału bo cały okres do końca filmu w zasadzie jest projekcją lepiej lup gorzej powszechnie znanych i wykorzystywanych motywów, a finał dość naiwny i nieprzekonujący.
Z pewnych szczegółowych słabości tego obrazu to dodatkowo osobiście mnie irytowało np. to, że nasz doktor Gra
ten film do dobry przykład jak mozna zepsuc film. ten film jest niedogladania, wole filmy z van damem, wole wszystko byle nie ten film, to jest porazka.
takiego irytujacego, nudnego, ten film to poprostu dno, szkoda mi pisac o takim czyms jak ten film, nie polecam, mozna sie zanudzic na smierc!