wciąż jestem wniebowzięty monotematycznym nastolatkorealizmem clarka.
detal, detal i jeszcze raz detal. jak w klubie tropikana WHAM. skóra, fajka i jeszcze raz fajka. jak w reklamie papierosów lucky strike.
niby rozumiem to bicie na alarm i toporne zarzuty drugiej strony, ale z trzeciej strony - być może clark skrywa coś, co uczyniłoby z niego osobę niebezpieczną, gdyby nie było rozładowywane w sztuce?
plus ciekawy myczek elektryczek z konstrukcją tak zwanego nawiasu:
chłopak ogląda zdjęcia dziewczyny w prologu, przed zbliżeniem, dziewczyna ogląda zdjęcia chłopaka w epilogu, po zbliżeniu.
jeżeli przyjąć linearną ciągłość narracji: chłopak ogląda, bo pragnie zdobyć, a kiedy zdobywa, porzuca i zapomina. dziewczyna ogląda z tęsknoty, ponieważ została zdobyta i porzucona.
chłopak wpatruje się w przyszłość, dziewczyna wpatruje się w przeszłość, a ja wpatruję się w potencjał na dwugodzinną tragedię romantyczną.
totalna szkoda, że film trwa zaledwie piętnaście minut.