dziwi mnie jedno.... dlaczego film dostal jakosc filmwebu a pan pietrzyk w swojej recenzji sam sobie zaprzecza... "suchy emocjonalnie"... "wiekszosci scen brakuje pasji i emocji"... jakos filmweb i ta recenzja wykluczaja sie wzajemnie... pozdrawiam
właśnie co wróciłam z kina...początkowo film nie do końca mnie przekonywał ale w miarę im akcja posuwała się dalej ja również wchodziłam w świat, który stworzyła Julie Taymor.jednak czuje pewien niedosyt, chyba zgadzam sie właśnie z panem pietrzykiem, zabrakło tam emocji i pasji.w porównaniu z "fridą" lub "tytusem" uważam że ta produkcja wypadła najgorzej.oczywiście niektóre sceny były genialne, jak np. pobór do wojska lub 'truskawkowe wariacje' ale ale zabrakło emocji.a może to przez obraz stworzono emocje?no nie wiem.ale i tak uwielbiam kino pani Taymor.
a co do jakości filmwebu to raczej ciężko stwierdzić jakimi prawami się to kieruje ale osobiście uważam że warto obejrzeć ten film.nie musi być idealny, a to tylko etykietka z napisem "jakość filmwebu".recenzje to przecież subiektywna opinia.
pozdrawiam.
A mnie właśnie dziwiła w recenzji ta niby "suchość emocjonalna" ;) Historia jest raczej prosta, ale emocji jest sporo i wynikają tutaj: z danej sytuacji (jak przy "Let it be"), obrazów (jak przy "Strawberry Fields forever"), czy relacji między bohaterami i to, co z nich wynika (popsucie się relacji między Jude, a Lucy, czy między Sadie, a Jo-Jo). Jeśli chodzi o to ostatnie, to ktokolwiek był kiedykolwiek zakochany musi odczuwać emocje :) Nie da rady inaczej ;) Może w pewnym sensie jest to wtedy projekcja naszych uczuć, ale jednak film i to, co się w nim dzieje, uaktywniają ją :)
A pasja? Gdyby nie pasja, to ten film w ogóle by nie powstał :)
Ja pokochałam ten film jeszcze przed wizytą w kinie.. byłom sobie w grudniu na jakiejś komedi, nawet nie pamiętam na jakiej poprostu z nudów wybrałam się do kina. Siedze sobie z koleżanką narzekając na ilość i długość rklam i nagle... pojawia się zwiastun "Across the Universe". Poprostu dech mi zaparło.. to była miłość od pierwszego wejrzenia. Po powrocie do domu odrazu ściągnełam soundtrack i słuchałam go w kółko, a moja facsynacja rosła. Niestety moja szkoła i zajęcia pozalekcyjne nie dają mi możliwośći na popołudniowy wypad do kina ale w ferie już mogłam i pierwsze co zrobiłam to kupiłam bilet do kina i poszłam na ten film. Po zobaczeniu go już wiem że to jest miłosć do śmierci i już stoi na półce obok moich najukochańszych filmów i w tym momęcie jest pierwszy. Nie wiem czy powodem jest to że uwielbiam piosenki Beatlesów, czy historia z tego filmu ( jestem zwykłą dziewczyną i kocham historie miłosne zwłaszcza tak pozytywne i "dobre") czy niezwykła atrakcyjnośc głównego bohatera ale naprawde pokochałam ten pełen emocji, pasji, klorów i bodźców film. Reżyserka manipulowała mną jak chciała raz płakałam a za chwile uśmiech pojawiał się na mojej twarzy, najbardziejlubie rzeczy które wyzwalają moje emocjie i ten film taki jest!