"Across the Universe" stanowi tylko nieśmiałą otoczkę dla twórczości Beatlesów, bo nawet bez niej te piosenki działają na nasze emocje, docierają do głębi. Julie Taymor dobrze wiedziała co robi wybierając właśnie Beatlesów:).
Mnie film, jako całość, na kolana nie powalił (szczególnie fabuła), no ale trzeba przyznać, że wymowność i symbolika niektórych scen, dociera nawet do takich "bezuczuciowców" jak ja:)))
(np. motyw ze statuą wolności, gdzie pomnik ten niesiony był przez młodych żołnierzy, niczym krzyż przez Chrystusa- podkreślenie męczeństwa, oddania i takie tam; w sumie proste odniesienie, ale tym bardziej wymowne.)
Dużym plusem są także wspaniałe aranżacje (no ale to już wszyscy wiemy:).
Przez pierwsze 35 minut filmu zastanawiałam się, dlaczego ten film dostaje tak wysokie noty (nic ciekawego się nie działo, piosenki wyglądały tak jakby zostały wciśnięte na siłę, a sceny nie były ze sobą spójne), ale kiedy usłyszałam wykonanie Joe Cockera, a za jakiś czas Bono i inne, zrozumiałam:)).
Moja końcowa ocena 7/10. Wg mnie warto pooglądać, bo jeśli ktoś jeszcze nie kocha Beatlesów, to pokocha, a kto już kocha, to się nie odkocha. hehehe (masło maślane)