6,0 59 tys. ocen
6,0 10 1 59498
6,4 62 krytyków
Ad Astra
powrót do forum filmu Ad Astra

Chociaż podobał mi się film Nolana, to jednak "ad Astra" nie ma tak naciąganej fabuły jak "Interstellar". Zawiązanie akcji jest podobne - Ziemi grozi zagłada. Jednak nie z powodu "nagłej i niespodziewanej" infekcji zbóż, ale z powodu awarii statku kosmicznego i wywołanego przez niego strumienia antymaterii. Też naciągane, ale bardziej sensowne. Nie mamy też istniejącego tylko w hipotezach tunelu czasoprzestrzennego do innej galaktyki, ale zwiedzamy nasz Układ Słoneczny. Wiele osób zarzuca filmowi zbyt krótką podróż bohatera, w porównaniu np. do lotów Voyagerów - to prawda, ale w przyszłości będą inne, wydajniejsze silniki i być może inne paliwo do rakiet. Szkoda tylko, że nie wykorzystano w pełni potencjału Donalda Shuterlanda i Tommy'ego Lee Jonesa - zwłaszcza ten drugi grał postać o skomplikowanej psychice. Samo miejsce, w którym przebywał - mroczny kraniec Układu Słonecznego, orbita Neptuna - jest jednocześnie przerażająco piękne i mroczne, idealnie oddające stan ojca głównego bohatera. Światło słoneczne jest już nikłe, a ciemnoniebieska (zgodna z rzeczywistością) barwa planety jeszcze bardziej potęguje chłód. Zastanawia mnie tylko co skłoniło starszego McBride'a do tego, co uczynił na końcu? Czy wyrzuty sumienia po śmierci załogi statku? Czy przyzwyczaił się do samotności? A może rodzaj rozczarowania, z powodu nieznalezienia sygnałów od obcych cywilizacji?

ocenił(a) film na 8
CorporalHicks

Myślę, że stary McBride sfiksował, gdy okazało się że jednak nie udało znaleźć się śladów życia. Idea, dla której poświęcił żonę i syna oraz całe życie okazała się mrzonką. Rozczarowana załoga uznała, że chce wracać przynajmniej na Marsa (rodzice tej czarnoskórej kierowniczki stacji) - bo mieli po co i do kogo - a ten z wściekłości zwariował, wybił załogę i został na Neptunie.

użytkownik usunięty
CorporalHicks

""ad Astra" nie ma tak naciąganej fabuły jak "Interstellar"

Zlituj się, bo zaraz pęknę ze śmiechu. Cały ten film jest naciągany począwszy od momentu, w którym do międzyplanetarnej misji wybierają człowieka blisko spokrewnionego z celem misji, a skończywszy na Bradzie P. surfującym po pierścieniach Neptuna.

ocenił(a) film na 8

Może mało realistyczny ten surfing, ale za to pomysłowy start - wykorzystanie ruchu obrotowego anteny. I w jakiej pięknej scenerii. Nadal jednak uważam że film ma mniej przegięć niż Interstellar, który miał sceny piękne lecz nierealistyczne, jak np. dopasowanie prędkości obrotowej przed dokowaniem, co nie udało się Mattowi Damonowi przy nieruchomych statkach. A pokrewieństwo między bohaterami miało zwiększyć determinację Pitta, dowództwo było pewne że zrobi wszystko aby uratować ludzkość.

użytkownik usunięty
CorporalHicks

To, że "Interstellar" też był przegięty, nie sprawia, że "Ad Astra" jest mniej przegięta. A z tym pokrewieństwem to był moim zdaniem nietrafiony pomysł - z tego samego powodu, dla którego chirurdzy bardzo często odmawiają operowania członków własnej rodziny. Zastanów się dlaczego.

ocenił(a) film na 5
CorporalHicks

W Interstellar było trochę głupot, ale jak na standardy tego, co się nazywa obecnie filmowym SF film był prawie ultrarealistyczny. W Ad Astra jedna nielogiczność goni drugą, a prawa fizyki twórcy mają zupełnie w nosie.

Zdjęcia na pewno dużo ładniejsze niż w Interstellar, ale same zdjęcia to za mało, żeby stworzyć dobry (i mądry) film.